konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Skąd pełnomocnik części ofiar katastrofy smoleńskiej wziął hipotezę o helu, którego rozpylenie mogłoby spowodować katastrofę smoleńską? Mecenas Rafał Rogalski powołuje się na "opracowania fizyków i chemików". Jak ustaliła "Rzeczpospolita", teoria o złowrogim helu nadeszła w anonimowym e-mailu do jednego z posłów PiS. Poseł (uczył fizyki w liceum) przekazał ją Rogalskiemu. Naukowcy podkpiwają.


Tezę o stu tonach helu, których rozpylenie mogłoby doprowadzić do katastrofy, Rogalski lansuje od kilku dni. - Opracowanie, które zdobyłem od fizyków, a także chemików, stwarzają taką hipotezę - zapewniał w Radiu ZET Rogalski.

Prowadząca program Monika Olejnik pytała, kto mógłby rozpuścić hel przed lądowaniem tupolewa. - Ja nie wiem, kto mógłby. Pierwsze tropy wskazywałyby na Federację Rosyjską. Daleki jestem od tego, żeby wskazywać jakąś osobę. Poza tym jest to tylko i wyłącznie hipoteza, nie ma tu żadnej sensacji - odpowiadał Rogalski.

Hipoteza z helem może mieć makabryczne konsekwencje. Między innymi na jej podstawie mecenas chce składać wnioski o ekshumację ofiar katastrofy. - Zamierzam rozszerzyć wniosek o ekshumację Przemysława Gosiewskiego o przeprowadzenie badań spektralnych. Chodzi o sprawdzenie, czy w ciałach, a zwłaszcza w płucach, pasażerów znajdują się ślady helu - mówił tygodnikowi "Wprost" Rogalski.

W oparach helu?

Jak ustaliła "Rzeczpospolita", ekspertem Rogalskiego jest poseł PiS Andrzej Ćwierz. Absolwent Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Chemicznego UJ. W 1987 r. obronił pracę doktorską z zakresu fizyki metali na AGH w Krakowie. Od 1990 r. uczył fizyki licealną młodzież w Jarosławiu. Teoria o niszczycielskim działaniu helu ("pułapce helowej" - jak fachowo mówił Rogalski) nadeszła do posła w anonimowym e-mailu.

W rozmowie z "Rzeczpospolitą" Andrzej Ćwierz przyznał, że takie opracowanie otrzymał na skrzynkę e-mailową, a że była przygotowana językiem fachowym, z dużą znajomością praw fizyki, i jej założenia, jego zdaniem, mają sens. Przedstawił ją Rogalskiemu jako wartą weryfikacji. Ćwierz nie należy do pierwszego szeregu posłów PiS. Ale nie waha się dopytywać o katastrofę smoleńska i publicznie dzieli się swoimi przemyśleniami:

"Rzeczpospolita" spytała prof. Macieja Sawickiego z Instytutu Fizyki PAN, jak można przewieźć - wspominane przez Rogalskiego - 100 tysięcy ton helu. Okazało się, że byłyby problemy techniczne. - Ciekły hel [...] przechowuje się w specjalnych zbiornikach. Mają średnicę i wysokość po ok. 2,5 m, ważą ze 3/4 tony. To objętość małej łazienki. Na 100 ton helu potrzeba tysiąc takich baniaków - tłumaczy profesor.

- Zaproponowana hipoteza nie przeczy prawom fizyki, jest do pomyślenia, ale na tak wielką skalę i z zachowaniem tajemnicy to nie do wykonania, nawet przez Rosjan - kwituje

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Spiskowa teoria helowa kontra prawa fizyki - list
dr Marcin Wieśniak, Instytut Fizyki Teoretycznej i Astrofizyki
2011-04-28, ostatnia aktualizacja 2011-04-28 16:56

To prawda. Samolot, który nagle wlatuje w rzadszą atmosferę, traci siłę nośną i zaczyna opadać. Zapraszam jednak mecenasa do prostego doświadczenia. Wystarczy zapalić świeczkę i obserwować jak szybko dym, niewiele przecież lżejszy od powietrza, pnie się do góry. A cóż dopiero oczekiwać, gdy rozpuścimy w powietrzu hel, który w normalnej temperaturze jest 7 razy lżejszy od azotu i unosi balony meteorologiczne na wysokość kilkudziesięciu kilometrów.

Jeśli więc samolot miałby wlecieć w chmurę helu, to albo musiałby przebić wielki, wypełniony tym pierwiastkiem Zeppelin, albo trzeba by rozpuścić ogromną ilość helu z ziemi tuż przed lotem Tupolewa.

Gaz musiałby być schłodzony poniżej -200 stopni Celsjusza, żeby się zbytnio nie unosił w powietrzu. Rozpylający musieliby mieć pełną świadomość, że najmniejszy powiew wiatru może zniweczyć ich bardzo kosztowne plany.

Lecący godzinę wcześniej Ił nie mógłby odegrać w tej historii żadnej roli. Hel nie "opada" jak dym z komina. Jest lekki i po uwolnieniu i ogrzaniu bezwarunkowo unosi się do wyższych warstw atmosfery, zgodnie ze znanym doskonale prawem Archimedesa.

A szukanie znaczących ilości tego szlachetnego gazu na mankietach i w płucach jednorocznych zwłok to wyzwanie daleko wykraczające poza znalezienie igły w stogu siana.

Na miejscu mocodawców mecenasa smuciłbym się, że chce się on uczyć prostych praw fizyki przy okazji ekshumacji. Na miejscu mecenasa - wyjaśniłbym dla kogo pracują jego dyskretni doradcy.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,95892,9510670,Spiskowa_teoria_hel...

