Temat: Kara dla chorej na SM za zakłócanie ciszy nocnej
Swoją drogą łatwo tutaj popaść w przesady. Z jednej strony kompletna izolacja od tego, koło kogo żyjemy, z drugiej strony uciążliwa wścibskość. Jedni potrafią to rozgraniczyć i gdy usłyszą "łubudu" i krzyk a potem martwą ciszę, to wskoczą w gacie i zapytają, czy wszystko OK, a jak OK, to przepraszam i dobranoc. Inni - nie i będą uważać, że jeśli już robią "taaaaką łachę", to mają prawo interesować się życiem sąsiadów w szerokim wymiarze. A z kolei nie ma nic gorszego, niż wścibski sąsiad, w dodatku plotkarz i moralista. Trzeba tu nieco wyczucia, a z tym, niestety, jest "ciulato".
Co zaś do choroby, nawet niekoniecznie przewlekłej (bo często pacjenci po prostu przyzwyczajają się do zmian, co innego - na początku choroby), ale w danej chwili mocno nas ograniczającej - złość na własną bezradność, na utratę sprawności, do której przywykliśmy przez dziesięciolecia, potrafi wyzwolić silne emocje. Czasem i szklanką się rzuci, pięścią w stół uderzy, "kurwami" sypnie.
PS: Asiu, masz rację, ja też nie jestem z tych, którzy robią w nowym miejscu wywiad środowiskowy i zamieniają się w pomoc społeczną. Ale tak z drugiej strony - niejednego chorego człowieka bardzo boli taka prośba o pomoc. Jest mu wstyd, że zabiera innym czas, że nie jest samodzielny, w dodatku jest wściekły na siebie, że sam nie może sobie poradzić. Jeśli ta pani dzwoni do Ciebie, to też jej zapewne nie jest łatwo i "gryzie" ją to. Z drugiej strony wielu ludzi wykorzystuje cudze dobre serce i to bezwzględnie.
Nie ma tu reguł. Wszystko weryfikuje życie. Grunt może nie w tym, by być Samarytaninem 24/7, mając swoje życie i swoje problemy, tylko żeby nie okazać się skurwysynem w razie czego :)
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 22.12.10 o godzinie 15:35