konto usunięte
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
To jest konieczna i nieuchronna norma.Najczęściej i najbardziej w normie objawia sie w okresie dojrzewania .Przybiera postac swoistego buntu i naturalnie powinna skończyć sie około 20 stki.
Ten bunt jest potrzebny by odrzucic narzucone zasady i zadnia rodziców oraz wyrobić sobie swoje własne zdanie
Tak rodzi sie indywidualnosc ,która na starosc trąci i tak tym czym za młodu nasiąknie i niewiele sie rózni od swoich rodziców.
Jednak by "owocowac" w swoim rytmie trzeba wydostac sie spod opiekuńczych skrzydeł .
Jeżeli rodzice sa mądrzy a dzieci maja mozliwosc buntu ,to proces ten końćzy sie "dojrzałoscia emocjonalna" młodego człowieka.
Jezeli jednak /tak jest najczesciej/ rodzice sa nadopiekuńczy ,lub zbyt autoytatywni bunt jest stłumiony w zarodku i przybiera na wew agresji ,lub rodzi osobowosc niesamodzielą.
Jest to trudny okres i dla rodzica i dla dziecka ,Tutaj potrzeba ogromu madrej miłosci ,by go przetrwać z pozytywnym skutkiem .
Czasami warto pamietac ,ze;
-Brak pomocy jest najlepsza pomoca.
Im samodzielniej dziecko rozwiazuje swoje problemy ,tym staje sie silniejsze.
Nazwałabym to okresem Czuwania....dla rodzica
Gdyz czas buntu obfituje w rózne głupie decyzje młodego człowieka ,które wloka sie za nim całe życie...
Jednak nie przezyjemy życia za innych .
Bywa ,ze ten okres nie ma mozliwosci wystapenia i wtedy Bunt przychodzi pózniej ,lub wcale , lub trwa całe zycie.
Spotykamy wiele takich osób o niedojrzałej osobowosci i wiek nie gra roli.
Lecz zawsze w kazdym czase mozna ten problem "przerobic"...
Bardzo wielu osobom pomaga np Radykalne Wybaczanie.
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Jezu Tina uwielbiam Twoje wypowiedzi, bo jakos tak dziwnie mi z nimi po drodze. Tak rodzice w madrym wychowaniu i jak nazwalas madrej milosci powinni swoje zdanie w pewnym momencie przytrzymac na wodzy i dac szanse wyklarowaniu sie autorytetu wewnetrznego wlasnego dziecka. Jelsi sie taknie stanie bo konsekwencje sa dluuuugo i mocno widoczne, bo ci mlodzi ludzie nie radza sobie z decyzyjnoscia w samodzielnej rzeczywistosci. To tak jak z wyprowadzaniem sie od rodzicow. Niby zawsze mozna wrocic - bo to w koncu rodzice - ale wyprowadzka na tzw. swoje to mocny sprawdzian mlodego czlowieka z samodzielnego radzenia sobie z zyciem. Nawet jesli bywa trudny, powinno sie go przejsc bez mamy i taty za raczke z parasolka i w kaloszkach.konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Ja jestem za .Sama swoje dziecie "wyrzuciłam " z gniazda po maturze.Jak tylko dostało sie na studia zamieszkało na mieszkaniu studenckim
Narobiło głupot ,ale staneło na nogi.
Dzisiaj jest zjawisko "zapiecka " powszechne .
Mama ,tata pomogą , a tak na studiowanie trzeba zarobic ..
Szczególnie panom tak sie to podoba ,ze potrafia sie do 30 a nawet 40 stki sie od mamy nie wyprowadzic.
Nie ma jak u mamy .
Pełna lodówka , poprane , poprasowane...
Dobrze sa takie matki jak moja szwagierka , która majac trzech synów , nauczyła ich wszystkiego /łacznie z gotowaniem i mogła pojechać na Wielkanoc do sanatorium :-))
A synowe tylko beda ja chwalic
Bożena Barbara
Pieśkowska
Myśl o tym, czego
chcesz, a nie o tym,
czego nie chcesz :-)
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Jeśli się wychowuje dzieci dla tego że je się kocha to nie.Zaś wychowywanie dzieci po to by mieć na starość opiekę (to tak skrutowo) to owszem tak i przykre ale ja przerabiałam ze swoją mamą ten drugi przykład. Rozmawiałam z nią na ten temat przytakiwała mi i robiła swoje.
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Hmm wiesz Basia nie wpadlabym na to ze mozna hodowac dzieci na wlasny interes na stare lata, ale moze amsz i racje, bo jakbym sie uparla to kilka znajomych przypadkow bym trafila...konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Mozna i to jest/było bardzo powszechne zjawisko.Oczywiscie dośc charkterystyczne dla pewnego pokolenia.
Nie wytykajac nikomu wieku.
Jeszcze do lat 60 tych zasada trójcy świetej obowiazywała dość powszechnie.
Należało miec Trójke dzieci .
Jedno dla Boga -Ksiadz, zakonnica,
Drugie dla przedłuzenia gatunku -dla małżeństwa
Trzecie jako opiekę na starośc.
