Temat: Rząd kładzie ręce na treściach z internetu
http://wiadomosci.onet.pl/2094943,11,pomysl_rzadu_zla_...
Niestety, ale muszę dokonać przedruku artykułu, ponieważ na portale informacyjne co jakiś czas usuwają stare artykuły i linki prowadzą donikąd.
"Dziennik Gazeta Prawna": Policja i inne służby będą mogły praktycznie poza kontrolą nadzorować aktywność w internecie.
Takie prawo da im jeden z przepisów nowelizacji ustawy hazardowej. Rząd chce przy okazji walki z e-hazardem, by wszystkie służby bez decyzji sądu mogły zażądać od operatora internetowego dostępu do danych użytkowników. W ten sposób dowiedzą się bez problemu, z jakich usług drogą elektroniczną użytkownicy korzystają. Nie będzie tu miało znaczenia, czy prowadzone jest czy nie postępowanie - w projekcie zapisano, że może to być działanie w celu zapobiegania przestępstwom.
Zmiany mają objąć również ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Ich swoboda może zostać ograniczona, jeżeli jest to niezbędne ze względu np. na ochronę zdrowia i moralności publicznej - czytamy w gazecie.
Czyli standardowo:
1.
Niewinni nie mają się czego bać. Niewinni, to znaczy ci, przeciwko którym nie można niczego wykorzystać. Od czytania "niebezpiecznych" witryn internetowych po te "niemoralne". A winni (tzn. ci, których można skompromitować wg tego, co przeglądają w sieci) - w razie np. wykradzenia takich kompromitujących informacji, są sami sobie winni, mogli na takie strony nie wchodzić.
2. Pojawiła się paląca potrzeba społeczna zapobiegania przestępstwom w Internecie. Dlatego prewencyjnie popatrzymy (a raczej systemy ekspertowe, gromadzące i kategoryzujące dane) ci na ręce. Na pewno są nieco ugnojone :]
3. Ponieważ pedofilia, ekstremizm i e-hazard to jednak zbyt wąskie pole do popisu, a w dodatku trzeba było nieco nagiąć ustawę (to sądy mają decydować o wpisaniu stron na czarną listę) - momentalnie dodano słowo-klucz: "
moralność publiczna" oraz
ochrona zdrowia i dano służbom zielone światło do działania, bez zbędnych, dodatkowych procedur. To daje możliwość nie tylko blokowania zupełnie dowolnych stron (wykładnia "moralności publicznej" zależy od tego, jaką moralność "wyznaje" kontrolujący. Co najwyżej uzasadnienie będzie trudniejsze), ale przede wszystkim łatwiejszą drogę do kompromitowania poszczególnych osób. I to nawet
nie celowo - biorąc pod uwagę, ile razy znaleziono na śmietnikach poufne dane (polityczne, bankowe, sądowe), ile razy wyciekły one z serwerów największych usługodawców - aż strach pomyśleć, jak te bazy będą chronione przez owe... służby (służba - komu?). Poza tym informacje o współpracy różnych organizacji i służb przy okazji licznych afer korupcyjnych, jakich świadkami byliśmy w ciągu ostatnich 10 lat, nie napawają optymizmem. Skąd pewność, że informacje o tym, co robimy w sieci, pozostają w rękach jedynie służb tzw. "zaufania publicznego", a nie zostaną udostępnione "osobom trzecim"? Oczywiście podejrzewanie urzędnika publicznego o takie rzeczy, to narażenie na szwank zaufania do danej instytucji rządowej...
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 14.12.09 o godzinie 19:13