Temat: nerki, wątroba, serce
Temat tego forum to jeden z najtrudniejszych problemów, z jakimi się borykają ludzie. Proszę, niech to nie będzie miejsce, w którym wylewa się wzajemna nienawiść i oskarżenia. Wszyscy jesteśmy bezradni i bezbronni wobec chorób, szczególnie tych nieuleczalnych. Nikt z nas nie wie, czy wystarczyłoby mu hartu ducha, żeby nie ratować najbliższej osoby, nawet kosztem rezygnacji z wysokich norm moralnych. Pisząc to, wciąż myślę, że prawo moralne nosi się w sobie i nic tego nie może zmienić, ale - jak pisałam wcześniej - serce mi podpowiada, że perspektywa może się znacząco zmienić, bo ta sytuacja należy do krańcowych, ekstremalnych; i tylko ten, kto przeżył coś takiego, może z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że zachował swoje wysokie normy, albo... że to ponad ludzkie siły.
A lekarze... są ludźmi. I niektórzy są nieuczciwi, ich etyka jest katastrofą i powinni mieć natychmiast odebrane prawo do wykonywania zawodu (chyba każdy z nas się zetknął z takimi), ale większość naprawdę chce nam pomóc. Często sami tracą zdrowie z potwornego stresu, bo decydowanie, komu dać dany narząd, a także stres w czasie operacji, której stawką jest życie, to musi być bardzo trudne. Pamiętam, jak moja koleżanka - neurochirurg opowiadała, co czuje lekarz, kiedy nagle na dyżur przywożą dwie osoby, które muszą być operowane w tym momencie, bez zwłoki, a nie ma wystarczającej ilości chirurgów, którzy mogą przeprowadzić tę operację. Musi zdecydować, czyje życie jest w tym momencie więcej warte.
Myślę, że rozważając tak trudne kwestie, powinniśmy jednak jako ludzie, których zawsze może dotknąć taka sytuacja - oby nie, ale w tym wypadku wszyscy mamy na to równe "szanse" - nauczyć się empatii i poczuć, że stoimy po tej samej stronie barykady. Walczymy z chorobą, cierpieniem i bezsilnością. Wszystkich. Lekarzy i pacjentów. I bliskich tych zmarłych, którzy nagle w obliczu tragedii muszą podjąć decyzję, czy oddać jakiś organ ukochanej osoby komuś innemu...