I by bylo zabawniej nawet w swiatłych rodzinach takie / juz podswiadome/ myślenie funkcjonowało.
Do tego z góry dzieci były wznaczone.
pierworodny -ksiadz,
środkowy -do ludzi
ostatnie -opieka na straosc.
Nie ważne ,czy na przykład to własnie pierwsze chciało zaopiekowac sie rodzicami a np ostatnie zostać ksiedzem .
Mam kolezanki ,które nigdy nie chodziły z chłopakiem i opiekowały sie mama do jej smierci a teraz "marzą " o zyciu pozagrobowym ,bo nie maja dla kogo zyc.
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Rodzice w pewnym momencie Twojego życia stają sie Twoimi największymi wrogami.. w sumie nazwałabym to jedną z części składowych definicji kryzysu młodzieńczego. I owszem tak najczęsciej się dzieje, i owszem każdy powinien.. poprawka, każdy to przechodzi w odrębny dla siebie sposób.Tylko że...
"Jeżeli rodzice sa mądrzy a dzieci maja mozliwosc buntu ,to proces ten końćzy sie "dojrzałoscia emocjonalna" młodego człowieka.
Jezeli jednak /tak jest najczesciej/ rodzice sa nadopiekuńczy ,lub zbyt autoytatywni bunt jest stłumiony w zarodku i przybiera na wew agresji ,lub rodzi osobowosc niesamodzielą.
Jest to trudny okres i dla rodzica i dla dziecka ,Tutaj potrzeba ogromu madrej miłosci ,by go przetrwać z pozytywnym skutkiem .
Czasami warto pamietac ,ze;
-Brak pomocy jest najlepsza pomoca.
Im samodzielniej dziecko rozwiazuje swoje problemy ,tym staje sie silniejsze."
Z tym się w żaden sposób zgodzić nie mogę.
Proces buntu, nawet u tzw. "mądrych rodziców" nie kończy się dojrzałością emocjonalną człowieka, ponieważ ta kształtuje się przez praktycznie nasze całe życie, a poza tym śmiem twierdzić, że współcześnie przy ogromnym zezwoleniu na bunt młodziezy pozwalamy kreaować młodzież przewrażliwioną, rozpieszczoną, niedopowiedzialną, a co najgorsze niedojrzałą emocjonalnie...W momencie kiedy rodzice są nadopiekuńczy lub zbyt autorytarni, ten bunt bardzo często narasta w młodym człowieku i prowadzi do bardzo hmm ciekawych zachowań.
Zaś brak pomocy często jest najgorszą pomocą.
Powiem szczerze, że ja bym chciała aby dzieci miały oparcie w swoich rodzicach, żeby wiedziały, że jeśli czegoś nie wiedzą, to u rodziców się tego dowiedzą, chciałabym aby w rodzicach miały wsparcie, przyjaciela, żeby mogły przyjść i bez strachu powiedzieć, że chcą gdzieś wyjść na imprezę, spotkać się ze znajomymi, chciałabym aby rodzice pytali gdzie, z kim i kiedy wrócisz, ale pozwalali dziecku wyjść z domu, chciałabym aby rodzice ufali własnym dzieciom, a dzieci ufały rodzicom.. i takie coś da sie zbudować, ponieważ mam wielu znajomych, któzy owszem w jakiś szczególny dla siebie sposób przeżywali ten kryzys młodzieńczy, ale rodzice nie byli ich wrogami, wręcz przeciwnie i nie powiem by dziś te osoby były albo agresywne, albo niesamodzielne, radzą sobie bardzo dobrze, są odpowiedzialne, studiują, mieszkają same lub z kimś i mają w rodzicach oparcie.
Błędem, który zauważam, jest owszem nadopiekuńczośc, autorytarność, albo całkowite przyzwalanie na zachowanie dziecka, często dzieciaki wtedy czują się "olane" przez własnych rodziców a efektem jest działanie często mocno destruktywne, tylko po to by zwrócić na siebie uwagę rodziców.
Dzieci potrzebują być kochane, potrzebują mieć oparcie i wzorzec w rodzicach, wiedzieć, że jeśli zabłądzą to rodzice ich znajdą, że jeśli odejdą to rodzice przyjmą ich z powrotem jeśli będą chciały wrócić.
Brak oparcia, miłości, opieki i zrozumienia dla psychiki dziecka rodzi nie tylko bunt przeciwko rodzicom, ale zakłóca całe późniejsze życie dziecka, tworzy tzw. duże dzieci, które mają kłopoty z relacjami międzyludzkimi, które własne relacje z rodzicami odtwarzają codziennie w życiu z innymi ludźmi... dzieci, które często nie dojrzewają i chcą na siebie zwrócić uwagę całego otoczenia.
Można by o tym mówić i mówić. Osobiście polecam wszystkim rodzicom i tym, którzy są zainteresowani relacjami miezyludzkimi, książki pod tytułem: "Toksyczni rodzice", "Toksyczni ludzie" oraz "Toksyczne namiętności".
