Temat: jedzenie mięsa - legalne, ale czy moralne?
A ja napisałem równie proste stwierdzenie, że miłość jest w tej samej klasie abstrakcji, co gwałt, pedofilia i morderstwo - klasie abstrakcji "leży w ludzkiej naturze". Panie Robercie, z jakichś względów użył Pan takiego zestawienia, a nie innego. Dokładnie takiego. Dla mnie jest to oczywiste, że akurat takie było Panu wygodne.
Do tego dorzucił Pan stwierdzenie, które cały ten worek "leży w naturze ludzkiej" wrzuca do jeziora - "etyka walczy z ludzką naturą", czyli z miłością, uczuciami, myciem zębów, zabijaniem, kłamstwem, manipulacją, empatią, religią, solidarnością.
Etyka to nie jest kosmita, który walczy jako osobny byt, etyka to komplet zasad, którymi LUDZIE (i to konkretni, nie ma etyki uniwersalnej) chcą się posługiwać, by przeciwstawiać się określonym zachowaniom społecznym. To człowiek ustala, jaki zbiór reguł jest mu bliski i z którym się utożsamia, a następnie postępuje zgodnie z utworzonym właśnie kodeksem etycznym. Zasady te mogą być sprzeczne z naturą człowieka, lecz nie muszą.
Zakłada Pan (wydźwięk Pana wypowiedzi), że etycznym jest niejedzenie zwierząt i niezabijanie ich. Ale to jest Pana etyka (i ja nie mówię, że ona jest zła, nie atakuję Pana z powodu Pana podejścia!). Podobnie, jak czyjąś etyką (mam na myśli zdolność do uzasadnienia działań czyimś dobrem) jest popieranie badań na zwierzętach i ludziach (dla dobra człowieka, rozwoju medycyny, nie piszę o niskich pobudkach, jak, zarabianie na cierpieniu!), jak zabijanie chorych płodów (i owszem, da się bronić tego stanowiska, zupełnie abstrahując od egoizmu, a z punktu widzenia miłosierdzia - niejedna osoba, która kocha swoje ciężko kalekie i cierpiące dziecko ma ten dylemat, a nie każdy jest wierzący, by godzić się z "cierpienie ma swój cel". Oczywiście nikt się tego nie podejmie ze strachu przed byciem nazwanym nazistą). A jeszcze inna etyka nakazuje traktować ludzi jako równych w pełnym zakresie (o równych potrzebach, umiejętnościach, inteligencji, aspiracjach). Czy to zła etyka? Socjaliści na przykład są przekonani, że jest bardzo dobra. Jest również etyka, która nakazuje poinformować pacjenta o tym, że zostało mu 2 tygodnie życia, by zdążył uporządkować doczesne sprawy. Inna etyka mówi, że nie należy człowiekowi odbierać woli walki i dobijać go w tej sytuacji. Etyka niektórych społeczności islamskich nakazuje realizować zabójstwa honorowe i bestialsko kamienować. Czy ich etyka jest gorsza, niż nasza? Nie, nie jest. Jest inna i nadal umocowana w zakresie "wyższego dobra". Dla nich nasza etyka (tu np. resocjalizacji) jest irracjonalna, wręcz chora. Dla nas "ichnia" etyka jest nie do zaakceptowania, przeraża wielu z nas, tym łatwiej uznać nam, że ich poglądy są "prymitywne", a nasze humanistyczne (swoją drogą nasza etyka powstaje w dość cieplarnianych warunkach, ich - w skrajnie nieprzyjaznych).
W tym temacie zostało powiedziane już chyba wszystko, co bardzo ładnie zawarł Pan w zdaniu, że każdy ma wybór, że tutaj musi postępować zgodnie ze swoim sumieniem (potwierdził Pan tym, de facto, że sumienia są różne i etyki są różne). Ubiegnę zarzut, że "czyjąś etyką może być mordowanie". Owszem, ktoś może przyjąć, że dla własnej korzyści można zabić drugiego człowieka. Trudno, musi się podporządkować etyce większości, bo etykę tę ubrano w paragrafy, tu nie ma możliwości wyboru. Powstaje naturalne pytanie - skoro zdecydowano i ubrano w paragrafy, to czemu nie podciągnąć po to także zwierząt?
