Temat: BEZROBOCIE w Polsce ;)))))))
Ale Ty nie tymi kategoriami operujesz :-) Mi chodzi o aktywizację ludzi, którzy siedzą na zasiłkach, kwalifikacje mają niemal żadne, ale zarabiać chcą.
Dam Ci przykłady "z własnego podwórka" osób, które trochę kopnęłam w tyłek i nie narzekają w tej chwili:
Dziewczyna po zawodówce fryzjerskiej, skończyła staż i nie wiedziała co z tym dalej zrobić bo zaraz po nim miała 3-letnią przerwę (mamą została, śliczny bajtel swoją drogą). Pewnie jakąś pracę by znalazła, ale poszłyśmy inną drogą: rozrzuciłyśmy po mieście ładnie wydrukowane ulotki z informacją, że fryzjerka "domowa", znaczy taka co czesze u klientki, zaprasza na bezpłatną próbkę swoich umiejętności. Zrobiłyśmy zebranie pań w domu znajomej, z kawą, ciasteczkami i w ogóle takie towarzyskie, i kilka z nich dostało gratisowo zrobione uczesania. Ewcia ma teraz firmę zatrudniającą kilka dziewczyn, jeżdżą sobie po domach bogatych klientek, i żyją jak pączki w maśle.
Pani po 50, kwalifikacje w zasadzie żadne. Obłędnie za to gotuje, sama się do niej czasami uśmiecham o jakieś ciasto :) I na tym teraz zarabia, całkiem ładnie zresztą: gotuje na spotkania rodzinne, towarzyskie, przyjęcia, święta różnego rodzaju. Fortuna to nie jest, ale jej na normalne funkcjonowanie spokojnie starcza. Wystarczyło znaleźć pierwsze dwie klientki, potem samo poszło metodą polecania.
Kumpelę mającą obłędną wprost pamięć i zmysł organizacyjny "podsunęłam" kiedyś znajomemu-znajomego, który za licho nie mógł sobie dać rady z uporządkowaniem papierów i przepływu informacji w firmie. I teraz żałuję że sama siebie nie podsunęłam ;) a ona tej pracy w życiu nie straci, bo dzięki jej cechom, nawet nie umiejętnościom, firma tak ruszyła z kopyta że ostatnio na kawę podjechała świeżutką Alfą. Cudo. Laska po zawodówce, jakąś gastronomię robiła czy inne takie cholerstwo.
Ale najlepszy to kumpel był: zaczynał studia budowlane, informatyczne, marketingowe - i pewnie zacząłby jeszcze parę innych, gdybym się nie wkurzyła. Robił bowiem sobie i znajomym, tak o, hobbistycznie, różnego rodzaju "ozdobniki" - rzeźby, figurki, ozdoby, itp. Z materiałów różnych, a pomysłowy jest diabelnie. Zaparłam się przy okazji Winobrania wszystkimi czterema łapami i zmusiłam go, żeby spróbował chociaż parę sztuk sprzedać. Aktualnie kończy uczelnię plastyczną, a sprzedaje swoje wytwory czasami i po tysiąc PLN sztuka. Do Wrocka się chyba zmył z tego co wiem, bo z parę miechów się nie widzieliśmy.
Ja wiem, że to jest parę na krzyż przypadków i one są kroplą w morzu bezrobocia. Ale naprawdę, czasami rozbija się li tylko i wyłącznie o pomysł na zrobienie czegoś. I nic więcej, bo jeśli człowiek ten pomysł podłapie, to przeważnie sobie świetnie poradzi.
Nie demonizujmy, ludzie nie są skończonymi idiotami. Po prostu czasami nie potrafią się poruszać po tym pochrzanionym rynku.