Prawda jest taka, że widząc, że dziecko dojrzewa trzeba być dla niego oparciem, trzeba nauczyć je już od maleńkości jak sobie radzić z przeciwnościami, trzeba pokazać już od początku, że jesteśmy dla tego dziecka wsparciem, że zrozumiemy to że dziecko chce poznać świat, że jeśli się potknie i upadnie to jeśli nie będzie wiedziało jak sobie pomóc to pokażemy mu jakie śą możliwe rozwiązania.
Owszem dzieci muszą stawać sie samodzielne, muszą wiedzieć jak radzić sobie z życiem, tylko że jeśli dziecko nie będzie miało w nas oparcia, jeśli nie będzie wiedziało, że może z nami porozmawiać i czerpać z nas i naszych doświadczeń wiedzę, to w ten sposób skazujemy je na samotność.
Osobiście nie popieram pomysłu "wywalania" dziecka z domu po maturze i choć może w Pani przypadku odniosło to porządany skutek, to bradziej kojarzy mi się to z powiedzeniem komuś "teraz radź sobie sam". Ja osobiście bym małymi krokami pokazywała dziecku jak może być samodzielne, przygotowała je do tego, że to gniazdo kiedyś będzie musiało odpuścić, powoli zachęcać to życia samemu, do pracowania na siebie, wtajemniczała w tajniki życia dorosłego człowieka, we wszystkie niuanse podatków, zasad, praw etc. i w momencie kiedy powiedziałoby mi, że chce się wyprowadzić to wtedy tak, zgodziłabym się na to, bo wiedziałabym, że z własnej woli chce to dorosłe życie poznać, ze chce sobie radzić same i jednocześnie wiedziałoby, że jeśli np. nie będzie wiedziało jak wypełnić jakiś formularz, czy choćby zrobić jakieś trudniejsze danie na obiad, to będzie miało zawsze świadomość, że moze do mnie zadzwonić a ja mu wytłumaczę i wtedy ono zrobi to samodzielnie. Bardzo chcę by rodzice byli wsparciem dla własnych dzieci.. ale to widzę bardzo rzadko.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam wypowiedź Pani Wieczorek, o tym że zaraz po maturze "wyrzuciła" swoje dzieci z gniazda, przypomniała mi się taka metafora zagubionego dziecka (Naturalnie nie kieruje tego do Pani, po prostu takie skojarzenie)
"Wyobraź sobie małe dziecko, które opuszcza szcześliwą chatkę w lesie, by zwiedzić okolicę. Gdzieś po drodze spotyka stworzenie, którego przedtem nigdy wcześniej nie widziało.Wystraszone biegnie z powrotem do domu. Jeśli pochodzi ze zdrowej rodziny, znajduje tam słowa otuchy i zapewnienia bezpieczeństwa. Rodzice wypytują, co się stało, stwierdzają, że stworzenie było niegorżne, i zachęcają, by dziecko nazajutrz znów podjęło wyprawę.
Natomiast dziecko z niezdrowej rodziny napotyka zamknięte drzwi. Wali w nie w zapamietaniu, błagając o pomoc, bo wyobraża sobie, że potwór skrada sie za nim. Widzi światło w szczelinie pod drzwiami, promyk nadziei zachęca je do jeszcze mocniejszego kołatania, ale nikt nie przybywa na ratunek. Im mocniej wali, tym bardziej chce się dostać do środka."Justyna Zborowska edytował(a) ten post dnia 25.05.09 o godzinie 20:52
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Wybacz Justyna ale gdzie Ty przeczytalas ze rodzic nie jest oparciem dla dziecka w ktorejkolwiek z powyzszych wypowiedzi? Gdzie tu sa owe zamkniete drzwi w ktore sie wali i nie mozna wejsc??? Bo ja tego nie widze.Odnosze wrazenie, ze piszesz to raczej w strachu ze rodzice moga Cie wyrzucic zaraz po szkole z domu i bedzie trzeba sobie samemu radzic i ze wlasnie owe zamkniete drzwi napotkasz. Oczywiscie nie kieruje tego do Ciebie tylko takie mam skojarzenie.
Madra milosc polega moim zdaniem na tym ze pozwalamy popelniac bledy, jestesmy wsparciem ale nade wszystko w zadnym wypadku nie prowadzamy za raczke jak przedszkolaka. Czlowiek gdy konczy 18 lat zaczyna uwazac sie za doroslego. I dobrze o tym wiem bo sama tak myslalam. Tylko zeby byc doroslym nie wystarczy byc pelnoletnim trzeba byc samodzielnym. Dlaczego zatem doroslego jak siebie nazywaja 18-sto latkowie czlowieka ma ktokolwiek ganiac z parasolka zeby przypadkiem nie zmokl????Krytykowane przez Ciebie "wyrzucenie z domu" - brane w duzym cudzyslowiu i absolutnie bez doslownosci - swiadczy o wypuszczeniu na gleboka wode, ale pod czujnym okiem rodzica. Nasza rola jest pozwalac popelniac bledy i pomagac sie na nich uczyc, a nie do 30-stki wolnym spacerkiem pokazywac ze tu sakrbie mozesz sobie zrobic kuku.
