Temat: wu shu shaolin
Łojjj... nie pamiętam :(
Niemniej jednak uważam, że bolesny okres rzeźbienia w gównie w temacie chińskich sztuk walki w Polsce, który to zaczął się pewnie gdzieś w okolicach lat siedemdziesiątych (Łoziński, Brudni i pewnie jeszcze paru gości co coś gdzieś usłyszeli, a potem pomyśleli że właściwie to jak pierdykną se chiński znaczek i zrobią medytację, to ich metodę dawania w ryj będzie można nazwać kung - fu) można uznać za definitywnie od kilku lat zamknięty. I raczej spuściłbym litościwie zasłonę milczenia na dokonania "farbowanych chińczyków" niż uznawał ich za bohaterów tamtych czasów.
Na szczęście (nasze, a na nieszczęście różnych miszczów co se nadawali kolejne 'duany' drogą korespondencyjną, w ramach różnych związków i zrzeszeń) przyszły czasy kiedy wszystko jest łatwo zweryfikować, wystarczy komputer, internet i odrobina chęci.
Problem tylko jest taki, że całe to towarzystwo od "pszczyńskiego kung fu", "karate tsunami", nauczania 108 styli w szkole "red tiger" nie umie chyba robić w życiu nic innego, i ciągnie swój wózek dalej. I ciągle znajdują się jeszcze tacy, co łapią się na kolorowe plakaty, a weryfikować wiarygodności już im się nie chce ;)