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Co musieliby zrobić Rosjanie, żeby złapać Tupolewa w gazowy bąbel
wrób2011-04-28, ostatnia aktualizacja 2011-04-28 14:05

"Do Smoleńska trzeba by było przywieźć, powiedzmy 100 tysięcy butli z helem i zakładając, że nie potrzeba 100 tys. ludzi, żeby je jednocześnie otworzyć (wystarczyłyby sterowniki elektryczne), to po upadku samolotu, te sto tysięcy butli trzeba by natychmiast wywieźć. Nawet we mgle byśmy to zauważyli" - mówi ekspert.

Prof. Sawicki jako eksperymentator żyje z ciekłym helem od ćwierć wieku. Oto jego komentarz:

- Z punktu widzenia fizyki taki scenariusz można sobie wyobrazić, ale przeprowadzić tylko jako eksperyment na modelu samolotu w tunelu aerodynamicznym. Gdyby zamiast dmuchać powietrzem, dmuchalibyśmy helem siła nośna samolotu (jego lotność) rzeczywiście pogorszyłaby się.

W warunkach naturalnych widzę problem skali. Bo musielibyśmy użyć nie kilkudziesięciu metrów sześciennych, a kilku kilometrów sześciennych helu, by wypełnić nim całą ścieżkę schodzenia prezydenckiego tupolewa.

Tupolew nie spadł bowiem nagle. Nawet jeśli schodził do lądowania za szybko, to z ujawnionych zapisów rejestratorów pokładowych wynika, że z jednostajną prędkością. W przyrodzie obserwowane jest zjawisko "dziur powietrznych", zwłaszcza w pobliżu pasm górskich, gdy z powodu rozrzedzonego lokalnie powietrza spada gwałtownie siła nośna i samolot opada na parę sekund. Ale znów - z zapisów rozmów w kokpicie pilotów tupolewa nie wynika, żeby Rosjanie przygotowali taki bąbel gazowy, w który dostał się tupolew.

Dlatego, by wystąpił efekt opisany w "hipotezie helowej" gaz na ścieżce o długości co najmniej kilku kilometrów, szerokości powiedzmy kilometra (by zneutralizować rozwiewanie przez wiatr), musiałby zastąpić 1/3, może połowę objętości powietrza. Helem nie wypełnialibyśmy pokoju, tunelu, tylko atmosferę nad lotniskiem, która wydaje się nieskończona.

Techniczne wtłoczenie w nią potrzebnej ilości helu trudno sobie wyobrazić. Te skromne kilka kilometrów sześciennych to - jak szacuję - półroczna produkcja największego w Europie zakładu uzyskiwania helu w Odolanowie pod Poznaniem. Czy Rosjanie mają takie zapasy? Mogą mieć. Ale czasami trzeba się puknąć w czoło i to jest ten moment.

Bo by zmagazynować taką ilość helu trzeba by opracować metody jego przechowywania na granicy technik kosmicznych. Widział pan pewnie stoisko z balonami napełnianymi helem. W tej wielkiej butli, z której czerpie balloniarz mieści się kilogram sprężonego gazu, ale butla waży 70 kg.

Hel przechowuje się najefektywniej w postaci skroplonej, ma on wówczas temperaturę ok. -270 stopni Celsjusza i techniczne kłopoty z tym związane są porównywalne z przechowaniem paczki lodów w piecu hutniczym, tak żeby lody się nie rozpuściły.

Na "opakowanie" tysiąca litrów (metra sześciennego, czyli 100 kg) ciekłego helu potrzeba pojemnika wielkości dużego furgonu. Więc nie załaduje pan potrzebnej ilości do Ił-a.

Do Smoleńska trzeba by było przywieźć, powiedzmy 100 tysięcy butli (albo tysiąc furgonów) i zakładając, że nie potrzeba 100 tys. ludzi, żeby je jednocześnie otworzyć (wystarczyłyby sterowniki elektryczne), to po upadku samolotu, te sto tysięcy butli trzeba by natychmiast wywieźć. Nawet we mgle byśmy to zauważyli. A gdybyśmy chcieli rozstawić hel w olbrzymich pojemnikach wzdłuż ścieżki schodzenia pułapka musiałby być przygotowywana chyba tygodniami.

W końcu hel ma tę właściwość, że bardzo szybko odparowuje, dlatego na co dzień kurki w butlach odkręca się delikatnie, a gaz delikatnie się sączy. Jak szerokiej trzeba by było użyć rury, by nie utworzył się w niej korek gazowy? Można obliczyć.

Fizycy mają kilka fajnych teorii jak polecieć do gwiazd, tylko jakoś nikt jeszcze nie potrafi tego zrobić.

Przeczytaj rozmowę z posłem Ćwierzem: Jak Rosjanie 10 kwietnia zrzucili hel

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,9508046,Co_musieliby_zrobic...

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

MaCiek G.:
Nie rozumiem całej tej dyskusji. Samoloty spadają i spadać będą. Jak poszukamy przyczyn, to nagle się okazuje, że w większości jest to błąd ludzki - załogi pilotującej samolot, albo obsługi naziemnej przygotowującej samolot do lotu.
Ja na własny użytek przyjmuję teorię, że dopóki jednoznacznie nie udowodniono inaczej, wypadek jest wypadkiem. Większość kolizji samochodowych to wypadki, a nie działania osób trzecich, większość katastrof samolotów to wypadki, nie zamachy, większość osób doświadcza nagłego zatrzymania krążenia w mechanizmie własnym, bez ingerencji osób trzecich.
Zatem: zgodnie z zasadami statystyki: najprawdopodobniejszy jest zwyczajny wypadek. Dopóki nie udowodni się niczego innego, należy zakładać, że nie był to zamach.