Ja na szczescie wyprowadzilam sie z wlasnej woli z domu w wieku 19 lat, niepomna przestrog i nadopiekunczej milosci prowadzonej za reke. I wyszlam na tym bardzo dobrze, za co jestem wdzieczna i sobie i rodzicom ze poddali sie, pozwalajac mi potknac sie tyle razy ile sie nalezalo. Pozostajac przy tym zawsze wsparciem - bo chocby z PITami nie radze sobie do dzis i pewnie nigdy nie bede bo ich zwyczajnie nie lubie. Ale ze mama ksiegowa to wytlumaczyla paniom z urzedu skarbowego ze czlowiek stworzenie ulomne i bledy popelniac moze a tu prosze bardzo korekta. Dzieki temu wiem ze musze zarabiac troche wiecej by miec czym zaplacic komus kto za mnie tego znienawidzonego PITa wypelni. Tyle ze tego nauczylam sie na wlasnej skorze - i dobrze - a nie ze wskazowek mamy i taty.
Wolalabys jak sadze byc stopniowo wprowadzana w zycie bo sie go boisz. Bo dorosle zycie jest nieznane. I nie wiesz co Cie w nim czeka. Ale rodzice Ci tego nie pokaza. Bo to nie ich zycie tylko Twoje. Wiec zamiast narzekac i bac sie "wyrzucenia" z gniazda, zapracuj jutro na wlasne miszkanie i ucz sie zycia sama. Dobrze Ci zrobi. A rodzice - jak zakladam madrzy i kochajacy - zawsze Ci pomoga, nawet jak narobisz glupstw. Uczymy sie na wlasnych bledach - nigdy na cudzych.Beata Dyczewska edytował(a) ten post dnia 25.05.09 o godzinie 22:34
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Pozwolę sobie odpowiedzieć.Cytat:"Wybacz Justyna ale gdzie Ty przeczytalas ze rodzic nie jest oparciem dla dziecka w ktorejkolwiek z powyzszych wypowiedzi? Gdzie tu sa owe zamkniete drzwi w ktore sie wali i nie mozna wejsc??? Bo ja tego nie widze."
To, że napisałam, że rodzice często nie są oparciem dla własnych dzieci, nie znaczy że odniosłam to do którejekolwiek z wcześniejszych wypowiedzi. Z wypowiedzi Pani Wieczorek wyciągnęłam tylko pare rzeczy, nie odnosiłam swojej wypowiedzi do wszystkich które się pojawiły przed moją, ale jedynie wyraziłam swoje zdanie i udzieliłam odpowiedzi na pytanie, które Pani Beato zadała Pani w swoim pierwszym wpisie tutaj. Co do cytatu na temat zamkniętych drzwi i walenia w nie, zdaje się napisałam, że to tylko skojarzenie, które mi sie przypomniało po przeczytaniu postu Pani Wieczorek, i zdaje się, że zaznaczyłam, że nie odnoszę tego do niej. To primo
Secundo.
Cytat:"Odnosze wrazenie, ze piszesz to raczej w strachu ze rodzice moga Cie wyrzucic zaraz po szkole z domu i bedzie trzeba sobie samemu radzic i ze wlasnie owe zamkniete drzwi napotkasz. Oczywiscie nie kieruje tego do Ciebie tylko takie mam skojarzenie."
Owe zamknięte drzwi napotykam od momentu swojego urodzenia. Pochodzę z rodziny patologicznej i nie boję się, że wyrzucą mnie z domu, bo tego nie chcą, bo jestem za bardzo im potrzebna do pracy w tym domu, to Ja Pani Beato mając 19 lat wyprowadzam się we wrzesniu zaciągając kredyt i pracując, żeby jakoś się utrzymać. W życiu radzę sobie sama od samego początku, nigdy nie prosiłam swoich rodziców o wsparcie, bo wiem, że go i tak bym nie dostała.. także..
Tetrio.
Cytat:"Madra milosc polega moim zdaniem na tym ze pozwalamy popelniac bledy, jestesmy wsparciem ale nade wszystko w zadnym wypadku nie prowadzamy za raczke jak przedszkolaka. Czlowiek gdy konczy 18 lat zaczyna uwazac sie za doroslego. I dobrze o tym wiem bo sama tak myslalam. Tylko zeby byc doroslym nie wystarczy byc pelnoletnim trzeba byc samodzielnym. Dlaczego zatem doroslego jak siebie nazywaja 18-sto latkowie czlowieka ma ktokolwiek ganiac z parasolka zeby przypadkiem nie zmokl????"
Zgadzam się, na tym polega tzw. mądra miłość.. zwracam jedynie uwagę, ze bardzo dużo osób,które są rodzicami o niej wcale nie wiedzą. Mądra miłość to ideał, do którego nie wszyscy dążą.
