Temat: Meandry nauki :o)
Mikołaj Gołembiowski:
Artur Królica:
nacjonalizm [łac. natio ‘naród’], przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki.
Ta definicja została poddana krytyce. Przede wszystkim wadliwe się wydaje sprowadzenie nacjonalizmu wyłącznie do przekonania faktualnego.
Z całą pewnością nie jest ona doskonała. Może Pan zaproponuje taką, która pomieści w sobie zarówno nacjonalizm Gandhiego, jak i nacjonalizm ONR?
Przekonania, które nota bene jest dziwnie uzasadniane przez analogie do więzi rodzinnych, której siła jest oczywista, podczas gdy siła więzi narodowych - wątpliwa.
Dla kogo jedno czy drugie jest wątpliwe, a dla kogo oczywiste? Więzi rodzinne nie będą wcale oczywiste dla skandynawskich urzędników socjalnych, skoro - ich zdaniem - pozbawienie biologicznej rodziny jest dla dziecka mniejszą traumą niż klaps. Z kolei więzi narodowe są oczywiste dla mnie, bo po przeczytaniu rozdziału powieści angielskiej i rozdziału powieści rosyjskiej dostrzegam ogromną różnicę w sposobie myślenia, formie ekspresji, typie poczucia humoru itd. John Henry Newman nazywał to przyświadczeniem realnym, które w przeciwieństwie do przyświadczenia pojęciowego daje pewność.
W moim przekonaniu nie potrafi Pan uzasadnić tego twierdzenia w racjonalny sposób, więc przytacza Pan quasi-literackie wywody.
Istnieje inna interpretacja tych słów,
Dlatego właśnie ta definicja jest na tyle pojemna, że dopuszcza różne interpretacje i mieści w sobie i Ganhiego i Brzozowskiego i Dmowskiego i Stachniuka i Piaseckiego.
taka na którą powołują się Pańscy oponenci, mianowicie, że przekonanie nacjonalisty nie jest faktualne lecz normatywne - twierdzi, że POWINNIŚMY najwyżej cenić własny naród i przedkładać więzi narodowe nad jakiekolwiek inne.
Interpretacja nacjonalizmu czy interpretacja "tych słów" (definicji, jak się domyślam)? Czytam to zdanie i skoro jest tam mowa o "przekonaniu", to przekonanie powinno z czegoś wynikać, być oparte na jakiejś diagnozie rzeczywistości, tak aby móc odpowiedzieć na pytanie, DLACZEGO mam przedkładać więzi narodowe nad jakiekolwiek inne (cokolwiek to znaczy). Jeśli nacjonalizm miałby polegać na tym, że najwyżej ceni się własny naród, to nie ma w nacjonalizmie miejsca dla Stachniuka i Brzozowskiego.
I w tym wypadku zarzut o propagowanie przez nacjonalistów szowinizmu narodowego jest jak najbardziej na miejscu - to wynika po prostu logicznie z tak zinterpretowanej tezy.
Owszem - dlatego na taką interpretację powołują się ci, którzy nie lubią nacjonalizmu. Ja takiego nacjonalizmu też nie lubię.
Wróćmy do racjonalizmu. Pan powołuje się w tym miejscu na jakiś nieznany mi byt: "etykę racjonalistyczną", wywodzoną ponoć z zasad słuszności i logiki. Odrzucając "etykę racjonalistyczną" odrzuca Pan logikę w wywodach etycznych. Tymczasem logika jest nauką formalną i w związku z tym nie implikuje żadnych konkretnych treści. Nakazuje jedynie konsekwencję w myśleniu i w wygłaszanych sądach. Nakazuje np., że nie można powiedzieć równocześnie, że najwyżej należy cenić wartości rodzinne oraz że najwyżej należy cenić wartości narodowe, bo to rodzi sprzeczność. Nie można wycierać sobie gęby życiem, jako najwyższą wartością przy argumentacji przeciw aborcji i mieć w poważaniu życie bezdomnych na mrozie, czy innych dorosłych ludzi, którym grozi niemalże pewna śmierć. Logika nie nakazuje Panu ani szanowania rodziny, ani gardzenia narodem, ani pomocy bezdomnym, ani zgody na aborcję. Logika mówi jedynie, że skoro powiedział Pan A to powinien Pan powiedzieć B, bo w przeciwnym razie traci Pan wiarygodność.
Pamiętam taki dowcip z czasów stalinowskich. Partyjny urzędnik od kultury pyta literata:
- Czy jest pan wrogiem socjalizmu?
- Ależ nie!
- To może nie lubi pan realizmu?
- Bardzo cenię realizm.
- To dlaczego jest pan przeciwnikiem realizmu socjalistycznego?
I Mrożek - ""Nie lubię się golić, ale nie lubię też zarostu na twarzy. Najlepiej, ja utnę sobie głowę".
Racjonalizm (w wersji światopoglądowej, a nie epistemologicznej, z którą Pan ten pogląd czasem w swoich wypowiedziach myli) nakazuje natomiast Panu poszanowanie wyników nauki. Jeżeli pewne hipotezy zostały przez naukowców obalone w odpowiednio skonstruowanych eksperymentach, to nie należy na nich opierać swoich etycznych argumentów. Nie należy twierdzić np. że homoseksualiści są nieszczęśliwi, mają skłonność do pedofilii, czy wychowują swoje dzieci na homoseksualistów, jeżeli badania tego nie potwierdziły. I tylko tyle. Człowiek szanujący naukę może wszystko w etyce - pochwalać homofobię, nacjonalizm, nazizm, pedofilię, ganić dobroczynność - cokolwiek mu przyjdzie do głowy, tylko poszanowanie nauki zabrania mu wygłaszania pewnych argumentów, jeśli stoją one w jawnej sprzeczności z dotychczasową wiedzą naukową.
Przeciętny człowiek ma ograniczony dostęp do wiedzy naukowej, więc można go nią swobodnie terroryzować. To, co Pan pisze, daje się doskonale wykorzystać do indoktrynacji. Najpierw mówi się delikwentowi - masz jakiś system wartości, więc go uzasadnij (racjonalnie i logicznie, rzecz jasna, najlepiej z uwzględnieniem najnowszej wiedzy naukowej). Przyparty do muru rzuci jakieś słabe, "obiektywne" uzasadnienie, dlaczego rodzina czy naród są dla niego ważne. Uzasadnienie padnie w starciu z logiką i delikwent wyjdzie z dyskusji z przekonaniem, że "obiektywnie" to jego wartości są nieważne, on jest w ogóle nieważny, bo nielogiczny. Problem polega na tym, że to, czy coś kochamy lub nienawidzimy, nie opiera się na logice. Jedynie logicznym stanem jest nie kochać i nie nienawidzić. Taki stan daje np. lobotomia.