Przecież to proste. Pewne środowisko polityczne próbuje na wypadku lotniczym budować mit, który ma doprowadzić to środowisko do władzy. Teoria spiskowa ma pokazać, że tylko spadkobiercy nieudolnego prezydenta są prawdziwymi polskimi politykami a reszta to zdrajcy, którzy służą zaborcom. To po to pewne środowiska tworzą coraz bardziej absurdalne hipotezy o bombie próżniowej albo sztucznej mgle

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

O sile spiskowych teorii dziejów...

Obama jako kaktus
Mariusz Zawadzki2011-05-02, ostatnia aktualizacja 2011-05-01 18:05

Ze względu na polityczną poprawność konserwatyści nie mogą Obamie otwarcie zarzucić, że jest Murzynem, więc wymyślają, że jest komunistą, muzułmaninem, Antychrystem albo źle uczył się w szkole - felieton z cyklu "Amerykański sennik"

Fot. Pablo Martinez Monsivais AP
51 proc. wyborców republikańskich przypuszcza, że Obama zamierza oddać władzę...

Fot. Archiwum Prywatne
Mariusz Zawadzki
Kiedy tematem polskiej debaty publicznej staje się kwestia helu, który Rosjanie podstępnie rozpylali (lub go nie rozpylali) na lotnisku w Smoleńsku, żeby samolot prezydencki szybciej opadał, o czym wiedział (lub nie wiedział) zdradziecki premier Tusk, wtedy pojawia się naturalna potrzeba pokrzepienia. A powszechnie wiadomo, że nic tak nie krzepi jak słodka świadomość, że gdzie indziej jest jeszcze gorzej.

Nasza pułapka helowa jest niczym w porównaniu z pułapką, w jakiej tkwi Ameryka. Kilka dni temu zdesperowany Barack Obama wrzucił do netu kopię swojego aktu urodzenia ze szpitala na Hawajach, co ostatecznie miało potwierdzić, że jest Amerykaninem i legalnym prezydentem. - Normalnie nie komentowałbym czegoś takiego, bo mam poważne rzeczy do roboty - mówił zażenowany Obama. - Wiem też, że będą ludzie, którzy nigdy nie dadzą się przekonać. Ale zwracam się do większości Amerykanów: Nie mamy czasu na takie głupstwa!

Legenda miejska mówiąca o tym, że Obama nie urodził się na amerykańskich Hawajach, tylko w Kenii, skąd pochodzi jego ojciec, albo w Indonezji, gdzie mieszkał cztery lata jako dziecko, narodziła się jeszcze przed wyborami 2008 roku (choć sztab Obamy pokazał wtedy odpis skrócony aktu urodzenia kandydata). Ostatni sondaż pokazał, że ponad połowa wyborców republikańskich nie wierzy, że prezydent jest Amerykaninem.

Hardcore'owi wyznawcy tej teorii zauważyli już, że lekarz, który odbierał poród w Honolulu, umarł osiem lat temu, dlatego nigdy nie da się w 100 proc. potwierdzić podpisu na akcie. Z kolei miliarder Donald Trump, który rozważa start w wyborach prezydenckich 2012 roku, zgłasza nowe wątpliwości: - Słyszałem, że Obama fatalnie uczył się w college'u. Jak słaby student dostał się na uniwersytet Columbia, a potem na Harvard? Niech pokaże swoje oceny ze szkoły! Mam wielu przyjaciół, których synowie uczą się świetnie, ale nie dostali się na Harvard. Ciągle jest wokół Obamy mnóstwo pytań bez odpowiedzi...

Teorie spiskowe o prezydentach nie są niczym nowym - jedna czwarta Amerykanów wierzyła, że George Bush wiedział z wyprzedzeniem o zamachach 11 września lub spiskował razem z Al-Kaidą. Jednak w przypadku Obamy są one szczególnie liczne i kretyńskie, a przy tym zdumiewająco popularne.

Co czwarty lub co piąty Amerykanin wierzy, że prezydent tylko udaje chrześcijanina, a w rzeczywistości jest muzułmaninem (24 proc. wg sondażu "Newsweeka" lub 18 proc. według sondażu Pew Research). Niektórzy politycy republikańscy wypowiadają się w tej sprawie dwuznacznie. - Skoro prezydent mówi, że jest chrześcijaninem, to wierzę mu na słowo - stwierdził Mitch McConnell, szef mniejszości republikańskiej w Senacie. Bardziej oczywiste argumenty - że Obama chodzi do chrześcijańskiego kościoła, brał chrześcijański ślub i wychowuje dzieci na chrześcijan - są dla niego mniej istotne.

W ubiegłorocznym sondażu Harris Interactive 57 proc. wyborców republikańskich uznało Obamę za potajemnego wyznawcę islamu, a 67 proc. - za socjalistę. 51 proc. przypuszcza, że zamierza oddać władzę nad Ameryką ogólnoświatowemu rządowi. 24 proc. republikanów przypuszcza, że prezydent może być Antychrystem (jeśli wziąć pod uwagę wszystkich Amerykanów bez względu na przekonania, w diaboliczną naturę Obamy wierzy 14 proc.).