Ja mam 19lat i nie uważam się za dorosłą, ponieważ mam jeszcze zbyt mało doświadczeń by móc w pełni stwierdzić, że jestem samodzielna i dojrzała emocjonalnie. Nie mówię, o tym że mamy do 30 wychowywać włąsne dzieci, chodzi mi o przypadki kiedy dzieci nawet mając 18lat nie mają często żadnego pojęcia o samodzielności, do tej pory wiele matek wychowuje swoich synów na totalne pierdoły, które nawet nie wiedzą jak sobie kanapki zrobić. Żeby rzucać na głęboką wodę, wcześniej trzeba pokazać jak się pływa, bo inaczej dzieciak sie utopi. Nauka pływania powinna oczywiście być wcześniej przeprowadzona i wtedy spoko, jasne możemy "wyrzucać" dziecko z domu po skończeniu liceum, żeby nauczyło się radzić sobie same. I naturalnie nie twierdzę, że którakolwiek z wypowiadających się tu osób nie uczy swoich dzieci jak pływać, całe swoje wypowiedzi opieram na obserwacjach ludzi, którym pomagałam.
Cytat:"Krytykowane przez Ciebie "wyrzucenie z domu" - brane w duzym cudzyslowiu i absolutnie bez doslownosci - swiadczy o wypuszczeniu na gleboka wode, ale pod czujnym okiem rodzica. Nasza rola jest pozwalac popelniac bledy i pomagac sie na nich uczyc, a nie do 30-stki wolnym spacerkiem pokazywac ze tu sakrbie mozesz sobie zrobic kuku."
Ja wiem, że to było w dużym cudzysłowiu i bez dosłowności,wiem że Pani Wieczorek czuwa nad swoimi dziećmi. Mówię o przypadkach, kiedy rodzice wyrzucają, albo zmuszają do wyprowadzki, a jedyna ich opieka to przysłanie pieniedzy raz na ruski rok. Znam pare przypadków osób, które zostały wyrzucone z domu bez grosza przy duszy, i sobi poradziły, bo były inteligentne i w zasadzie nie miały innego wyjścia, ale ile jest takich przypadków na tyle dojrząłych by sobie radzić i iść przez życie dojrzale i samodzielnie? Moja siostra mieszka w akademiku i czasem opowiada jacy tam są ludzie... tego w żaden sposób nie można nazwać samodzielnością a tym bardziej dojrzałością emocjonalną.
Cytat:"Wolalabys jak sadze byc stopniowo wprowadzana w zycie bo sie go boisz. Bo dorosle zycie jest nieznane. I nie wiesz co Cie w nim czeka. Ale rodzice Ci tego nie pokaza. Bo to nie ich zycie tylko Twoje. Wiec zamiast narzekac i bac sie "wyrzucenia" z gniazda, zapracuj jutro na wlasne miszkanie i ucz sie zycia sama. Dobrze Ci zrobi. A rodzice - jak zakladam madrzy i kochajacy - zawsze Ci pomoga, nawet jak narobisz glupstw. Uczymy sie na wlasnych bledach - nigdy na cudzych."
Źle Pani sądzi, nie wolę być wyprowadzana stopniowo w życie i wcale się go nie boję. Nie mogę stwierdzić, że dorosłe życie jest mi znane w całości ale.. hmm widzi Pani ja nigdy nie miałam oparcia w rodzicach, zasadniczo żadne z mojego rodzeństwa go nie miało, rodzice sprowadzali nas do zera, mówiąc że jesteśmy nic nie warte i nic nie umiemy oraz setka innych ciekawych stwierdzeń, mojej siostrze gdy miała 5 lat kazali sie spakować i powiedzieli, że zaprowadzą ja do sierocińca, by po latach stwierdzić, że to był tylko żart, bite byłyśmy naokrągło za każdą ocenę niższą od 4, za każdą pierdołę, przy czym ojciec robił sobie z tego egzekucję i dobrze sie bawił bijąc własne dziecko pasem, z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że ja i moja siostra byłyśmy maltretowane i psychicznie i fizycznie, samą mnie gdy miałam 15 lat pobił do nieprzytomności, bo się zakochałam w jednym facecie, miałam 15lat jak zaszłam w ciążę i tyle samo jak poroniłam, co mało się nie skończyło moją śmiercią, rok temu zostałam zgwałcona, wciąż żadne z nas nie ma oparcia w rodzicach, a umiemy gotować, sprzątać, szyć, wypełniać PITy i inne ciekawe druczki, wiemy jak założyć konto w banku, znamy podstawy ekonomi i przedsiębiorczości, moja sisotra mieszka sama, a ja praktycznie wychowuję swojego 9letniego brata i prowadzę cały dom, płacę rachunki, co prawda nie z własnej kieszeni, bo jeszcze mnie na to nie stać, ale wiem przynajmniej jakie są procedury i jak to sie robi, pracuję, kupuję sobie ubrania za własne pieniądze, a aparat na zeby także załatwię sobie z własnych, pomagam charytatywnie wychodzić ludziom z dołków, doradzam jak mogę, i sama nie mając żadnego oparcia jestem oparciem dla innych, umiem obsłużyć wiertarkę i pralkę, mam prawo jazdy, a tymbardziej umiem sobie sama wyprać i uszyć ubrania, znam podstawy stylizacji i makijażu, na włąsną rękę samodzielnie bez kursów uczę się angielskiego i rosyjskiego, bo wiem, że w życiu języki będą mi potrzebne. Idę przez życie Pani Beato jako dziewczyna, która została bez najmniejszego ostrzeżenia i wsparcia rzucona na głęboką wodę, zeszłam na samo dno i odbiłam się od niego, uczę sie podstaw psychologii żeby radzić sobie nie tylko z własnym życiem, ale także z życiem innych, także Pani Beato wiem mniej więcej jakie jest dorosłe życie i sie go nie boję, nie chcę po prostu by moje dzieci, jeśli kiedykolwiek będę je miała, musiały przechodzić to samo piekło co ja. Zawsze sobie powtarzam, że zawsze może być jeszcze gorzej i trzeba sie na wszystko przygotować.. także..
