Temat: Samotność demaskatora - czyli czy koszty społeczne nie są...
Jerzy B.:
Samotność demaskatora - czyli czy koszty społeczne nie są za wysokie?
http://wyborcza.pl/1,75480,5743575,Samotnosc_demaskato...
No i OSOBISCIE uwazam, ze taki Joe Darby postąpił kontrowersyjnie.
W TYM przypadku sprawa jest bowiem BAAAARDZO niejednoznaczna i choć zgodzę się, że "torturowanie" (bo umówmy się, JAKIE to było torturowanie i porownajmy do tortur Husajna, komuny itp ;) może prowadzić do wynaturzeń, to sytuacja jest NADZWYCZAJNA.
Ale reszta w tym artykule to Whistleblower w dobrym pojeciu.
Niestety - w naszym kraju tacy ludzie mają przekichane.
Powodow jest wiele - w polskim charatkerze, naturze, zwyczajach delatorstwo zawsze cieszylo się pogardą i ostracyzmem. Przynajmniej nieoficjalnie.
Potem mieliśmy 50 lat komuny, gdzie whistleblower był po prostu aparatczykiem, propagandzistą, a nawet jesli robił "TO" oddolnie, w dobrej wierze, wkurzał ludzi, którzy szybo zrozumieli idee komuny, ze "czy się stoi czy się leży...". Po prostu taka osoba zaburzala im spokoj.
Ale teraz mamy inne czasy, a nawyki pozostaly.
Zalozmy ze mamy firme. Firma swietna, ale jest kiepsko zarzadzana i coraz jej trudniej i coraz wieksze rozprezenie panuje.
Mozna to zmienic, ale nie ma "odwznego" ktory by powiedzial prezesowi, ze JEST ZLE i to i to trzeba naprawic.
I jak to zrobi, najczesciej szef go opieprzy (lub zwolni) a ludzie (zaloga) znienawidza.
W obu przypadkach oczywiscie to patrzenie z klapkami na oczach jak kon, patrzenie krotkowzroczne.
Bo dalsza "blogosc" i staus quo prowadzi do rozwalki firmy.
Ale NAJWIECEJ zalezy od formy, od sposobu, w jaki whistleblower zadziala.
Bo jak jest madry, to i szef i ludzie go polubia, a sam zyska. Nie tylko zyska jednak onn, ale wszyscy.
Sposob. SPosob się liczy ;)