Liberalni komentatorzy twierdzą, że w rzeczywistości konserwatywna Ameryka ma Obamie za złe, że jest Czarny. Szalone teorie są najpopularniejsze w południowych stanach, które 150 lat temu walczyły o niewolnictwo, a potem utrzymywały segregację rasową (do dziś niemal nie zawiera się w nich małżeństw mieszanych). Ze względu na polityczną poprawność konserwatyści nie mogą Obamie otwarcie zarzucić, że jest Czarny, więc wymyślają, że jest komunistą, muzułmaninem, Antychrystem albo źle uczył się w szkole. Dwaj komicy - David Letterman i Bill Maher - publicznie i całkiem na poważnie zarzucili Trumpowi rasizm.

Niektórzy uważają, że pokazując akt urodzenia i dowodząc, że nie jest wielbłądem, Obama w istocie poddał się wariactwu i Ameryka została upokorzona. Satyryczny tygodnik „Onion” kpi, że 20 proc. wyborców wierzy, że Obama urodził się jako kaktus, inni wierzą, że został kaktusem w dzieciństwie, a jeszcze inni - że ma podejrzane związki z rodziną Cactaceae (kaktusowatych). - Skoro prezydent mówi, że nie jest kaktusem, to wierzę mu na słowo - twierdzi (według Onion) senator McConnell. - Ale nigdy nie słyszałem, żeby był spragniony albo pytał o wodę.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,9526324,Obama_jako_kaktus.h...

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Robert Suski:

Zrozumiałem. Jest pani stadem, które powtarza absurdalne hipotezy nie rozumiejąc ich. To pa ni potrafi dyskutować. Nie zauważyłem, aby miała cokolwiek do powiedzenia. Jedynie powtarza pani bezrozumnie fantazje i reaguje pani agresją. Nic więcej w pani wypowiedziach nie ma
Nie zagladam tu bo mam nudnosci kiedy widze Twoje wpisy, a jesli o stado chodzi to wlasnie wpisales sie swietnie w jego tlo :))) ja moge stanowic czesc innego stada- ludzi myslacych :)) wspolczuje.....i tym akcentem koncze juz po raz drugi na forum Etyka dykusje z Toba dopoki nie nabierzesz kultury biedny chlopczyku...

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Pani posty nie wskazują na myślenie... PiS cynicznie wykorzystuje wypadek lotniczy do budowamia mitu. Pani należy albo to stada które cynicznie miesza ludziom w głowach albo do tych którzy zostali uwiedzeni przez tych hosztaplerów. Szczerze mówiąc mało mnie obchodzi do której grupy pani należy..
wypadek Smoleńsku był zwykłą katastrofą lotniczą. Banalną i mnożenie absurdalnych hipotez nic w tej kwestii nie zmienia
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Michael Covac:
Mam nadzieję, że teraz jest już całkiem jasne o co mi chodzi. Lepiej nie potrafię tego wytłumaczyć po polsku.

teraz rozumiem, po protu chodzi o to że ekspert (skoro już nim jest) podaje "prognozy" warte więcej niż rzut monetą (czyli uznajemy prawdopodobieństwo eksperckich opinii za większe niż 50%) jednak nigdy nie przyjmiemy, że to 100% i ja także jestem tego zdania.... tylko te brakujące do 100% możliwości zawsze istnieją, podobnie jak to, że czasem ktoś wygrywa w lotto... ale jestem zdania, że mimo, że nie ma dowodu na błędność tych pomysłów na hel itp. to jednak ich realność błąka się gdzieś w okolicy szansy na wygraną w lotto...

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Jarek Żeliński:
Michael Covac:
Mam nadzieję, że teraz jest już całkiem jasne o co mi chodzi. Lepiej nie potrafię tego wytłumaczyć po polsku.

teraz rozumiem, po protu chodzi o to że ekspert (skoro już nim jest) podaje "prognozy" warte więcej niż rzut monetą (czyli uznajemy prawdopodobieństwo eksperckich opinii za większe niż 50%) jednak nigdy nie przyjmiemy, że to 100% i ja także jestem tego zdania.... tylko te brakujące do 100% możliwości zawsze istnieją, podobnie jak to, że czasem ktoś wygrywa w lotto... ale jestem zdania, że mimo, że nie ma dowodu na błędność tych pomysłów na hel itp. to jednak ich realność błąka się gdzieś w okolicy szansy na wygraną w lotto...

Prognozy mają zawsze w sobie pewien procent wróżenia z fusów, niezależnie czy zajmuje się nimi ekspert z instytutu A czy fachura z instytutu B. Inna sprawa, że są eksperckie prognozy i coś zupełnie innego - eksperckie opinie - chodziło mi raczej o to drugie. Te niekoniecznie opierają się tylko na fusach, ale na m.in. na założeniach czy z góry postawionych tezach.

O helach, mgłach, o tym czy były, czy ich nie było, o (nie)rzetelności mediów w sprawie Smoleńska, wybaczy Pan, ale zanim na serio zacząłem pisać, to już mi się parę dni temu odechciało. Wiele osób tutaj piszących (nie wszyscy) nosi niezrozumiałe dla mnie piętno na duszy i rozumie, które nie pozwala tym ludziom myśleć inaczej niż w kategoriach SWÓJ/NIE SWÓJ. Jakieś takie myślenie - czy ja wiem, chyba najbardziej pasowałoby określenie - trybalne, albo jak to lepiej ktoś ujął "myślenie opozycjami". Albo jesteś ZŁY albo DOBRY. Przypomina mi to trochę absolutyzm oświecony niektórych decydentów korporacyjnych w USA, Niemczech i Anglii (te środowiska akurat znam osobiście): my wiemy lepiej, a wy ciemniacy na dole siedźcie cicho.