Podchodzenie emocjonalnie do wypowiedzi, choć typowe dla nas kobiet, nie zawsze jest słuszne. Swoją wypowiedzią nie miałam zamiaru nikogo obrazić, wyraziłam jedynie własne zdanie na temat tego czy rodzice w pewnym momencie stają sie naszymi wrogami, a słowa wypowiedziane przez Panie jedynie podsunęły mi pare własnych wniosków wyciągnietych z moich obserwacji. Podsumowując uważam, że rodzice mogą być naszymi wrogami przez całe nasze życie- jak w moim przypadku i wielu innych, mogą być nimi przez chwilę tylko w okresie dojrzewania, a mogą nie być nimi nigdy, bo są na tyle mądrzy, że wiedzą jak to dziecko wychować by być dla niego oparciem i by miało ono do nich zaufanie.
Pozdrawiam serdecznie
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
No istotnie jest tu ogromne przekłamanie ,wiec pozwole sobie ogólnie to sprostowac.Brak pomocy jest najlepszą pomoca ,bo dziecko zapracowuje na swoje sukcesy samodzielnie ... i Zdobywa wiedze na swój temat -Co potrafi zrobić od A do Z samo...
To daje ogrom poczucia własnej wartosci.
To jednak nie to samo co brak wsparcia.
Rodzic jest obecny przy dziecku , kocha i wspiera radą i pochwała.
-wtedy kiedy dziecko o to poprosi .
-lub wtedy gdy "czuje" ,ze dziecko ją przyjmie .
-Wzglednie wtedy gdy widzi ,ze dziecko robi sobie krzywde ,ale pod warunkiem iz dziecko przyjmie ta rade, albo ją "odrzuci".
Bywa czesto ,ze kończy sie to na zakomunikowaniu i stwierdzeniu
"Twoja Palma , Twój tron".
Natomiast pozwolenie dziecku na wszystko to antypedagogika , która jak wiadomo sie nie sprawdziła.
Jedyną sprawdzoną metoda dająca poztywne skutki jest konsekwencja.
Wtedy o karach i biciu mozemy z ulga zapomniec.
Umowy uczą odpowiedzialnosci ,a konsekwencja uczy faktu ,ze nalezy cos zmienic aby nie byc "ofiara"losu.
Inna sprawa to fakt czy umiemy wprowadzić takie zasady w zycie.....
Czasami nadmierny intelektualizm nam na to nie pozwala.
Tutaj wróce do procesu wychowawczego ,który obecnie zaniknął wraz z rozwojem cywilizacji.
Był stosowany najczesciej i bardzo skutecznie w rodzinach prostych ,ale i w kazdych innych tez.
To wychowanie poprzez pracę.
Dzisiaj kupujemy na obiad pizze i najmujemy kobiete do sprzątania.
My pracujemy ,dzieci sie uczą.
Ja tego nie ganie , taka jest dzisiejsza rzeczywistosc.
Panowie zmieniaja kołanierzyki i samochody jezdzac na spotkania z klientem .
Natomiast kiedys dzień wygladał inaczej .
I wiele prac miało miejsce w domu .
Matka gotowała obiad z córka , umozliwiajac zdobywanie umiejetnosci, poczucia odpowiedzialnosci i organizacji dnia.
Ojciec czyścił z synem łąńcuch od rowera , sprzatał piwnice , robił półki pod zaprawy.
Oprócz nabywania zwykłych umiejetnosci , dzieci nabywały wiedze nt własnej samooceny , to ,ze potrafia cos wykonac od pocztaku do końca i.... co najwazniejsze
BYŁ KONTAKT DZIECKA Z RODZICEM .
to w takich momentach matka córce mówiła o pierwszej menstruacji ,a córka zwierzała sie matce z młodzieńczych miłosci.
W takich momentach ojciec przekazywał wartosci synowi
Przykłąd z zycia przy pracy w ogrodzie ;
-Tato co sadzisz o Katarzyanie Figurze? -syn
-......-ojciec.
/nie bede przytaczać odpowiedzi , ale była pomocą i kierunkiem w wyrobieniu swiatopogladu syna/.
Oboje zajeci praca i nie skrepowani niczym, wymieniali uwagi.