No dobrze, słusznie, od czegoś trzeba wyjść i jakoś zacząć. Nie można poprzestać na sformułowanie "relatywizm jest tutaj normą". Przyjmuje się zatem za punkty odniesienia kwestie fundamentalne. Przyjmijmy i my taki fundament - życie: "każde życie ma być chronione". To jest megafundament. Nie pozwala zabić nawet mrówki. Ptaka. Ryby. Ślimaka. Komara. Proszę się nie śmiać. Nie można na tym etapie zabić niczego, co żyje.
Ale dochodzimy do absurdu, gdzie nawet nie możemy iść ulicą czy polem, bo zabijemy ileś tam owadów. Definicję trzeba teraz okrajać, stosownie do... czego? No właśnie - do potrzeb! :)
No to dalej: "Chronione jest życie każdego człowieka oraz ssaka". Czyli można np. znęcać się nad dajmy na to gołębiami, na których będzie się przeprowadzać eksperymenty dla zaspokojenia swej ciekawości? Można, jak widać.
No to może inaczej? "Chronione jest życie każdego człowieka oraz zwierzęcia, które jest bliskie człowiekowi". O, widać kolejną pułapkę. Definicja "bliskie człowiekowi".
A może tylko ssaki? Ależ to by było obłudne! Bo czemu pospolita kura ma być gorsza niż ssak? Gdzie jest granica? Kura też czuje! Zresztą kot czy pies nierówny szympansowi, a ten człowiekowi... świadomemu swego istnienia i pojęcia straty. Ba! My nawet, po raz n-ty, dojdziemy do kwestii - czy człowiekiem jest zapłodniona komórka jajowa, czy morula, czy płód bez systemu nerwowego, czy płód z systemem nerwowym, a może noworodek? Ten sam problem, z tym, że tutaj nam łatwiej, bo chodzi o przedstawiciela gatunku homo sapiens sapiens.
I widzimy, że nie jest tak prosto! Decyduje albo wygoda (naszego sumienia, tak tak! Bardzo często jesteśmy hipokrytami), albo ludzkie emocje (bardzo indywidualna kwestia), albo doraźna potrzeba i pragmatyzm (ależ to "nieapetycznie" brzmi, prawda? pragmatyzm w tych kategoriach...). Oto podczas stanu wyjątkowego za odmowę wykonania rozkazu może być kula w głowę. Etyczne? W czasach pokoju takie rozwiązanie byłoby przecież zbrodnią. A w stanie wojny - jest to jednak w pewnym kontekście etyczne, bo odmowa rozkazu może sprowadzić śmierć na miliony ludzi. A eutanazja na życzenie pacjenta? Przecież tak można do rana wymieniać. Że odszedłem zbyt daleko od problemu zabijania zwierząt aż do stanu wojennego i eutanazji? Tak, odszedłem, by pokazać, że czy dyskutujemy o schabowych i jajecznicy, czy o karze śmierci, czy o zdradzie, eutanazji, ciągle mamy przed oczami relatywizm. Nie znajdziemy złotego środka, bo on nie istnieje. Dla pana A zabicie (szybkie) kury na rosół jest normą. Dla pana B zabicie czegokolwiek jest zbrodnią. Ale już dla pana C zabicie karalucha nie jest zbrodnią, a wręcz pragmatyzmem - ochrona przed ugryzieniem i zarazkami (wychodzi z założenia, że kura i świnia go nie atakują, więc nie musi ich zabijać, ale pluskwa - już tak, więc czyni to jedynie w samoobronie).
