Temat: "Sesja z nagą terapeutką sposobem na depresję?"
Może tak przewrotnie, gdyby dziadek Freud żył, może by się czegoś nauczył:)
Jak miał rzekomo powiedzieć, to dziki kraj no i trochę z podbojem Ameryki spasował. To tak w skrócie. Dlaczego?
Bo to pionierski kraj, a on był ze skostniałej akademicko Europy. 80 - 100 lat temu zebrał się kwiat terapeutyczny wszelkiej maści psychoterapeutów, eksperymentalnych psychiatrów, terapeutów pracy z ciałem, później także rolferów i Bóg wie jeszcze kogo i wyjechali z różnych przyczyn do USA.
Zaznaczam tu nie chodzi o gloryfikacje kraju, ale o wymianę doświadczeń!!!
Czasem silny synkretyzm terapeutyczny ludzi z różnych kultur.
Nie ma tak ciekawych terapii, doskonałej literatury czy specjalistycznych, prywatnych szkoleń jak tam. Można się z czymś zgadzać lub nie, ale także tam obalono kilka mitów :)
A np w anatomii zrewolucjonizowano pojęcie tkanek miękkich, powięzi, podchodząc do nich jak do dodatkowego narządu "zmysłu" :)
Nie w prosektorium, ale przez obserwacje!!! :)
Co do licencjatu. No i co z tego, znajomej zaproponowano doktorat jeszcze zanim skończyła licencjat. Bo się na niej uniwersytet poznał. U nas? Kłody pod nogi.
Tak, terapeuci czasem pracują po licencjacie i master ma już coś konkretnego do powiedzenia, niż noszenie teczki doktorantowi nie wspominając o czyszczeniu biurka profesorom. Choć konkurencja jest wszędzie, bez ubarwień.
Czy to takie eksperymentalne? A bo ja wiem, w Europie w kilu miastach są zajęcia z dotyku przeznaczone min dla informatyków, którzy stracili poczucie rzeczywistości. Nie tylko ta grupa, czasem PR, marketing ciągle na speedzie. Ludzie walaja się po materacach i dotykają zupełnie nieznane osoby!
Oj porobiło się, porobiło :)
A tak poważniej, to co jest dla nas trudne, to tzw "świadoma terapia", słowem wchodzisz do gabinetu zaznajamiasz się min z terapeutą, no i decydujesz po wstępnej rozmowie czy odpowiada ci sama terapia jak i wykształcenie terapeuty. Trudno to przełożyć na nasze, ale czasem licencjat z jednej uczelni znaczy więcej niz doktorat z drugiej.
Poza tym jeśli terapia jest w jakiś sposób niekonwencjonalna, to terapeuta wypisuje Patient evaluation / wywiad zdrowotny i klient podpisuje na jakie ewentualne - alternatywne - metody się godzi.
Tu także nie ma to przełożenia na nasze.
No i nie chodzi o to czy to popieram czy nie, ale staram się zrozumieć zupełne inna realia tamtego kraju. Z jednej strony pracując z powłokami brzusznymi potrzebny jest np masażyście podpis i zgoda na zabieg (USA) oczywiście, a z drugiej terapeuta rozbiera się w ramach alternatywnej terapii.
No ciekawe, ciekawe :) Co kraj to obyczaj.
Pozdrawiam Piotr