Temat: Prawdziwe źródło wszelkiej etyki-czy jest nim "Bóg"?
Aleksandr Adamowicz:
Tez to doświadczam, co przekonuje mnie w tym że moja wiara w te pojęcia ma sens.
Taka wiara pro-forma, mogła by być, dlaczego mam nie wierzyć, że właśnie odpisuję Ci na posta ? tylko czy to faktycznie ma sens ?
Ale czy dobrze rozumiem że dla Pana to rzeczywistością jest tylko to co Pan odczuwa/doświadcza?
źle. Rzeczywistością jest tylko to co jest poznawalne.
(bez precyzowania kiedy, przez kogo i jakimi środkami - opieram się tu o teorię informacji w fizyce)
Mało tego uważam, że świat nie tylko jest większy i bardziej złożony niż możemy sobie wyobrazić, jest nawet większy i bardziej złożony niż taki, jaki my sobie nawet nie możemy wyobrazić.
To nie ulega wątpliwości. Świat jest taki dokładnie taki i na tyle poznany jak to ująłeś w zdaniu powyżej.
Ale nic ponadto !!! .. a bóg jest właśnie ponadto.
Ok - poproszę o nową definicję, poczytam - może później coś powiem
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aksjomat
"We współczesnej matematyce definicja aksjomatu jest nieco inna:
Aksjomaty są zdaniami wyodrębnionymi spośród wszystkich twierdzeń danej teorii, wybranymi tak, aby wynikały z nich wszystkie pozostałe twierdzenia tej teorii. "
Czy tą definicję co przedstawiłem zrozumiałem źle? Chyba dobrze. No i niema Pan dowodów na prawidłowość twierdzenia o nierozumieniu definicji.
Zrozumiałeś źle. I już Ci to tłumaczyłem.
Aksjomatami w świetle pierwotnej definicji są pojęcia stworzone na potrzeby opisu.
Weźmy dla przykładu jakiś aksjomat:
"Dla dowolnych dwóch punktów A, B
istnieje prosta a, zawierająca oba te punkty"
W przyrodzie nie istnieje coś takiego jak punkt i prosta. Skoro nie istnieje to w powyższy aksjomat trudno jest "uwierzyć".
Aksjomat ten jest nam potrzebny do opisu rzeczywistości - np. do zdefiniowania kierunku albo odległości.
Jeżeli w definicji aksjomatu czytasz, że aksjomaty pozostawia się "bez dowodu" - to nie znaczy, że "na wiarę", znaczy tyle, że dowodzenie tego nie ma fizycznego sensu.
Aksjomatem jest też litera w alfabecie.
Możemy udowadniać istnienie i różne cechy brzmienia fonetycznego litery A.
Możemy udowodnić, że litery A występują (np. otwierając książkę)
Ale dowodu istnienia zapisu litery A nie jesteśmy w stanie oprzeć na żadnej bardziej pierwotnej definicji. Ponieważ zapis litery A został stworzony na potrzeby opisu rzeczywistości.
Nie ma logicznego sensu wierzyć lub nie w zapis litery A.
Natomiast WSZYSTKO co jest w rzeczywistości - da się zdefiniować.
Aksyomat jest pojęciem. Punkt też. Żeby stosować pojęcie (jakiekolwiek ono ma definicję) trzeba wierzyć że to ma sens. Nie wierzy Pan że stosowanie pojęć ma sens?
Trudno rozmawiać z humanistami. Jak już wspomniałem, ja w nic nie wierzę.
Stosowanie pojęć MA sens. Natomiast ciąg przyczynowo skutkowy, po którym dochodzisz do takich pytań jest zdumiewający.
- opisz wieloryba
- wieloryb to zwierzę, zwierzęciem jest też wróbelek, a wróbelek ma skrzydełka dzióbek i dwie nóżki.
Ok - nie mam dowodów na istnienie Boga, ale nie mam też dowodów na jego nieistnienie.
Nie ma też dowodów na nieistnienie zielonego, opierzonego nosorożca na księżycu Jowisza. I pewnie dlatego o tym jednorożcu nikt nie gada - żeby nie wyjść na idiotę.
W logice udowadnia się nieistnienie przez udowodnienie braku istnienia (negacja).
Natomiast istnienie udowadnia się praktycznie bezpośrednio lub pośrednio z istnienia zjawisk, z których wynika istnienie.
Skoro nie ma dowodu bezpośredniego ani pośrednio nic nie wskazuje na istnienie - to znaczy, że nie istnieje.
Innymi słowy:
nie pieprzymy o czymś o czym nic nie wiemy.