Są i inne kwestie, np. dlaczego, po 10 tysiącach lat istnienia człowieka i iluś tam milionach lat istnienia życia człowiekowi zaczęło przeszkadzać zabijanie zwierząt? Nie mówię "torturowanie" na farmach hodowlanych, lecz po prostu - zabijanie? Nasze samopoczucie i "uduchowienie" nakazuje nam troskę i zadumę, a tymczasem świat natury jest bardzo brutalny. Pająk nie zabija muchy szybko i bezboleśnie, tylko "na żywca" ją trawi. Wielkie i małe koty też lubią się pobawić ofiarą (widziałem taką zabawę na żywo, mysz była cała pokrwawiona, piszczała, a kot wcale jej nie zagryzał, tylko "rozmieniał na drobne", miała, za przeproszeniem, "flaki" na wierzchu), śmierć w paszczy węża też nie należy do szybkich, pożarcie żywcem przez krokodyla też nie jest bezbolesne. Matka natura tylko w bajkach dla dzieci jest czuła i kochana, a tak naprawdę jest bezwzględna, bezlitosna i wszystko, co jest słabe, umiera. I to z woli "sił natury", tych najpotężniejszych, wobec których człowiek jest niczym. Absolutnie niczym (tzn. jest wielki do pierwszego kataklizmu, nowotworu czy pogryzienia). Człowiek jest jednak bardzo "spolaryzowany" - albo niszczy wszystko wokół siebie na potęgę, albo walczy o każde źdźbło trawy - a zwierzęta i cała natura mają to po prostu gdzieś, nie są nawet świadome, że homo sapiens walczy o ich prawa. Albo zabija bezlitośnie i ma gdzieś to, że umierają setki tysięcy ludzi (jak to powiedział tow. Dżugaszwili - "to statystyka"), albo walczy godzinami o życie jednego schorowanego człowieka, sprawiając, że ten może przekazywać swoje chore geny dalej (ja jestem takim przypadkiem - wg praw natury powinienem nie żyć, a ja, zdegenerowany fizycznie organizm, przekażę pewnie swoje geny dalej - wspaniałe, prawda?). To nazywa moralnym i w pełni oddającym miarę człowieczeństwa, a to, że ktoś ewentualnie krytykuje degenerowanie własnego gatunku (co odbije się jemu samemu bolesną czkawką) nazywa nazistowską ideologią (chociaż naziści to wymysł XX wieku, a "darwinizm" pochodzi od matki natury :) ). Walczy o prawa nienarodzonych, ale o tych już narodzonych mówi "dzicy czarni, niech się "przerzedzą", bo się rozmnożyli jak króliki". Odczuwa moralną dumę i radość z przedłużenia o wiele, wiele lat życia boleśnie cierpiącemu dziecku bądź żyjącemu w stanie warzywa sparaliżowanemu (chociaż od razu musi to usprawiedliwić czymś, np. religią, "humanizmem", bo inaczej trudno mu to przełknąć), ale o eutanazji (nawet tej na życzenie) mówi "zbrodnia przeciw życiu", "cywilizacja śmierci". Empatia (i to JEST wyraz człowieczeństwa!) doprowadzona do absurdu, owocującego cierpieniem (i to już NIE jest wyraz człowieczeństwa).
A może jednak kluczem tutaj jest coś innego? A może kluczem jest nie jest problem klasyfikacji, lecz problem unikania zadawania
CIERPIENIA?
To nie jest temat, w którym można sobie z pełnym spokojem rzucić komunałem. Dyskutujemy o ETYCE, a to cholernie trudna sprawa. Tutaj nie ma bezwzględnych punktów odniesienia, jeśli się wyruguje np. religię. Jedyne, co nam pozostaje, do właśnie dyskutować. Bez naskakiwania na siebie, bez erystyki. I dyskutowaliśmy, dopóki nie zrobił Pan swojego podsumowania, w którym nieco stanowisk Pan pominął. A to nie było fair wobec dyskusji i dyskutantów.
Dodam na koniec, że jarosze są dla mnie ludźmi, których należy wg mnie cenić z uwagi na ich próbę uczynienia świata lepszym i podziwiać za upór i konsekwencję, a także zracjonalizowanie ich poglądów na tyle, że pozwoliło to opracować odpowiednie diety. Nigdy ich nie wyśmiewałem, nie próbowałem "nawracać", nie prowokowałem. Podziwiam ich. Byle tylko nie narzucali swego stanowiska innym, ponieważ nie mają monopolu na etykę, a ich podejście wynika z tego, jak postrzegają świat.
Być może za 100 lat ludzkie postrzeganie świata będzie zupełnie inne, a większość ludzi na Ziemi będzie wegetarianami - nie mam nic przeciwko.
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 26.02.10 o godzinie 09:10