Temat: test na pracoholizm
Nie byłam może pracoholikiem, ale w pewnym momencie życia weszłam na tą ścieżkę.
Szybko się cofnęłam... (jestem zodiakalną wagą :)
Ale to w sumie ciekawa sprawa z tym pracoholizmem.
Najpierw człowiek zaczyna pracować. Jeżeli praca jest ciekawa, nie musisz się do niej zmuszać - lubisz to.
Lubisz patrzeć jak twoje działania przynoszą efekty (przyczyniają się do wzrostu firmy), masz poczucie, że coś fajnego tworzysz! Projekt nad którym ciężko pracowałaś(eś) i który tak bardzo dał Ci w kość, zakończył się sukcesem!
Człowiek czuje wtedy jakby był na haju :)
To daje straszną satysfakcję i powera do dalszej pracy.
I myślę, że tak powinno być! Dobrze jest kiedy lubisz swoją pracę!
Problem zaczyna się wtedy kiedy człowiek zaczyna myśleć że bez niej (bez właśnie TEJ KONKRETNEJ pracy) twoje życie się zawali.
Granica między pasją a pracoholizmem jest bardzo płynna i pewnie dlatego tak łatwo ją przekroczyć.
Do tego dochodzi strach przed byciem zbędnym (co się stanie jeżeli się okaże że ludzie sobie radzą beze mnie?).
JA na początku odbierałam każdy telefon od szefa czy kolegów/koleżanek z pracy (nawet na urlopie):
- myślałam że przecież skoro zawracają mi głowę na urlopie to znaczy że musi to być coś straaasznie ważnego i świat się zawali jak nie odbiorę (albo mnie zwolnią po powrocie;)
- jednak po pewnym czasie zorientowałam się, że właściwie w 90% przypadków to były zupełne bzdury (po prostu komuś się nie chciało przeszukać starych maili, zajrzeć do dokumentacji albo zwyczajnie wejść do neta i "wygooglować" sobie potrzebne informacje)
- łatwiej jest chwycić telefon i zadzwonić...
- przeanalizowałam te 10% super ważnych problemów. I zadałam sobie pytanie: A co by się stało gdybym naprawdę nie mogła odebrać, bo np. nie miałabym zasięgu, albo miałabym (albo ktoś z mojej rodziny) wypadek? Co by się stało?
- Odp: 2 możliwości: Przypadek 1 - koledzy/koleżanki by sobie jakoś (lepiej lub gorzej) poradzili. Przypadek 2 - nie poradzili by sobie i po powrocie miałabym troszkę więcej pracy, bo miałabym trochę telefonów do załatwienia, w najgorszym razie - musiałabym zgasić kilku pożarów.
No i przestałam odbierać pocztę firmową i odbierać telefony na urlopie i w weekendy. Jeżeli jest coś arcyważnego, to osoba która chce mnie złapać nagrywa się na pocztę głosową. Po odsłuchaniu oceniam czy sobie beze mnie poradzą i oddzwaniam tylko w przypadkach gdy odp. brzmi - NIE.
Po powrocie pytam ludzi - "dzwoniłeś do mnie. mieliście problemy. Niestety odsłuchałam wiadomość dopiero wieczorem. Jaki jest stan?" - i często otrzymuję odp. "no mieliśmy, mieliśmy, ale jakoś sobie poradziliśmy, choć było gorąco..."
Na początku bałam się utraty pracy (przecież ktoś może stwierdzić że skoro radzą sobie beze mnie, to znaczy że jestem zbędna), ale z drugiej strony nie musi tak być: właśnie wtedy kiedy jestem niedostępna mają okazję się przekonać jak to by było gdyby mnie nie było ;)
Interesuje mnie jednak jedno: Jak szefowie, właściciele patrzą na pracowników, którym (tak jak mnie) z testu wyszło, że pracoholizm im nie grozi? Ja nie mam z tym problemu i sama staram się nie dzwonić do ludzi na urlopach (chyba że naprawdę się pali), ale jednak czasami mam wrażenie, że pracodawcy lubią mieć u siebie pracowników z zaawansowanym pracoholizmem.