Temat: A gdyby tak...
Nie wiem czy to jest najlepszy przykład. Wrocław akurat ma bardzo ciekawe osiągnięcia co do masażu.
Gorzej z innymi szkołami wyższymi w Polsce, które czasem w ogóle nie zapewniają studentom praktyk.
Wracając do naszych sąsiadów. Nieraz to wypływało w dyskusjach, iż mają a i owszem sporo materiału na studiach, ale i tak potem rozwijają dany temat na dodatkowych kursach. Przykładem jest sławetny KFU. Czasem sięga to miesięcznego kursu. Pragmatyzm króluje. Owijasz przez dwa dni palce a ciągle słyszysz za plecami dalej, dalej:). Oczywiście nie po polsku.
Z drugiej strony rozmawiasz z praktykującym od 30 lat drenaż i w ogóle KFU fizjoterapeutą i chcesz porozmawiać np na tematy oboczne jak cellulit, a an ci tłumaczy że zajmuje się drenażem w przypadkach klinicznych, no i masz ci los. Dla przeciętnego Polaka mogą to być klapki na oczach, dla nich raczej wąska specjalizacja.
Co jest ciekawe z punktu widzenia organizacyjnego to deklaracja praktyki. Nie jest tak że fizjoterapeuta siedzi w praktyce w rehabilitacji, a po południu udziela się w spa lub też ma w ofercie z jednej strony fizjoterapię, a z drugiej bliżej nieokreślone wschodnie tematy. Albo rejestrujesz firmę jako usługi fizjoterapeutyczne i trzymasz się w miarę ściśle tematu, albo jesteś healer/naturopata, albo spełniasz się w spa. Masażysta i mistrz od hydro to z kolei trochę inna branża.
Nam to trochę trudno zrozumieć, ale to wynika z układu cechowego i w miarę możliwości nie włażenia sobie w kompetencje, to tak w skrócie. Przyglądałem się temu niejednokrotni. Z szacunku do zawodu fizjoterapeuty, oni z szacunku do zawodu dyplomowanego masażysty. Podaję to zupełnie jako ciekawostkę. Zależy to od landu, ale można przykładowo u sąsiadów jak i w Austrii, nie otrzymać zgody na uruchomienie nowego gabinetu, bo według danego współczynnika jest już w danym okręgu wystarczająco. Jak widać co kraj to obyczaj, oj jaki by się raban u nas zrobił, gdyby komuś odmówiono rejestracji kolejnego gabinetu.
Tu się rozpisałem jedynie z socjologicznego punktu widzenia. Nie do się oceniać gdzie jest lepiej, jest po prostu inaczej. To kwestia mentalności, zrozumienia innych mechanizmów rynkowych. Bywałem np u kolegów którzy bez skrupułów zapraszali mnie za zgodą pacjentów abym zobaczył jak pracują, tak w domach jak i kliniczne w ambulatoriach. (Nie wiem czy u nas jest to w takim stopniu wykonalne:)). Nie znam niemieckiego jestem polsko i angielskojęzyczny, to im nie przeszkadza. A tego samego dnia już wieczorem siedzieliśmy w jakieś knajpie gdzie gromadzą się fizjoterapeuci, masażyści, osteopaci i przy kuflu piwa debatują. Oczywiście każdy omawia swój najciekawszy przypadek, tam także sporo ekspertów:), jest głośno, humorystycznie.
Kiedyś w kawiarni we Wiedniu, rozmawiając z kelnerką, padło hasło masaż terapeutyczny. Od razu temat do rozmowy bo sama studiowała chyba fizjoterapię. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale akurat nie o patologii lub niedociągnięciach edukacji :).
Mnie trochę ubawił respekt dla masażystów. Oni wolą się spełniać jako fizjoterapeuci, uważają bowiem że skupianie się w praktyce przede wszystkim na masażu to ciężka praca. A ostatnio nabierają respektu do wschodnich klimatów, jak zauważyłem zwłaszcza do shiatsu. Dlaczego? Myślę że dlatego iż Japończycy w swoim współczesnym pragmatyzmie uczynili swojego rodzaju mix. z elementów akupresury, pracy z ciałem z elementami biernego ruchu. To im odpowiada.
No ale mogę się mylić, to tylko refleksje spostrzeżenia.
Mnie akurat w swoich kontaktach zawodowych przykładowo w Niemczech, Dani, Włoszech czy USA, zaskakuje to, czego musimy się jeszcze długo uczyć. Respekt dla odmienności praktyki!!!
Raczej nie udowadnia się co jest gorsze, tylko co jest skuteczniejsze! Takie skupienie się na pozytywach:). Jeden jest pragmatykiem i skupionym ściśle na terapii, pracy klinicznej, a drugi na zabiegach prozdrowotnych, nurcie body work, a jeszcze inni na alternatywie, spa.
Dla każdego jest miejsce.
To tak trochę jak w serialu Lekarze:) jest tam Adam Gajewski (Jivan) - Lekarz medycyny, internista, osteopata, jogin, trochę zielarz, trochę psycholog, pracuje w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (SOR). Tyle że to taki serialowy szpital z innej planety. Taka alternatywna medycyna z kliniczną superwizją w jednej osobie. Chyba chciałbym pracować w takim szpitalu:0)
Pozdrawiam koleżeństwo.
Piotr Szczotka edytował(a) ten post dnia 14.11.12 o godzinie 11:13