Temat: kara za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym...
Joanna C.:
Ooo, to duży krok naprzód (pisze zupełnie bez ironii, Izo). Jeśli przekonaliśmy Cię w sprawie trzylatka, to moja wiara w człowieka zaczyna sie ugruntowywać! :)
Bez szaleństw, proszę :) Przekonaliście mnie po prostu, że on nie będzie niczego pamiętał (choć ja pamiętam kilka pojedynczych scen z okresu , kiedy miałam nawet 2 lata). I tylko dlatego stwierdziłam, że da się go jeszcze wychować na porządnego człowieka. Ale jestem pewna, że będzie miał jeszcze odruchy, żeby chwycić kotka mocno za szyję i go podnieść, więc powinien być odseparowany od zwierząt.
Pewnie, że nie tylko oni. Na dzieci z innych, odważę się to napisać, mniej patologicznych rodzin też mają. Bowiem nie chodzi o to czy TYLKO oni mają wpływ, wiesz? Chodzi przecież o to, aby ich wpływ był nadrzędny. Idę o zakład, że zarówno starsza latorośl tych pseudorodziców jak młodsza również, już niejeden raz miała sposobność odbierać na własnej skórze agresję cielesną jako jedyny sposób wychowawczy.
Mogłabym nawet podjąć taki zakład. Bo wg mnie zadna z nich nie została nawet tknięta. Rodzice po prostu się nimi w ogóle nie zajmowali. Mi ta sprawa wygląda tak, jakby te dzieciaki dorastały bez ingerencji dorosłego autorytetu - i bez ingerencji opiekuna w ich dowolnie okrutne czyny.
Idąc dalej, idę o kolejny zakład, że gdyby te dzieci jak i zwierzęta domowe otaczano ciepłem rodzinnym, nigdy do takiej sytuacji by nie doszło.
Byłaby duża szansa, że gdyby rodzice się nimi zajmowali, ucząc ich bycia dobrymi ludźmi, do takiej sytuacji by nie doszło.
Nawet wtedy, gdyby trzylatek w przedszkolu jako wzorzec miał panią wychowawczynie w typie Cruelli de Mone (czy tak to się pisze?), a starszy czytał Marka Twaina (w jego książkach też obfituje przemoc nad zwierzętami).
Ale gdyby mieli w szkole "kolegów", którzy by ich dręczyli... lub gdyby mieli tam kolegów, którzy jako pierwsi pokazali by im, jakie fajne jest okrucieństwo wobec bezbronnego zwierzęcia, to już mogło by być inaczej.
Nie chcę tu wpadać w moralizatorski, kaznodziejski ton, ale nienawiść należałoby skierować przeciwko czynowi, a nie przeciwko nastolatkowi. Od razu inaczej zabrzmiałoby dla czytającego wrażliwego oka, gdybyś napisała: "nienawidzę tego, jak ktoś postępuje tak okrutnie". Poza tym, nienawiść niczego nie zmienia i nic nie buduje. Zatem potępienie czynu - tak! Konsekwencje - tak! Nienawiść przeciwko dzieciom - nie, bo nie jest ani uzasadniona ani na miejscu.
Nie wszystko musi coś budować. Ja w równym stopniu nienawidzę tego dzieciaka, jak i jego czynu. Co więcej - mogę tak twierdzić, bo tak czuję, a czuję tak, bo obejrzenie tego filmu powinno wzbudzać takie emocje. Nie staram się nawet tłumić tego uczucia, bo autor filmu na nie w pełni zasługuje i to, że inni tego nie widzą, czy nie rozumieją, jestem w stanie uszanować, bo mają prawo "wierzyć" w to dziecko, itd...
Natomiast zauważyłam jedno w tych wszystkich rozmowach - agresję wielu osób w stosunku do mnie (pomimo, że niczego złego nie zrobiłam, a te dzieciaki - owszem): Ani, Andrzeja, Tommiego... Była to silna i bezwzględna agresja ludzi, nieznoszących przecież przemocy. Do tego ci ludzie nie mieli kompletnie pomysłu na to, co należałoby zastosować wobec tych dzieci pomimo, że pomysły "łagodnej" pomocy padły już na pierwszej stronie tej dyskusji. To wszystko we mnie wzbudza taką refleksję - bardzo mały procent zwolenników pokojowych rozwiązań takich paskudnych sytuacji, jak ta, będzie w stanie sobie poradzić. Dość duży procent tych zwolenników to hipokryci, bezmyślnie agresywni.
Nie wiem skąd ta skala. Iza, zastanów się, bo chyba Cię emocje ponoszą. Człowiek jest zawsze wartością nadrzędną nad zwierzętami. ZAWSZE. I dotyczy to każdego człowieka.
Nie każdego.
Bandyty, który odsiaduje karę za gwałt lub morderstwo, również. Inna rzecz jak kształtują się nasze emocje gdy myślimy o takich skrajnych przypadkach "człowieczeństwa". Mam rację? Oto przykład na poparcie: jak płonie dom strażak najpierw wynosi DZIECI,potem pomaga osobom dorosłym, a na kończy zajmuje się zwierzętami. Czyż nie? Gdybyś miała dziecko, a sytuacja stała się ekstremalna, zaręczam Ci, że bez wahania doszłabyś do tego samego wniosku.
Gdyby w tym płonącym domu znajdowałoby się zwierzę, dziecko, staruszek, morderca i gwałciciel, to zrobiłabym, to faktycznie miałabym problem z wyborem "zwierzę, dziecko, czy staruszek", ale:
1. mordercę zatrzasnęłabym w jakimś pokoju.
2. a gwałciciel niech wyłazi sam. Pokazałabym mu co najwyżej odsłonięty dekolt, żeby miał motywację biec za mną.
Dziecko, zwłaszcza małe, bardzo często jest bezradne, zdane na dorosłego. Nie mówiąc już o osobach dorosłych. Nigdy nie czułaś się bezradna? Ja, często.
Czułam się bezradna. Ale tylko wobec innych dzieci. Takich, które czuły się bezkarne.
Rozumiem, że mówisz o dzieciach. Mnie to nie przeraża. O dzieci powinien troszczyć się każdy. Bo jaki jest nastolatek, taki będzie dorosły i również dlatego wymaga troski i opiekuńczości. Gdyby to było/miał zapewnione, kary nie byłyby potrzebne. :)
Mam inne zdanie i tu niczego nie ustalimy, ale cieszę sie, że są osoby, które myślą tak, jak Ty. Ja nie chcę i nie umiem. Ale naprawdę się cieszę :)
Muszę pędzić do pracy, więc resztę wycięłam. Soory :)