Temat: Masowe testy na zespół Downa. Będzie więcej aborcji?
Mariusz Perlak:
czyli nakładając gumkę na penisa codziennie (a co, taki jurny jestem) decyduję za moje nienarodzone dzieci, co dla nich jest najlepsze - uśmiercam je, bo w moim nasieniu zawarty jest potencjał do życia. A może te dzieci chciały żyć? I jak sie tego dowiemy?
Nie wiem, dlaczego wprowadzasz do dyskusji swoje nasienie. Chyba że skłaniasz się ku teorii, iż ono również ma swoją świadomość;)
Swojego istnienia (tak odczytałam "żywotność") nie są świadome noworodki. Owszem, mają jakieś poczucie fizyczności, ale poczucia odrębności mentalnej jeszcze nie. A na pewno nie w istotnie większym stopniu od ośmio- czy siedmiomiesięcznego płodu. Zmierzam do tego, że nieświadomość własnego istnienia nie jest równoznaczne z nieistnieniem, tudzież z byciem abstrakcją.
A to, czy ktoś jest w stanie wyrazić jasno swoją chęć do życia, nie jest kryterium dającym lub odbierającym prawo do życia. Od noworodka też się przecież nie dowiemy, czy chce żyć. Jedynie tak zakładamy.
skoro decyzja o urodzeniu się nie może być przez samego zainteresowanego podjęta świadomie, to jak piszesz, odpowiedzialnośc ponoszą rodzice. Jeżeli rodzice stwierdzą, że ten płód nie ma się narodzić, to czy podejmują za kogoś decyzję? Czy "kimś" można nazwać byt abstrakcyjny?
Piszesz o tym, że płód jest bytem abstrakcyjnym tak, jakby było to faktem odnotowanym w literaturze naukowej. Nic mi na ten temat nie wiadomo. Ale ponieważ jestem otwarta na nowe koncepcje, chętnie przeczytam uzasadnienie.
To jest sedno mojego pytania: czy decyzja podjęta za kogoś kogo nie ma tu i teraz, i nigdy nie będzie w przyszłości, ale potencjalnie mógłby być jest obarczona jakąkowliek odpowiedzialnością za ten byt/nie-byt?
Oczywiście. Jeśli człowiek podejmuje decyzję, że nie będzie mieć dzieci, to jest odpowiedzialny za to, że ich nie ma.
Ale też słowo "obarczony", którego użyłeś, wywołuje we mnie wrażenie, jakby odpowiedzialność miała mieć pejoratywny wydźwięk. Powyższe sformułowanie brzmi dla mnie jak coś obciążającego. Tymczasem ja odpowiedzialność postrzegam jako stan, który wymaga dokonania wyboru, a także jako poczucie świadomości tego, co się robi i jakie to będzie miało lub ma konsekwencje.
Dlatego poczucia odpowiedzialności za to, że nie powołuję na świat tuzina dzieci, nie wiążę z winą. Tak jak nie ciąży mi poczucie odpowiedzialności za to, że nie adoptuję dzieci, choć jestem odpowiedzialna za to, że żadne z dzieci, które potrzebują domu, nie znalazły go u mnie.