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

powiem prawie wprost na poważnoe o helach czy mgłach może pisać albo cynik albo sprawny intelektualnie inaczej. To są bzdury. Równie mocno mógłby pan poważnie pisać o hipotezie płaskiej Ziemi albo uważać że wilkołaki istnieją
Marcin Orliński

Marcin Orliński Wicenaczelny,
„Przekrój”

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Drodzy Dyskutanci,

duża liczba postów zgłoszonych do moderacji w tym wątku może świadczyć o tym, że emocje znów biorą górę nad meritum. Bardzo proszę o zaprzestanie ataków personalnych i ograniczenie się do racjonalnej argumentacji, niezależnie od różnicy zdań. :)

Dziękuję,
Marcin Orliński
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

a czy o "katastrofie smoleńskiej" jest jakikolwiek jeszcze sens dyskutować? Bo sensowna dyskusja powinna zamrzeć, a bezsensowne przerwać...

od siebie sugeruję zamknięcie wątku, bo innych wypowiedzi niż te zgłaszane do moderacji się już nie spodziewam.

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

A czy w czasie tej dyskusji ktoś zmienił zdanie na temat przyczyn katastrofy?

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Herezja smoleńska. Narodziny nowej religii
Cezary Michalski
04 maja 2011 11:37, ostatnia aktualizacja 14:29

Śmierć prezydenta, który zginął umęczon pod Putinem i Tuskiem, oraz dogmat o nieomylności Jarosława Kaczyńskiego to kanon religii, która wygrywa z kultem papieża i zagraża Kościołowi w Polsce.

Wielu publicystów krytykowało ostatnio kult polskiego papieża, którego apogeum stał się dzień beatyfikacji. Pisano, że służy on Kościołowi do umocnienia ziemskiej władzy, że jest tabloidowy, nie służy pogłębieniu wiary Polaków, ale zaledwie jej umasowieniu.
W ostatnich tygodniach okazało się jednak, że w Polsce rozwija się zupełnie nowa forma religijności masowej, w porównaniu z którą kult polskiego papieża pełni zarówno funkcję bardziej cywilizującą, jak też jest bez porównania bardziej racjonalny, ortodoksyjny, w ogóle katolicki. Tą konkurencyjną formą religijności stała się religia smoleńska.

Można już śmiało powiedzieć, że Jarosław Kaczyński ukradł polskim biskupom beatyfikacyjny show. Nie chodzi nawet o to, że polskich pielgrzymów było mniej, niż jeszcze parę miesięcy temu spodziewali się zarówno polscy biskupi, jak i polscy antyklerykałowie.

Nie chodzi też o to, że polskich pielgrzymów było 1 maja w Rzymie mniej nie tylko niż Włochów, ale także niż Hiszpanów, a nawet prawdopodobnie – o zgrozo! – Francuzów. Nie ilość w końcu się liczy, lecz jakość. Problem leży jednak gdzie indziej. Po co jechać do Rzymu, jeśli na miejscu, na Krakowskim Przedmieściu, pod Wawelem lub jeszcze prościej, w domu przed telewizorem, ma się religię smoleńską, relikwie, błogosławionego Lecha Kaczyńskiego i konflikt realny, rozgrzewający krew w żyłach bardziej niż banalny, letni, bo politycznie niepodzielny kult Karola Wojtyły, który proponują Polakom biskupi.

Tupolew przy pańskim grobie

Zresztą zwycięstwo religii smoleńskiej nad kultem papieża dotyczy nie tylko części wiernych, ale także niektórych księży, a nawet – pojedynczych, lecz jednak – biskupów. W grobach pańskich przed Wielkanocą znalazł się tu i ówdzie tupolew, gdzie indziej nawiązanie do „zbezczeszczonego krzyża” z Krakowskiego Przedmieścia, ale w tych samych kościołach, w tych samych grobach pańskich zabrakło często miejsca dla jakiegokolwiek odniesienia do beatyfikowanego właśnie papieża.

Po raz pierwszy od bardzo dawna pojawia się w Polsce ryzyko wielkiej ludowej herezji, zarządzanej przez człowieka, który religię traktuje instrumentalnie. Ale właśnie dlatego jest jeszcze niebezpieczniejszy dla polskiego katolicyzmu, niż byli Towiański i Mickiewicz (z ich narodową herezją, bardzo elitarną, przeciwko której Watykan stworzył jednak zgromadzenie Księży Zmartwychwstańców mające ratować dusze polskich emigrantów) czy „Mateczka” Kozłowska (założycielka sekty mariawitów, która tak bardzo pomieszała uniwersalne chrześcijaństwo z kultem narodowej ofiary, że stała się pierwszą w historii kobietą imiennie ekskomunikowaną przez Kościół).
rosław Kaczyński w oczach już nie tysięcy, ale milionów Polaków ma charyzmę bez porównania silniejszą, niż mieli Towiański czy Kozłowska. A jednocześnie pozostaje zimnym politycznym strategiem, posługującym się wiarą w sposób czysto instrumentalny. Jednego dnia wyrzuca Marka Jurka z partii za zbytni klerykalizm, drugiego dnia przedstawia się jako polityk bardziej katolicki niż Jurek. Ten fenomen już zaczął przerażać polskich biskupów, nawet jeśli ciągle jeszcze nie wiedzą, co z tym fantem zrobić.