Teraz jest jak na brazylijskim filmie, mówimy;
-Moze porozmawiamy ?.
Sadzamy dziecko na stołku na przeciwko siebie -oko w oko i trujemy....
Dziecko sie nie odwazy cos powiedziec , patrząc nam w oczy .
A juz na pewno sie nie odwazy zapytac o jakieś jego zdaniem wstydliwe sprawy.
Wiem , bo też te błędy popełniałam .
Dlaczego? ...BO NIE MA CZASU.
weeken niedzielny nie załatwi prozy zycia.
Stad bardzo dobrze wiem o czym pisze ... mam te tematy nie tylko oczytane ale i przerobione.
Jedne na własnym przykładzie inne sledziłam w pracy zawodowej
Rozmowy tez mam za soba i znam ich mierny skutek.
W swojej pracy spotkałam wiele takich rodzin .
I zdecydowanie rodziny nadopiekuńcze tez naleza do patologicznych.
Literatura jest dobra
/podaną przez p Justyne znam i pare mogłabym jeszcze dorzucic/
i od niej nalezy wyjść , ale zasada;
"Wiedza bez działania , jest brakiem wiedzy "
To motto ,które polecam, najlepiej do przyklejenia np na lodówke :-) .Wieczorek I. edytował(a) ten post dnia 27.05.09 o godzinie 12:48
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Justyna, zwroc uwage tez na to jak duza przenosnia bylo okreslanie rodzicow wrogami. Odnoszac to jednoczesnie do prawidlowo funkcjonujacych rodzin a nie przypadkow patologicznych, ktore z samej swej natury nie daja podstaw wsparcia. Mam wrazenie ze noszac w sobie skrzywdzony obraz rodziny oceniasz to jedynie przez wlasny pryzmat przykrych doswiadczen.To ze chcesz by Twoje dzieci mialy w zyciu fajnie i byly kochane sa naturalne i swiadcza o Twoim dobrym sercu. Co nie zmienia faktu ze polecalabym definicje madrej milosci odrzucajac wlasny pryzmat rodzinny. I nade wszystko nadal zgadzam sie z Ina.
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Dobrze, tylko że ja nie opisałam tylko przez pryzmat własnej rodziny, rzadko kiedy biorę pod uwagę swoje przykre doświadczenia kiedy się wypowiadam, własne doświadczenia wypisałam tylko dlatego, że Pani, Pani Beato, zarzuciła mi, że tylko anrzekam i boję sie życia.Opisałam wiele przypadków. Mądra miłość musi być wszędzie, a chodzi mi jedynie o to, że wielu rodziców o niej nie wie, i prawda taka że prawdziwa mądra miłość brzmi w realnym życiu często jak mit. Mówi się, że najbardziej przekichane mają dzieci psychologów i często sie to sprawdza, nie jest to jedynie przereklamowany stereotyp, i zastanówmy sie czemu, skoro psycholodzy zasadniczo wiedzą o psychice człowieka, przyczynach zachowań i ich skutkach, a tymbardziej wiedzą dużo o tzw kryzysie dojrzewania, to ich dzieci często są najbardziej osamotnione.
Wydaje mi się, że używając sformułowania rodziców stajacych się wrogami w pewnym momencie naszego życia, chodziło Pani przede wszystkim o okres dojrzewania, kryzys wartości, okres wyrabiania własnego zdania, coś co zwykle przechodzi się w wieku 14-18 lat. I Czy ja mówię o czymkolwiek innym?
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Pani Justynko.Nikt nie ma gwarancji na sukces wychowaczy.
Prócz najbardziej suktecznych metod , wychowujemy człowieka.
Dlatego w rodzinach wielodzietnych ,kazde dziecko wymaga osobnej metodologii.
Nie istnieje cos takiego jak "takie samo kochanie" dzieci, jak nie istnieje cos takiego jak "równe wychowanie dzieci".
Dzieci sa indywidualnoscia , a i czas w którym rodza sie w naszym zyciu ma wpływ na nasze podejscie do nich .
Bywa ,ze jesteśmy mądrzejsi przy każdym kolejnym dziecku , ale bywa ,ze jest odwrotnie , mamy swoje problemy i mniej poswięcamy nastepnym dzieciom czasu.
Psycholog ,czy pedagog moze wychowac tak samo dobrze dziecko jak np złodziej.
Czesto najlepiej wychowanie wychodzi rodzicom ,którzy kierują sie ;
- Intuicja rodzicielska,
- miłoscia do dziecka /kazdego kolejnego osobno/ nie do siebie.
- i madroscia zyciowa/obserwacja zycia/
To tez nie daje gwarancji ,ze dziecko będzie Dumą i Chlubą.
Najwazniejsze jest to by było szczęśliwe....
Jeżeli Pani nie miałą wzorców rodzinnych /a zapewniam ,ze wiekszość z nas nie miała / to wielce chwalebne jest ,ze Pani ich szuka.
Tutaj jest Pani na dobrej drodze czytajac literature ,ale niech Pani nie zapomni ,ze teorie trzeba przerobic ,by wiedziec jak działa.
