Temat: Homoseksualizm - normalność czy choroba?
Każdy ma prawo do swojego zdania. Ale też każdy ma prawo do oceny naszego zdania. W ogólności jest tak, że wiele opinii wynika z błędów w podstawach/założeniach, które są ewidentne i których łatwo dowieść. To o tym pisałem w poprzednim wpisie. I oto pojawia się Pani Mariola, która podziela opinię całkiem sporej części społeczeństwa, że homoseksualizm to choroba, a ta jej opinia może wynikać z niewiedzy, czym jest choroba, niewiedzy, czym jest dewiacja (obecnie terminuje się to jako parafilia), z pewnością z niewiedzy na temat prób leczenia homoseksualizmu, bierze się z pewnością z fałszywych informacji czerpanych od znajomych, z podwórka, mediów, syconych uprzedzeniami, niechęcią, wspólnym zadziwieniem nad „ohydą” i wspólnym sprzeciwem i stygmatyzacją „odszczepieńców”, przywiązaniem do jednego jedynego akceptowalnego modelu życia, które wynika z kolei, jak ładnie kiedyś napisał T. S. Eliot, definiując prowincjonalizm, z przyjętego w życiu doświadczenia obejmującego pewien ograniczony obszar geograficzny. A do tego wszystkiego dochodzi świętobliwe przekonanie o swojej słuszności, podbudowywane wzajemnym w towarzystwie zapewnianiem, bo wiadomo, że naszej sieci neuronowej wystarczy w kółko powtarzać, by przyjęła coś jako swój osąd/pogląd/opinię/przekonanie, oraz dochodzi zupełna niechęć/niemoc nawet podjęcia próby zweryfikowania swojego poglądu, bo przyjmujemy z mediów/od znajomych te tylko fakty, które wygodnie nam przyjąć i wygodnie wcielić w już posiadany światopogląd. Gorzej, gdy każe się jakiejś takiej osobie pomyśleć, przeciwstawić nieprzychylne hołubionemu światopoglądowi fakty z tymi faktami/opiniami, które tak chętnie przyjęło się wcześniej: ludzie gotowi z góry je wszystkie odrzucać, jako chybione, niesłuszne, wątpliwe, naciągane, choć wcale takie nie są, bo co by to było, gdyby trzeba zdać sobie sprawę, że oto ja, tyle lat miałem taki pogląd i przez tyle lat tkwiłem w błędzie, jak to możliwe, nie mogłem się mylić — przyznać przed sobą swój własny błąd bywa bardzo trudno, ale też nie zrobić tego jest wielkim tchórzostwem. Od kiedy zdałem sobie z tego sprawę, poświęcam odpowiednio więcej czasu swojemu światopoglądowi.
A teraz mogę się spodziewać oskarżeń o przeintelektualizowanie, wymądrzanie itp. Albo że ktoś wybierze jedno wyrwane z kontekstu zdanie i odpisze tylko na nie albo tylko na nie się oburzy — bo ujmować całości nikomu się nie chce. Albo że ktoś napisze, że moje poglądy też można przeciwstawić innym — tylko że owe najprawdopodobniej będą oparte na słabszych lub fałszywych przesłankach i ten ktoś tego nie zauważy lub nie będzie chciał zauważyć, mimo że opinie kościoła, duchownych i opinie podwórkowe mają mniejszą siłę niż fakty naukowe. Ktoś wywlecze na wierzch nienaukowość badań nad homoseksualizmem, religijnością, związkami itd. — choć nie ma podstaw, by o tym cokolwiek twierdzić. Ktoś zarzuci nauce manipulowanie i bycie pod wpływem jakiegoś tam wyssanego z palca lobby. Ktoś każe mi czytać, że homoseksualizm można leczyć, choć to zrobiłem i dlatego odrzuciłem tę wersję, bo jest kretyńska. Ktoś przywoła teorie Camerona, mimo że to nawiedzony buc, bo łatwiej odwołać się do jednej osoby, która sprzyja naszym poglądom, niż setkom naukowców, których badania trudniej zrozumieć. I ktoś w końcu napisze z podniesionym nosem, że on uważa, że homoseksualizm to choroba i że tak twierdzić ma święte prawo, mimo że w ten sposób się jeszcze masakryczniej pogrąży i zacietrzewi w bezdennej urazie i bezsilności, która to bezsilność tym sposobem stanie się też udziałem drugiej strony. I już ostatecznie, wyskoczy ktoś, kto powie, że jak ja w ogóle mogę tak twierdzić, skorom Polak, na tej ziemi wychowany, i że powinienem się wstydzić i „otrząsnąć” albo wziąć za siebie, chociaż neuronów i rozsądku się wstydzić nie umiem, a Polskę, chyba nawet patriotycznie, widzę silną nie katolicką i homofobiczną, ale taką w której katolicy z radością obchodzą swoje święta, a nie obrzucają wyzwiskami dwóch dziewczyn/chłopaków idących ulicą za rękę, w której prawosławni są sąsiadami katolików i się bez przeszkód przyjaźnią, i przyjmują zaproszenie na Sylwestra do znajomej pary homo. Et cetera, et cetera do zakichanej śmierci można to samo powtarzać… A wszystko to strach i lenistwo. Mdło się robi.
Dość, jak pluralizm kocham, mam tego wątku. :D
Janusz C. edytował(a) ten post dnia 19.07.10 o godzinie 14:48