Wszystko zaczęło się od słynnej papieskiej żałoby w kwietniu 2005 roku. Miliony ludzi mocno poruszonych, faktyczna jedność, bo nikt jeszcze w tym tłumie zapalającym znicze, modlącym się wspólnie, nie wiedział, jak bardzo można będzie się podzielić. Do tego pokolenie JP2, trochę z przymrużeniem oka tolerowane przez biskupów, a jeszcze bardziej przez media, również te najbardziej świeckie.
Potem jednak dwie partie papieża, chętnie powołujące się na jego autorytet, obie katolickie, postsolidarnościowe, prawicowe, obyczajowo konserwatywne wygrały wybory i... zaczęła się jatka. Zaczęło się mordobicie, jakiego nie widzieliśmy po 1989 roku, nawet w czasie pierwszej wojny na górze.
Nienawidzili się nie tylko Kaczyńscy i Tusk, ale całe plemiona PiS i PO, jeszcze parę miesięcy wcześniej palące wspólnie znicze papieżowi, a teraz wyjące na siebie po internetowych forach. Nawet czołowi przedstawiciele pokolenia JP2 znaleźli się po przeciwnych stronach barykady politycznej: Pospieszalski naprzeciwko Radziszewskiej, Gowin naprzeciwko Brudzińskiego...

Narodziny smoleńskiej religii

Smoleńsk dopełnił reszty. Narodziła się religia smoleńska. Mit Lecha Kaczyńskiego jako największego przywódcy w całej polskiej historii, który zginął umęczon pod Putinem i Tuskiem, jego zmartwychwstanie, kiedy brat przejmie władzę w Polsce, aby zrealizować testament. Towarzyszy temu dogmat o nieomylności Jarosława Kaczyńskiego – obojętnie, czy rzuca akurat gromy na postkomunistów, czy zachwyca się Gierkiem, a Oleksego nazywa ciekawym przywódcą lewicowym średniego pokolenia. Na naszych oczach powstała struktura sekty, której lider może robić, co chce, mówić, co mu się podoba, a wyznawcy znajdą uzasadnienie dla każdej jego wolty.

Do tego dochodzi gigantyczna energia społeczna. Skrzywdzeni i poniżeni polskiej transformacji, wszyscy, którzy kiedykolwiek usłyszeli pod swoim adresem słowa „ciemnogród”, „mohery”, „babcie bez dowodu”. I jeszcze realny lęk wielu polskich katolików i ludzi Kościoła przed sekularyzacją idącą z Unii Europejskiej, poprzez konsumpcjonizm, który może wydrążyć nas jak Irlandię. Wystarczająco dużo poczucia niesprawiedliwości i społecznych lęków, żeby starczyło na całkiem żwawą religię lub przynajmniej sektę. W tej nowej atmosferze nawet o. Rydzyk z księdza, nawet jeśli specyficznego, drażniącego wielu, stał się dzisiaj bez reszty apostołem smoleńskiego kultu. Podporządkowały się tej misji Radio Maryja, Telewizja Trwam, „Nasz Dziennik”.
Biskupi już nieraz zostali przez Kaczyńskiego jako papieża religii smoleńskiej upokorzeni. Po raz pierwszy w zeszłym roku na Krakowskim Przedmieściu, kiedy wówczas jeszcze arcybiskup Kazimierz Nycz i księża z kościoła świętej Anny zostali odepchnięci, obrzuceni wyzwiskami przez lud broniący krzyża, który nie biskupa i księży słuchał, ale Jarosława Kaczyńskiego. A ten kazał im przecież przy krzyżu stać, kazał krzyża bronić. Biskupi już wówczas musieli zrozumieć, z kim i z czym mają do czynienia.

Jednak pozostali rozdarci między strachem przed smoleńską herezją a pragnieniem jej wykorzystania. Jako jednego z najżywszych nurtów dzisiejszej polskiej religijności, nawet jeśli mocno zanieczyszczonego najzupełniej świeckimi emocjami i interesami: polityką, ideologią, osobistymi ambicjami przywódcy.

To wahanie Kościoła pozwala Kaczyńskiemu zupełnie swobodnie werbować polskich katolików, a nawet księży i pojedynczych biskupów do swojej sekty. Episkopat nie zdecydował się jeszcze na jednoznaczne potępienie religii smoleńskiej, bo jednak za dużo w sekcie Kaczyńskiego autentycznej religijnej i politycznej energii. Za dużo także gestów sympatii w stosunku do Kościoła („My nie jesteśmy sekularni, liberalni, nihilistyczni, cyniczni... jak ta Platforma”). Platforma też nie jest, ale część księży, a nawet biskupów uwierzyła, że smoleńska sekta jest lepszym niż liberalna Platforma sojusznikiem Kościoła w walce z bezbożnictwem.

Sekta

W tej szarej strefie Kaczyński buduje sektę. Tak mówią dzisiaj o PiS politycy PO – Rafał Grupiński, Sławomir Nowak, Stefan Niesiołowski – co natychmiast czyni ich krytykę bezradną. Bo nie ma lepszego paliwa dla sekciarskiej wiary niż obraźliwe żarciki rzucane przez niewiernych i potępionych. O wiele ciekawszą interpretację tego zjawiska dał profesor Zbigniew Mikołejko, który w wywiadzie dla „Polski” po prostu przyłożył do religii smoleńskiej obiektywne, naukowe kryteria współczesnego religioznawstwa: „Używa się tu całego archiwum tradycji religijnej, aby realizować pewne cele polityczne. Służy temu symbolika, sposób narracji, proroczy styl Jarosława Kaczyńskiego, powtarzalność rytuałów przed pałacem prezydenckim, idea rzekomego męczeństwa ofiar katastrofy. Żeby partia polityczna działała na zasadach religijnych, potrzebna jest bowiem ofiara założycielska...”.