Wystarczy trzymać się powyższej zasady, żeby zostać ateistą.
Cały czas w społeczeństwie powstają nowe rzeczy, idee, poglądy i relacje które wcześniej nie istniały - na początku powstają, dopiero później już je opisujemy i próbujemy zdefiniować.
O kolejności można by dyskutować, ale tutaj to nie jest istotne.
No to zacytuje Pana zdanie które było powodem do mojej wypowiedzi "W świecie rzeczywistym jeżeli coś nie ma definicji to znaczy, że 1. tego nie ma
2. jest urojeniem, do tego nie sprecyzowanym" twierdził Pan że jak czegoś, nie zdefiniowaliśmy to tego nie istnieje, teraz twierdzi Pan że to nieistotne
Kolejność jest nie istotna, bo to inny temat - ale skoro się upierasz..
Nie zgodzę się, że coś najpierw powstaje a potem się to definiuje.
Próbuję Ci wytłumaczyć, że nie chodzi mi o fizyczny proces pisania definicji - tylko o fakt, że coś jest definiowalne - czyli "możliwe do zdefiniowania".
Taka możliwość powstaje zawsze w chwili powstaniu rozpatrywanego podmiotu - jest z nim nierozerwalnie związana.
Dlatego nie istnieje w przyrodzie nic, czego nie dało by się zdefiniować.
-ok, w 12 wieku nie było możliwe definiowanie np gwiazdy neutronowej, właśnie nie dałoby by się ją zdefiniować,
Definiowalne/poznawalne to znaczy możliwe do zdefiniowania bez względu na to czy mamy obecnie do tego środki.
Poznawalność ma swoje fizyczne granice, jest to "horyzont zdarzeń" oraz kwantowe pudło potencjału, czyli wielkości poniżej wymiarów zdefiniowanych przez stałą Plancka.
Właściwie powinienem mówić "świat jest poznawalny/definiowalny w granicach horyzontu zdarzeń"
Jeżeli poza tymi granicami coś istnieje - to możemy wprawdzie za pomocą równań matematycznych przewidzieć co tam może być (np. osobliwość w środku czarnej dziury) - ale nigdy nie uzyskamy na to dowodu.
Ponieważ przez horyzont zdarzeń informacja może przejść tylko w jedną stronę.
mało było wiedzy - czy napewno tych gwiazd nie było?
Mam nadzieję, że teraz mnie zrozumiałeś i tego pytania nie powtórzysz.
To że świat jest poznawalny oznacza, że JEŻELI BÓG ISTNIEJE to jak rozwijamy się i staramy się jego poznać to MOŻEMY JEGO POZNAWAĆ. Lecz tak samo jak świat nie możemy jego poznać w całości.
Nie tak samo. Świat poznajemy (proces trwa) - boga nie.
Nasza wiedza o świecie rośnie - o bogu nie.
To naprawdę nie jest istotne, czy możemy poznać świat w całości, mimo wszystko jest on "poznawalny" w całości.
Czyli: nie istnieje przeszkoda natury praw fizyki, która uniemożliwi nam powrót informacji.
Oczywiście w obrębie horyzontu zdarzeń, ponieważ horyzont zdarzeń i grawitacja jest taką właśnie przeszkodą.
To nie jest moja filozofia - tego się uczysz na fizyce.
Hmm... to oczywiście duży autorytet ale wytłumaczyłbym to tak: gdyby ludzkość nie nadążyła ze zrozumieniem świata - przestała by istnieć.
eeee... to dobre dla poetów. Nie jestem humanistą nie wdaje się w podobne rozważania :)
Einstein miał na myśli to co napisałem wcześniej - zapewniam Cię.
http://www.dajnotatki.pl/bez-kategorii/logika-podstawy/
Tą logikę znam, a ta druga ??
dotychczas coś zmieniłoby w dyskusji? Do tego jeszcze względy grzecznościowe - to koszt jednego naciśnięcia klawisza Shift,
Staram się nawracać ludzi na ateizm - wiarę - samą w sobie i tą konkretną postrzegam jako coś złego. Do tego mam cyniczną naturę.
Czyli jestem usprawiedliwiony - "bóg" się pisze "bóg".
A mówiłeś że nie masz wszechwiedzy tylko pytasz "dlaczego". Może jednak nie w tym przypadku.
Czyli jeżeli wiem, że piję kawę - to jest to wiedza,
a jeżeli wiem, że boga nie ma - to jest to wszechwiedza ?
To może zdefiniuj "wszechwiedzę" - wtedy Ci odpowiem.
A o istnienie boga już zadawałem pytania - i mam odpowiedzi. Mam wiedzę.