Temat: Złote myśli
<b>Grubasy w cieniu leszczyny</b>
Dlaczego warto mieć nadwagę, czyli radosna twórczość na giełdowych forach internetowych.
Spróbujmy wyobrazić sobie taką oto sytuację: leszcz kupuje na górce kilo papiera na open, niedługo potem jednak jest ostry zjazd, aż po dolne widły, leszcz uświadamia sobie, że przez naganiaczy i brak kontaktów z analem przepompował balon, ten zaś pękł. Czyżby przegapił sygnał Psa Baskerville'ów? Jak to możliwe? Przecież nie tak dawno wyraźnie widział spodek! Lekką kiszonkę na portfelu jeszcze by strawił, ale to? Po tym, jak zaczął się ostry wysyp i lecą całe batony, leszcz już wie, że dał się ubrać w papier, więc wychodzi ostro wtopiony z Mostka pekacem (z szybkością cekaemu!). Gdzieś w tle słychać pełne lęku i trwogi jęki chóru: „Ale hardkory!". Po drugie zaś stronie barykady siedzi grubas, który tylko na to czekał: teraz zbiera papier. Może dla siebie, a może jedynie jako parkingowy. Jedno jest pewne: wyjdzie z tego zarobiony.
Brzmi jak sen wariata? Być może. Witajcie na giełdzie!
Mnożenie, czyli odejmowanie
Każdy, nawet najbardziej szalony sen ma swoją wykładnię - zacznijmy więc od początku. „Leszcz" (liczba mnoga: „leszczyna" ) to pejoratywne, acz bardzo często spotykane na forach internetowych poświęconych grze na Giełdzie Papierów Wartościowych (np. na portalach Bankier.pl i Parkiet.com) określenie drobnego gracza. Nie ma wiele środków, ale te już posiadane stara się w jak najkrótszym czasie rozmnożyć.
Swój potencjalny zysk często widzi w day-tradingu: kupi parę „kilo" (1k, czyt. ‘kilo', to tysiąc, w tym przypadku jednostek) „papiera" (czyli akcji) - na przykład Mostka albo Biotka (Mostostalu, Biotonu - elementy obcego, „wrogiego" świata dobrze jest „oswajać", nadając im własne, najlepiej pieszczotliwe nazwy) - na open, tj. otwarciu sesji, często „pekacem" (PKC, a więc po każdej cenie, bez względu na kurs). W planach ma „wyjście" z niego (czyli sprzedanie go) jeszcze tego samego dnia, gdy poczuje się dostatecznie „zarobiony" (od ‘zarabiać'). Plany jednak często krzyżują „zjazdy", czyli ostre, najczęściej niespodziewane, spadki kursu. Jak pech to pech!
Grubymi nićmi szyte
Takie jednodniowe transakcje mają to do siebie, że są najczęściej efektem impulsu. Bywa, że spora grupa „naganiaczy", czyli - by tak rzec - forumowych „nieinstytucjonalnych lobbystów" tak umiejętnie podkręci atmosferę, prognozując bliskie („jutro!") szczyty cenowe na wybranych spółkach (zwykle tych, których chcą się pozbyć z „portfela", czyli zbioru wszystkich posiadanych przez siebie akcji), że pociąga za sobą tłumy.
Wzmożony popyt odbiera zmysły. „Leszcz", wbrew racjonalnym przesłankom, wynikających choćby z analizy fundamentalnej (czyli m.in. na podstawie wyników finansowych spółki, jej perspektyw na najbliższe lata i „dopuszczalnej" ceny jednej akcji) i ostrzeżeń anali (czyli analityków giełdowych), rzuca się na walor, zwykle już na „górce" (w okolicach swojego historycznego cenowego maksimum), przyczyniając się (często nieświadomie) do „pompowania balona", czyli sztucznego windowania ceny i tak już przewartościowanej spółki. „Naganiacze" widzą wówczas znakomitą okazję do sprzedaży, a że robią to masowo, pospołu z wietrzącymi megabiznes przyczajonymi „grubasami" (waga ciężka - przeciętny „grubas" ma ze 100-200 „kilo" giełdowej „nadwagi" ponad normę, wszystko oczywiście na „papierze"), cena gwałtownie spada i „balon" pęka. Część „leszczyny" zaczyna „sypać" (na gwałt pozbywa się akcji; może uda się wyjść na zero?) ze strachu przed jeszcze większym „zjazdem", część uparcie trzyma „papier", w nadziei na odbicie.
Po widłach
A miało być tak pięknie. Na giełdowym firmamencie niektórzy widzieli przecież długi „spodek" (termin z AT, czyli analizy technicznej, zapowiedź zmiany trendu kursu akcji), miały być wyżyny. Czyżby przegapiony sygnał Psa Baskerville'ów (kolejne pojęcie z zakresu AT; kurs porusza się odwrotnie niż sugerowałyby to wskaźniki)? Tym oto sposobem „grubas" zafundował „leszczowi" nowy ciuch: „ubrał" go w „papier" (zostawił mu kawałek bezużytecznej - za przeproszeniem - gumki, „balon" z jedynie wspomnieniem po powietrzu; „leszcz" ma za słabe płuca, by samemu go ponownie nadmuchać). Ciekawe, co teraz? „Kiszonka" (długotrwałe utrzymywanie się kursu na tym samym poziomie) czy dalsze dołowanie?
Kiedy kurs sięga aż po dolne „widły" (GPW ustala górne i dolne ruchome widły dopuszczalnych wahań cenowych, by utrzymać kurs w ryzach), część „grubasów" i w tym widzi swoją szansę. Może warto zacząć na nowo „zbierać" (odkupić akcje od tych, którzy nie wytrzymali napięcia) i potem znów „ubrać" „leszczynę", która nie uczy się na własnych błędach? Niewykluczone też, że w perspektywie ogłoszenie rekordowych wyników spółki i zawczasu zgłosi się ktoś chętny do „zaparkowania" z powodu dodatkowych procentów. „Parkingowy" przechowuje „batony", czyli pokaźne pakiety akcji, na życzenie inwestora planującego przejęcie spółki, a nie chcącego się chwilowo ujawnić; przekroczenie 5 proc. akcji danej spółki zmuszałoby go do wydania oświadczenia o stanie posiadania. Wszystko się może zdarzyć!
Na wariackich papierach
Kiedyś, w początkach istnienia instytucji giełdy papierów wartościowych, metodologia inwestowania była głównie wypadkową kilku czynników o charakterze stricte naukowym. Przydawała się przede wszystkim znajomość matematycznych podstaw teorii gier i rachunku prawdopodobieństwa. Dziś bliżej jej raczej do teorii chaosu. Analizę fundamentalną natomiast można na krótką metę spokojnie porzucić na rzecz lektury „Psychologii tłumu" Gustava Le Bona.
Warto czasem poobserwować giełdowe fora internetowe, choćby tylko dla ich specyficznego plastycznego języka i opartej na nim „radosnej twórczości". Warto też dać się porwać „snom o potędze", ale tylko po to, by stały się one potem bodźcem do rozłożenia tego wszystkiego na czynniki pierwsze i wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Najlepiej wtedy oczywiście odstawić na trochę grę.
Źródło:
http://www.polityka.pl/kultura/218329,1,grubasy-w-cien...