Wielu polityków, intelektualistów, dziennikarzy zupełnie błędnie uważa, że tzw. teorie spiskowe smoleńskiego zamachu osłabiają religię smoleńską, odbierają jej wszelką powagę. Zupełnie się mylą. Hel, bomba próżniowa, dobijanie ofiar strzałem w tył głowy, wyklepywanie przez Rosjan fragmentów wraku...
Wciąż nowe pomysły, pochodzące często od samego Kaczyńskiego poprzez jego prawnika Rafała Rogalskiego, „Gazetę Polską” i „Nasz Dziennik”, odgrywają w rozwoju nowego kultu rolę zupełnie kluczową.
Wielu te hipotezy śmieszą, ale ci „ludzie małego serca” nie są celem werbunku i społecznym potencjałem sekty. Dla wyznawców są natomiast potwierdzeniem podstawowego dla przetrwania i rozwoju religii smoleńskiej przekonania, że „męczeństwo nie jest wykluczone”. Mikołejko ma rację, Kaczyński buduje religię smoleńską absolutnie świadomie. Sam jest całkowicie świecki, ale wokół siebie rozpala autentyczną religijną żarliwość.

Wdowy smoleńskie i osierocone córki – te związane z PiS – są najbliżej męczeństwa, to spośród nich wywodzą się święte Weroniki, Marty i Marie Magdaleny nowego kultu. Macierewicz prowadzi śledztwo i dostarcza relikwii. Rogalski występuje w funkcji apostoła, także Brudziński dostarcza najbardziej emocjonalnych, wręcz Janowych świadectw: ruska trumna, zwłoki prezydenta bezczeszczone w deszczu, błocie i na folii. Brudziński odgrywa w kulcie ważną rolę, ponieważ ma naturalny talent do budowania sekciarskiej, heretyckiej parafrazy drogi krzyżowej.
Ostrożny Kościół

Biskupi widzą to samo co Mikołejko, nawet jeśli dalecy są od jego całkowicie świeckiej perspektywy. Nie tylko kardynał Nycz, który mówił o krzyżu jako „znaku miłości, a nie zwycięstwa”, nie tylko kardynał Dziwisz, który po raz kolejny ośmielił się przypomnieć wyznawcom kultu, że „o męczeństwie można mówić wyłącznie w odniesieniu do ludzi, którzy oddali swoje życie za wiarę”, nie tylko arcybiskup Kowalczyk, emerytowany arcybiskup Gocłowski czy biskup Pieronek.

Widzi to już dzisiaj większość episkopatu, nawet jeśli pozostają w nim biskupi sami szczerze uwiedzeni przez religię smoleńską, widzący w niej nadal szansę na przebudzenie duchowe polskiego katolicyzmu. Nawet jednak ci przedstawiciele episkopatu, którzy rozumieją już sekciarski i heretycki charakter posmoleńskiego wyznania, są ostrożni z szarpaniem cugli.

Nie pacyfikują nawet tych księży, którzy wymknęli się katolicyzmowi i przeszli na stronę sekty, urządzając w kościołach celebrację męczeństwa Lecha Kaczyńskiego, nie tylko przy okazji Wielkanocy i grobów pańskich, ale praktycznie przez cały ubiegły rok

Biskupi zamiast walki z religią smoleńską wybrali negocjacje, bo wiedzą, że zbyt brutalne uderzenie w liderów sekty: Kaczyńskiego, Macierewicza, Brudzińskiego, będzie uderzeniem w miliony ludzi, którzy poprzez Smoleńsk przeżywają nie tylko swoje społeczne i polityczne emocje, ale także swoją wiarę. Ale najważniejsza przyczyna ostrożności Kościoła wobec religii smoleńskiej jest inna.

Polska jest dzisiaj ostatnią w Europie wierną córą Kościoła, krajem, gdzie katolicyzm pozostaje powszechny, oddziaływa bardzo silnie na sferę publiczną, państwo, stanowienie prawa. Kiedyś najwierniejszą córą Kościoła w Europie nazywano Francję, ale to już przeszłość. Dzisiaj Polska dostarcza ponad połowę europejskich misjonarzy, ponad połowę europejskich powołań.
Po kryzysie katolicyzmu w Irlandii Kościół nie bez racji uważa, że nawet z szaleństwami swojej najwierniejszej córy trzeba postępować ostrożnie, jeśli się nie chce tego potencjału urazić i stracić. Twarde spacyfikowanie religii smoleńskiej będzie osłabieniem w Polsce religii w ogóle. Tak myślą biskupi i chyba się nie mylą.

Zatem polscy biskupi wybrali grę na czas, aż sekta się wypali. Mariawityzm, herezja, która po raz pierwszy w Polsce na tak wielką skalę pomieszała katolicyzm z narodową traumą, gdyby Watykan nie eskomunikował jej w porę, zabrałby ze sobą z Kościoła nie sto tysięcy wiernych, ale kilka milionów. To ostrzeżenie warto wpisać do sztambucha polskim biskupom.
Łukasz F.

Łukasz F. właściciel,
Autokompleks

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

po raz kolejny mistrzowskie użycie klawiszy CTRL+C i CTRL+V
brawo!

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Może warto zamiast bajać o bombach próżniowych, czy użyciu Helu przeczytać ciekawy tekst o rozwijającej się w Polsce sekcie

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Jarek Żeliński:
a czy o "katastrofie smoleńskiej" jest jakikolwiek jeszcze sens dyskutować? Bo sensowna dyskusja powinna zamrzeć, a bezsensowne przerwać...

Sens w ogóle, jest zawsze, a zwłaszcza w takich sprawach, tyle że nie w tym gronie i niekoniecznie na goldeline.pl. Bez urazy, nie do Pana piję Panie Jarku, ani nie do większości obecnych na tym wątku.
Zazwyczaj uczestniczę w dyskusjach na forach amerykańskich i brytyjskich omawiając mniej lub bardziej nudne tematy zawodowe. Tutaj trafiłem idąc za prowokacyjnym tytułem wątku. Cóż - rozczarowałem się.

Jednak nie potrafimy (my - Polacy) dyskutować rzeczowo, nawet gdy chodzi o sprawy kalibru przełomowego. Gardzimy jakością rozmów między politykami, nie widząc jak bardzo jesteśmy do nich podobni. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Najwyżej przypuszczam. Nie czas i miejsce, żeby ten problem analizować.

Ale chyba zawsze działa ten sam "pattern" polegający na tym, że stale, na każdym forum dotyczącym spraw niełatwych do pogodzenia światopoglądowo, pojawia się jakieś skończone kretynisko klasy gigant, które od siebie nie piśnie ani słowa, a jedyne co potrafi to bełkotliwie powtarzać przeczytane cudze opinie, ewentualnie podeprzeć się wypowiedziami czy artykułamI jakiś dziennikarzy(ków), ślepo wierząc w każde medialne słowo, choćby było kompletną brednią - i to ma załatwiać w opinii tegoż "dyskutanta" wszystko. Jedyne co załatwia, to - przepraszam - mdłości i niechęć do dalszej dyskusji. Przynajmniej u mnie. Może przez to osiąga swój cel.

Z drugiej strony jest zawsza min. 1 osoba, która w sumie nic nie robi poza obserwacją dyskusji, mądrze milcząc, przeczekując aż się wysypią tymczasowe argumenty stron, po to, żeby po zadaniu pseudomądrego pytania, poddać w wątpliwość co jakiś czas dany etap lub całość dyskusji. Taki niby outsider.

Są na szczęscie osoby, wprawdzie rzadko zabierające głos, ale za to konkretne, piszące krótko i jasno (a nie rozwlekające się jak ja). Do tego piszą co one myślą, a nie co myślą inni.

Żegnam.
Jarosław Żeliński

Jarosław Żeliński Analityk i
Projektant Systemów

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Michael Covac:
Zazwyczaj uczestniczę w dyskusjach na forach amerykańskich i brytyjskich omawiając mniej lub bardziej nudne tematy zawodowe.

i są aż tak inne? (ptam o Pana opinie...) ... ja zauważyłem, że faktycznie są może mniej "flamerskie" ale poziom merytoryczny prezentują podobny do naszych (nie myślę tylko o GL)....
Filip Kamizela

Filip Kamizela trener sprzedaży,
handlowiec

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Ogólnodostępne fora internetowe mają to do siebie, że mogą wypowiadać się na nich wszyscy, bez względu na wiarę, poglądy polityczne czy status społeczny. Tym akurat nie różnimy się od for internetowych innych krajów. Ja akurat bywam na forach niemieckojęzycznych z racji znajomości tego języka i powiem, że nie zauważam jakiejś większej różnicy między nimi a nami.
Zawsze mogą się zdarzyć "oszołomy" i jest to nie do uniknięcia, nie powinno to też stanowić kryterium oceny forum. Od tego są moderatorzy, żeby dbali o wysoki poziom merytoryki i przede wszystkim o kulturę wypowiedzi.
Ale na prawdę, nie powinniśmy mieć kompleksów na tle innych krajów.

Dla mnie forum takie jak GL, oprócz dawki wiedzy i wymiany doświadczeń, jest bardzo fajnym poligonem obserwacji, na którym ścierają się różne typy osobowości ludzkiej. Staram się nikogo nie oceniać, a jedynie obserwować i wyciągać wnioski.

pozdrawiam i zachęcam do dyskusji na argumentyFilip Kamizela edytował(a) ten post dnia 05.05.11 o godzinie 07:29

konto usunięte

Temat: przyczyna katastrofy smoleńskiej znana od wielu dni...

Jarek Żeliński:
Michael Covac:

i są aż tak inne? (ptam o Pana opinie...) ... ja zauważyłem, że faktycznie są może mniej "flamerskie" ale poziom merytoryczny prezentują podobny do naszych (nie myślę tylko o GL)....

Ach Drogi Panie, czuję, że ponownie muszę się tłumaczyć ze swej wypowiedzi:)

Twierdzę jedynie, że nie potrafimy rozmawiać o superważnych sprawach (a Smoleńsk taką jest), a nie że nie potrafimy rozmawiac w ogóle. Mówiąc o forach amerykańskich i brytyjskich, zaznaczyłem tylko gdzie bywam w cyberprzestrzeni, a nie że tam rzekomo jest o niebo lepiej niż polskojęzycznym internecie.

Kilka razy wypowiadałem się na goldenline, w zupełnie innych wątkach, bliższych mi zawodowo - i tam rzeczywiście jest normalnie, czyli rozumnie, fachowo i beztrollowo (choć może trochę za dużo, jak na mój gust, autoreklamy prowadzonej przez niektórych forumowiczów). Widząc Smoleńsk na GL, sądziłem, że będzie tu podobnie, ale jak widać jest to ten typ tematu - stąd mój wniosek - gdzie dyskusji (poza kilkoma wyjątkami) NIE MA.



Wyślij zaproszenie do