Przygladać sie róznym rodzinom , jak rozwiazują swoje problemy i asymilowac to co uwaza Pani za słuszne i daje pożadane skutki.
Sukces miara prawdy..
Między innymi psychologowie maja problemy z dziecmi , bo czesto maja problemy ze soba i na studiach szukaja lekarstwa.
A jesli nie i sa silnymi osobowościami, podchodza czasem w zbyt wyintelektualizowany sposób.
Ja mam kolezankę psycholog ,która nie ma w ogóle swoich dzieci , jest silną osobowaoscia i zna najskuteczniejsze rozwiazania.
Miałam tez ciotke , która była tkz stara panna i dawała najskutecznjesze rady małzeńskie..
Obserwowały życie na wielu przykładach.
Dzieci rodza sie w kazdych rodzinach i jako rodzice mamy najlepszy potencjał wychowaczy dla naszego dziecka.
Wystarczy sie kierować miłoscia DO NIEGO.
To wcale nie jest łatwe..
Bo miłosc do dziecka to nie zawsze jest usuwanie mu kolcy z pod nóg.
Ze swojego doswiadczenia moge tylko powiedziec. Ze kiedy sie dzieci rodza , nalezy sie CIESZYC rodzicielstwem .
Czas leci szybko , i żadna chwila sie nie powtórzy.
Zamartwiamy sie co z naszego dziecka wyrośnie ,lub marzymy kim będzie ...
A przychodza różne koleje losu/wojny ,kryzysy gosodarcze/ i zycie pisze nieznane scenariusze.
Dlatego nie ma co sie obawiać ,że zle nam pójdzie ,bo nie mieliśmy wzorców ,lub dlatego że nasze były niedobre, to teraz przegniemy w druga strone
Przykład;
-Ja zyłem w biedzie , to moje dziecko bedzie miało wszystko...
Ciekawe ,czy nauczy je cenić wysiłek ?
Raczej jestem pewna ,ze nauczy tego;
-Łatwo przyszło , łatwo poszło.
konto usunięte
Temat: Rodzice w pewnym momencie Twojego zycia staja sie Twoimi...
Justynka, chwila chwila. Niczego Ci nie zarzucalam, jedynie stwierdzilam ze odnosze wrazenie. Jak widac mylne i do tego sie moge przyznac i przeprosic.W kwestii interpretacji mojego pytania zaczepnego - bynajmniej nie o okres 14-18 lat mi chodzilo tworzac ten watek, okres ten pojawil sie przy okazji ktorejs wypowiedzi i sie przerobil. Ciebie zakul, bo masz do tego swoje powody i jestes w takim wieku. I jest to ok - Twoja interpretacja okresu i fakt ze masz odmienne zdanie i chcesz je wyrazic.
Okreslenie "wrogami" mialo raczej charakter prowokatywny i nie majacy zbyt wiele wspolnego z sensu stricte rozumieniu tego slowa.
Piszemy tu z Tina o wychowaniu - lepszych lub gorszych metodach, ktore jak zreszta wspomniala nie daja idealnej gwaracji. Ale przyblizaja nas do tej miary lepszego jutra naszej rodzina jaka sie kierujemy. I fajnie. Niech tak bedzie.
Co do psychologow - osobiscie za nimi nie przepadam - choc bywaja chlubne wyjatki - i podobnie jak Tina mialam okazje ogladac setki psychologow ktorzy stali sie nimi tylko dlatego ze sami mieli ogromne problemy osobowosciowe lub wzrastali w dysfunkcyjnych rodzinach. Niestety jest to kiepskie podloze do wykielkowania "dobrego" psychologa ktorego nadrzedna funkcja jest umiejetnosc niesienia wsparcia klientowi (oni nazywaja go pacjentem ale nie lubie tego okreslenia bo sugeruje chorobe), jednak nie sa w stanie tego robi nie bedac spojnym z tym czego ucza - jak sam masz problemy ze soba to nie zabieraj sie za pomaganie innym bo raczej zaszkodzisz.
Jesli moge cos poradzic - miej oczy szeroko otwarte i przyobserwuj jak funkcjonuja rodziny w ktorych jest madra milosc i faktyczne szczescie - zarowno rodzicow jak i dzieci. Bo to jest przyklad z ktorego powinnas czerpac.
To tak jak moj ginekolog opowiadal o metodologii ksztalcenia praktykow lekarzy po studiach - w Anglii gdzie przesiedzial jakies 20 lat - poczatkujacy lekarze najpierw ogladaja tysiace zdrowych pacjentek, prowadzac ich ciaze, konsultujac cykl, antykoncepcje itp. W Polsce od razu wrzuca sie ich na chorobowki i kaze leczyc ludzi. Tyle ze roznica polega na tym ze angielscy lekarze odbyli zdrowa praktyke, ksztaltujac w sobie obraz zdrowego ciala i prawidlowosci fizjonomii, a polscy ogladaja tylko schorowane. I zgadnij kto lepiej diagnozuje? Anglicy. Bo maja zdrowszy punkt odniesienia.
Następna dyskusja: