Temat: Homoseksualizm - normalność czy choroba?
Leokadia Kowalska:
Marcin Południkiewicz:
Odniosę się Marcinie do tego co piszesz w późniejszym terminie.
Teraz proponuję też przeanalizować takie wyniki:
Krajem, który stał się pionierem w nadawaniu homoseksualistom szerokich przywilejów społecznych, jest Holandia. Zalegalizowano tam zarówno związki homoseksualne, jak i prawo do adopcji dzieci przez pary gejowskie.
Inaczej byłyby nielegalne jak u nas.
A co za tym idzie poza konrtrolą niczym narkotyki, dzięki czemu np. mafia się bogaci.
Bo nie ma legalnego biznesu, który mógłby wyprzeć nielegalny.
Amsterdam, w centrum którego znajduje się ponad sto klubów gejowskich, uznawany jest za homoseksualne centrum Europy. Politycy przyznający się oficjalnie do homoseksualizmu robią tam błyskotliwe kariery, jak np. zastrzelony Pim Fortuyn.
U nas politycy, którzy się nawzajem obrażają czasami mają do czynienia z korupcją i reklamują kraj pijąc ile wlezie też robią kariery.
Jednocześnie - o czym się bardzo mało mówi - Holandia jest krajem, który przoduje na świecie w terapii homoseksualistów.
Tylko dlatego, że są pod kontrolą.
Hetero też chodzą na terapie masowo.
Najdłużej praktykę ich leczeniu prowadzi profesor Gerard van den Aardweg, wybitny psychoterapeuta, wykładowca uniwersytetów w Europie, Stanach Zjednoczonych i Brazylii. Od ponad 30 lat przyjmuje pacjentów w swoim gabinecie w pobliżu Haarlemu. W tym czasie zdołał przeprowadzić od homoseksualizmu do heteroseksualizmu kilkaset osób.
Al enie mówi też o tym, ilu z nich wróciło do homoseksualizmu albo popdało w depresję zpowodu "leczenia".
I on jest tylko psyhcologiem a orientacja zależy od budowy mózgu.
Dlatego ci "uzdrowieni" to ci, którym się wydawało.
Być może z powodu karier.
Nie ma "genu homoseksualizmu"
Ale jest budowa mózgu.
Punktem wyjścia dla terapii osób o skłonnościach homoseksualnych jest zdefiniowanie samego zjawiska. Co ciekawe, wśród działaczy ruchu gejowskiego rozpowszechniło się przekonanie, że homoseksualizm jest zjawiskiem bądź wrodzonym, bądź dziedzicznym, bądź uwarunkowanym genetycznie lub hormonalnie. Tymczasem nauka niczego takiego nie potwierdza. Nowojorski psychiatra Lawrence Hatterer uważa takie teorie wręcz za dziewiętnastowieczne.
To sde może uważać.
Nie czytasz moich linków.
Chyba zacznę cytować.
Wiele badań wykazało, że nie ma wrodzonego homoseksualizmu.
Badań homofobów.
Najbardziej znane są obserwacje profesora J. D. Rainera, analizującego przypadki bliźniąt jednojajowych, z których jedno okazywało się hetero-, a drugie homoseksualistą. Profesor W. H. Perloff wykluczył z kolei wpływ hormonów na powstawanie homoseksualizmu, klasyfikując go jako "zjawisko czysto psychiczne". Do podobnych wniosków doszli również tacy uczeni, jak m.in. Karen Horney, Charles Socarides czy Marcel Eck. Nawet tak życzliwi wobec ruchu gejowskiego seksuologowie, jak Masters i Johnson stwierdzili, że źródłem homoseksualizmu są "nabyte preferencje".
Raz na jakiś czas światową prasę obiega co prawda news, że właśnie odkryto "gen homoseksualizmu", ale za każdym razem okazuje się to plotką.
Z wieloma homoseksualistami jako swoimi pacjentami stykał się już Zygmunt Freud. Analizując ich fantazje oraz sny, zawsze pod powierzchnią wykrywał ślady normalnego, głęboko ukrytego usposobienia heteroseksualnego.
To właśnie uczniowie Freuda - Alfred Adler i Wilhelm Stekel - powiązali homoseksualizm z zaburzeniami neurotycznymi. Pierwszy zdefiniował go jako kompleks niższości, drugi jako psychiczny infantylizm. Sam profesor van den Aardweg uważa homoseksualizm za zaburzenie emocjonalne rozwijające się już w dzieciństwie i okresie dojrzewania. Głównym jego źródłem są, według niego, nienormalne relacje z matką, a zwłaszcza z ojcem. Najczęściej chłopiec jest albo zbyt rozpieszczany przez matkę, albo niedoceniany przez ojca (albo jedno i drugie), co powoduje, że wpada w kompleks niższości na punkcie swojej męskości. Kanadyjski lekarz Irving Bieber, który opiekował się wieloma gejami, stwierdził, że nie spotkał wśród nich ani jednego przypadku normalnej relacji między synem a ojcem. Środowisko naukowe na świecie w kwestii definicji homoseksualizmu oraz terapii osób o tego typu skłonnościach jest głęboko podzielone. Przypomnijmy, że kiedy w 1973 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne usunęło hasło "homoseksualizm" z "Podręcznika zaburzeń psychicznych", za decyzją tą opowiedziało się 58 proc. członków tej instytucji. Jednym z największych zwolenników wykreślenia homoseksualizmu z rejestru zaburzeń był wówczas doktor, dziś zaś profesor psychiatrii Robert Spitzer z Uniwersytetu Columbia. W roku 2000 publicznie odżegnał się on od swego stanowiska z roku 1973 i stwierdził, że oświadczenie ATP było zbyt pochopne i nie poprzedzone należytymi badaniami. On sam głosował wówczas za zmianą definicji homoseksualizmu, chociaż nie zajmował się tym problemem. Później rozpoczął jednak zaawansowane badania nad homoseksualizmem, co doprowadziło go do rewizji poprzedniego stanowiska i do stwierdzenia, że homoseksualizm jest zaburzeniem seksualnym i można go wyleczyć.
Bardzo wielu psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów nadal uważa zresztą homoseksualizm za zaburzenie orientacji seksualnej. Można wśród nich znaleźć m. in. takie postaci, jak wspominany już van den Aardweg z Holandii, Christa Meves z Niemiec, Abram Kardiner, Richard Cohen oraz Joseph Nicolusi z USA czy Jost Kiser ze Szwajcarii i wielu innych.
O ile nie ma żadnego dowodu na to, by homoseksualizm był uwarunkowany biologicznie, o tyle istnieje bardzo wiele udokumentowanych przypadków, że jest on preferencją nabytą obyczajowo. Wystarczy wspomnieć chociażby ludzi, którzy jako osoby nieletnie zostali wykorzystani seksualnie przez starszych mężczyzn, co stało się początkiem ich homoseksualnej orientacji.
Prekursorem leczenia gejów w Holandii był zmarły w 1965 r. profesor psychiatrii Johan Leonard Arndt. Pod koniec życia, mając za sobą wieloletnią praktykę, oświadczył: "Nigdy nie widziałem zdrowego i szczęśliwego homoseksualisty". Jego pacjenci narzekali najczęściej na samotność, brak ustabilizowania w kontaktach oraz depresje.
Obserwacje innego holenderskiego profesora, Adrianusa Dingemana de Groota, dowiodły, że homoseksualiści mają poczucie wrażliwości typowe dla neurotyków i są bardziej rozchwiani emocjonalnie niż heteroseksualiści. Potwierdziły to badania naukowców z uniwersytetu stanowego Indiana (USA), z których wynika, że aż 60 proc. "dobrze przystosowanych społecznie" gejów prosiło o pomoc psychiatryczną lub psychologiczną.
Działacze ruchów homoseksualnych nie zaprzeczają tym danym, dodają jednak do nich własną interpretację. Ich zdaniem, problemy osobiste gejów biorą się z braku tolerancji ze strony otoczenia oraz z niemożności funkcjonowania w społeczeństwie na takich samych prawach, jak heteroseksualiści. W Holandii te bariery już jednak nie istnieją - homoseksualizm jest powszechnie akceptowany oraz prawnie usankcjonowany - a jednak skala problemów neurotycznych wśród gejów wcale się nie zmniejszyła. Zdaniem holenderskich psychologów, świadczy to o tym, iż źródło niepokojów znajduje się nie w otoczeniu, lecz we wnętrzu osoby.
Co ciekawe, od problemów tych nie ucieka holenderska prasa gejowska. W krajach, w których homoseksualiści walczą o prawa społeczne, przedstawiają oni swój ruch niemal wyłącznie w różowych barwach. Tam jednak, gdzie już wywalczyli te prawa, jak np. w Holandii, zaczynają prezentować także swe ciemne strony. Jednym z bardziej dyskutowanych w tym środowisku problemów jest kwestia samotności starych homoseksualistów. Narzekają oni, że w związkach z partnerami liczy się głównie seks, wobec czego oni - nie posiadając już młodego i pięknego ciała - nie mają szans na zbliżenie z kimkolwiek. Są skazani na kupowanie seksu za pieniądze u nastolatków, ale czyjejś bliskości i oparcia na starość nie kupią.
Pim Fortuyn, zamordowany lider populistycznej partii holenderskiej, w jednym ze swoich ostatnich wywiadów powiedział, że homoseksualizm jest dla niego jak zniewolenie, a ceną za ten wybór jest straszliwa samotność.
Ruch gejowski często przedstawia siebie jako prześladowaną mniejszość i ofiarę nieżyczliwego społeczeństwa. Profesor van den Aardweg zauważył podobny mechanizm u pojedynczych homoseksualistów - mają oni skłonność do przesadnego użalania się i rozczulania nad sobą, do postrzegania siebie w kategoriach wiecznej ofiary, wręcz do autodramatyzacji. Takie uczucia psychologia określa jako niedojrzałe emocjonalnie i egocentryczne. Na bazie takich właśnie uczuć bazuje kompleks niższości, z którego - zdaniem holenderskiego profesora - wyrasta skłonność homoseksualna.
Dlatego tak wielką rolę w terapii van den Aardwega odgrywa poczucie humoru. Proponuje on pokonanie ciągłego narzekania i uskarżania się poprzez śmiech - głównie śmiech z samego siebie. Autoironia pomaga odkryć "infantylne dziecko siedzące w środku dorosłego" - jak nazywa je holenderski terapeuta. Humor stanowi więc antidotum na impulsy o charakterze neurotycznym. Profesor odkrył też ciekawą zależność: im mniej roztkliwiania się nad sobą, tym mniejsza skłonność do zachowań homoseksualnych.
Generalnie terapia trwa kilka lat. Polega ona głównie na wglądzie we własne wnętrze i na wewnętrznym zmaganiu. Jej celem jest uzyskanie emocjonalnej dojrzałości do małżeństwa, powodzenie zaś zależy od motywacji danej osoby, jej wytrwałości i szczerości wobec siebie.
Jednym z pierwszych pacjentów van den Aarwega był 60-letni dziś Piet, który zetknął się z profesorem w 1971 roku. Do dziś odwiedza go, ale już towarzysko, jest bowiem przykładnym mężem i ojcem dziewięciorga dzieci. Tak wspomina siebie sprzed lat: "Lokowałem wówczas swoje uczucia w chłopakach, ale nigdy nie byłem szczęśliwy... Ciągle koncentrowałem się tylko na sobie samym. Ciągle tylko ja, ja i ja. To ja sam byłem w centrum swojego zainteresowania."
Piet podkreśla, że dopiero po zniknięciu skłonności homoseksualnych tak naprawdę przestał się skupiać na sobie i zaczął dostrzegać drugie osoby.
Do podobnych wniosków dochodzi Kristoff, 40-letni Niemiec, który pracuje obecnie jako wolontariusz w hospicjum, towarzysząc umierającym. Czuł się jako homoseksualista głęboko nieszczęśliwy, ale nie wiedział, co z tym faktem zrobić. "Kiedy wpadła mi w ręce książka profesora van den Aardwega, było to dla mnie jak objawienie - rozpoznałem w niej siebie oraz różne detale z mojego życia" - wspomina. Natychmiast pojechał do Holandii. Przez dwa lata dojeżdżał na spotkania terapeutyczne z Zagłębia Ruhry do Haarlemu. Obecnie nie odczuwa już do mężczyzn żadnego pociągu seksualnego.
Van den Aardweg nie stosuje w swej pracy żadnych chrześcijańskich teorii czy koncepcji, choć podkreśla, że osoby wierzące mają większą motywację i silniejszą wolę do walki ze swoimi skłonnościami niż osoby niewierzące.
W odróżnieniu od niego na chrześcijańskich podstawach opiera swą działalność holenderski ruch EHAH (Opieka Ewangeliczna nad Homoseksualistami). Założył go w 1975 roku w Amsterdamie były homoseksualista Johan van der Sluis. Przestał być gejem pod wpływem głębokiego nawrócenia religijnego, a swój przypadek opisał w autobiografii zatytułowanej "Nie jestem już taki". Źródła swojego homoseksualizmu wskazywał w chorych relacjach z ojcem i w kompleksie niższości.
Wkrótce po wydaniu książki do van der Sluisa zaczęli zgłaszać się z prośbą o pomoc pierwsi geje. Z czasem było ich tak wielu, że postanowił założyć ośrodek pomocy osobom uzależnionym od homoseksualizmu. Co roku zgłasza się do niego ok. 50 osób.
W ten sposób 10 lat temu trafił do EHAH młody muzyk Allard Buhre, który z powodu swej orientacji seksualnej cierpiał wówczas na depresję. Dziś pracuje on jako street walker i w każdy weekend odwiedza amsterdamskie gay clubs, gdzie przeprowadza ok. 80 rozmów z homoseksualistami, przekonując ich, że istnieje alternatywna droga wobec ich sposobu życia.
Allard opowiada o dużej rotacji partnerów w środowisku homoseksualnym. Potwierdzają to nawet badacze przychylni ruchowi gejowskiemu, np. głośny raport Instytutu Kinseya z 1978 roku podawał, że połowa badanych homoseksualistów przyznała się do kontaktów z co najmniej 500 różnymi partnerami seksualnymi. Aż 62 proc. gejów przyznało też, że korzysta z łaźni homoseksualnych w celu nawiązania anonimowych stosunków płciowych.
Według Allarda, taka zmienność partnerów wynika z ciągłego niezaspokojenia i nienasyconej tęsknoty, jaka trawi gejów. Ponieważ drugi mężczyzna nigdy do końca nie jest w stanie dać tego, co kobieta - wpadają w oni w ciąg nieustannych poszukiwań.
Niedawno Allard spotkał 20-letniego Turka Dżemala Yalcinkayę. Chłopak czuł odrazę do swojego homoseksualnego trybu życia i trzy razy próbował popełnić samobójstwo. Allard poznał go, kiedy Dżemal ciężko ranił się nożem. "Myślałem, że znajdę szczęście w środowisku homoseksualistów - mówi Turek. - Ale w większości to były złe doświadczenia. Ci faceci chcieli jedynie uprawiać ze mną seks. To wszystko działało jak automatyczny pilot. Wiem, że większość ludzi w tym środowisku funkcjonuje i czuje w ten sam sposób. Słowo gay znaczy wesoły, szczęśliwy, i oni zachowują się, jakby tacy byli, ale tak naprawdę nie są szczęśliwi." Dzięki Allardowi Dżemal przyjął chrzest i odmienił swe życie.
Podobne ośrodki, chociaż w Holandii mają najdłuższą tradycję, działają od dawna także w innych krajach. Istnieje również międzynarodowa federacja organizacji zajmujących się pomocą homoseksualistom - Exodus. Polska stawia na tej drodze dopiero pierwsze kroki. Skoro jednak wchodzimy do Unii Europejskiej, to może i u nas pojawią się podobne rozwiązania.
***
Często można się spotkać z opinią, jakoby homoseksualiści stanowili ok. 10 proc. populacji. Wychodząc z tego założenia. Robert Biedroń mówił w studiu Polsatu, że w Polsce żyje ich ok. 2 mln, co jest twierdzeniem nie mającym żadnego pokrycia w badaniach.
Tak wysoki odsetek homoseksualistów pojawił się po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w tzw. Raporcie Kinseya. W 1948 roku amerykański seksuolog Alfred Kinsey ogłosił wyniki swoich badań, z których wynikało, że aż 37 proc, wszystkich dojrzałych mężczyzn w USA ma za sobą doświadczenia homoseksualne. W następnych latach doszedł on do wniosku, że homoseksualiści stanowią ok. 10 proc. populacji białych mężczyzn między 16 a 55 rokiem życia. Do dziś wiele osób powtarza bezkrytycznie dane zaprezentowane wówczas przez Kinseya.
Znacznie później dopiero okazało się, że owe raporty były sfałszowane. Kinsey prowadził bowiem swoje badania nie na reprezentatywnej próbce społeczeństwa, lecz na grupie przestępców seksualnych i więźniów, wiadomo zaś, że w więzieniach, gdzie mężczyźni długie lata przebywają w zamknięciu bez kobiet, praktyki homoseksualne nie należą do rzadkości.
Tymczasem badania przeprowadzone w USA i Wielkiej Brytanii na bardzo szerokiej grupie reprezentatywnej pokazały, że w tym pierwszym kraju homoseksualistów jest 1 proc., a w drugim 1,5 proc. (z tego zaś 30-40 proc. to biseksualiści).
Bla bla bla bla, potraktuję cię tak jak mnie Ty.
Nie czytam.
:D
Cytaty ostatni raz:
"Najnowsze badania szwedzkich naukowców z Instytutu Karolinska, opublikowane w prestiżowym amerykańskim magazynie "Proceedings of the National Academy of Sciences", mówią niemal jednoznacznie - z orientacją przychodzimy na świat i nie może być ona skutkiem wyuczonego w trakcie życia doświadczenia.
Do pomiarów zaproszono 4 grupy - mężczyzn oraz kobiet hetero i homoseksualnych. Pierwszy etap oparł się na zjawisku tzw. asymetrii mózgu, czyli różnicy pomiędzy wielkością teoretycznie jednakowych półkul mózgowych. Wcześniej wiadomo było, że asymetria jest bardziej charakterystyczna i znaczniej częściej występuje u mężczyzn. Teraz podobne zjawisko zaobserwowano także u lesbijek. "W przypadku heteroseksualnych mężczyzn, rzeczywiście - obydwie półkule różniły się rozmiarami - zdecydowanie większa była prawa. Dokładnie ta sama sytuacja dotyczyła jednak również lesbijek. Natomiast w przypadku gejów i heteroseksualnych kobiet żadnej asymetrii nie stwierdzono - półkule mózgu były takie same"- cytuje komentarz naukowców gazeta.
Druga część badań opierała się już nie na budowie, ale na pracy mózgu. Analizowano aktywność tzw. ciała migdałowatego - struktury odpowiedzialnej m.in. za emocje i wspomnienia. Okazało się, że występuje duże podobieństwo w unerwieniu, a więc i aktywności, lewego ciała migdałowatego u kobiet heteroseksualnych i gejów, oraz prawego u mężczyzn heteroseksualnych i lesbijek.
Specjaliści uważają, że świadczyć to może nie tylko o genetycznym warunkowaniu orientacji seksualnej, ale i o ryzyku występowania pewnych chorób o podłożu psychicznym u heteroseksualnych kobiet i gejów, na skutek podobnych biologicznie mózgów.
Dowód, że orientacja seksualna nie jest rzeczą nabytą, byłby przełomowy nie tylko w świecie nauki. Przeciwnikom posiadania dzieci przez pary homoseksualne odebrałby jeszcze jeden argument - z pewnością dzieci nie nauczą się, jak sugerują, bycia gejem lub lesbijką od swoich rodziców. Co najwyżej homoseksualną orientację dostaną w prezencie od Matki Natury."
"Przełomowe odkrycie
Eksperymenty prowadzone w wielu krajach miały udowodnić, co jest przyczyną takiej, a nie innej orientacji seksualnej u ludzi. Szwedzcy naukowcy, Ivanka Savić i Per Lindström, neurobiolodzy z Karolinska Institute w Sztokholmie, zbadali wreszcie anatomię mózgu w kontekście seksualności. Zauważyli, że mózgi gejów przypominają mózgi heteroseksualnych kobiet, a lesbijek, mózgi heteroseksualnych mężczyzn. Na podstawie wyników swych badań poinformowali też, że znaleźli dwa ludzkie feromony odpowiedzialne za orientację seksualną: Androstadienon, znajdujący się w męskim pocie oraz Estratetraenol, obecny w kobiecym moczu. Dr Savić wykazała, że Androstadienon (pochodna testosteronu) silnie aktywuje mózg kobiet. Podobnie było z Estratetraenolem, pochodną żeńskich hormonów płciowych, estrogenów. Ten związek silnie pobudzał mózgi heteroseksualnych panów.
Szwedzcy badacze zdecydowali się więc pójść o krok dalej i sprawdzić, czy wpływ feromonów zależy tylko od płci, czy też od orientacji seksualnej. Przeprowadzili eksperyment, do którego zaprosili 36 osób - 12 heteroseksualnych kobiet i 24 mężczyzn, połowę hetero- i połowę homoseksualnych. Początkowo dano im do powąchania próbki zwykłych zapachów, np. lawendy albo cedru. Badania przeprowadzone za pomocą rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej pokazały, że w ich mózgu ulegały pobudzeniu ośrodki związane ze zmysłem węchu. W drugiej części eksperymentu uczestnikom podtykano pod nos probówki zawierające feromony, czyli Androstadienon i Estratetraenol.
Okazało się, że tym razem pobudzeniu uległ fragment tzw. podwzgórza, które to właśnie odgrywa bardzo ważną rolę w zachowaniach seksualnych. W przypadku heteroseksualnych kobiet i mężczyzn reakcja była spodziewana. Podwzgórze kobiet zareagowało na Androstadienon, a mężczyzn na Estratetraenol. Inaczej jednak było w przypadku gejów. Okazało się, że ich mózg nie został pobudzony przez damskie hormony, ale, podobnie jak u pań, reagował na pochodną testosteronu.
Orientacja seksualna cechą biologiczną?
Na podstawie swych badań Szwedzi potwierdzili więc, że po pierwsze, nasz mózg reaguje różnie na feromony w porównaniu z powszechnie znanymi zapachami, po drugie, wskazali na powiązanie pomiędzy orientacją seksualną, a mózgiem. O reakcji lub braku reakcji na konkretne związki chemiczne decyduje zatem nie płeć biologiczna, ale preferencje seksualne. Było to odkrycie niezwykle ważne, gdyż potwierdza tezę o różnicach w budowie i funkcjonowaniu mózgów osób hetero- i homoseksualnych, a pośrednio świadczy o tym, że orientacja seksualna jest cechą biologiczną, a nie nabytą.
Feromony stymulatorem komunikacji seksualnej
Szwedzkie eksperymenty zostały z tym samym skutkiem powtórzone przez zespół neurofizjologa Charlesa Wysockiego w Filadelfii. Ten przebadał 82 osoby (mężczyzn homo- i heteroseksualnych oraz kobiety heteroseksualne), którym podał jeden spośród dwóch zapachów, pobranych z ciał innych heteroseksualnych i homoseksualnych kobiet oraz mężczyzn. Było to badanie uwzględniające więcej czynników i, podobnie jak u dr Savić, pozwoliło stwierdzić, że geje preferowali zapachy gejów, a nieco słabiej reagowali na te, od dawców heteryków. Zapachy ich ciał były natomiast najmniej atrakcyjne dla heteroseksualnych mężczyzn oraz homoseksualnych kobiet.
Wyniki eksperymentów pokazują, że homoseksualni mężczyźni i kobiety wybierają inne zapachy niż kobiety i mężczyźni heteroseksualni, a feromony stymulują komunikację u osób o tych samych preferencjach seksualnych. Publikacje, nie tylko szwedzkich badań, pokazują więc, że nasz umysł podświadomie rozpoznaje woń "atrakcyjności seksualnej", a zapach powie nam, czy preferujemy kobiety czy mężczyzn."
http://polki.pl/seks_erotyka_artykul,10015980,1.html
"Orientacja seksualna mężczyzn zależy od metabolizmu mózgu
Istnieje różnica między zdecydowanie homoseksualnymi i zdecydowanie heteroseksualnymi mężczyznami pod względem metabolizmu glukozy w podwzgórzu po podaniu fluoksetyny – leku popularnie nazywanego Prozac, odkryli badacze z University of Chicago.
Z grupy 80 aktywnych seksualnie mężczyzn w wieku 20-30 lat wyodrębniono osiem osób o zdecydowanej orientacji homoseksualnej i osiem o zdecydowanej orientacji heteroseksualnej. Byli to mężczyźni, którzy nie mieli żadnych doświadczeń ani fantazji erotycznych na temat innej niż preferowana seksualnie płci. Badanym podawano Prozac, lek selektywnie hamujący wychwyt serotoniny w mózgu, lub placebo metodą podwójnie ślepej próby.
U mężczyzn heteroseksualnych odnotowano znacznie silniejsze efekty działania Prozacu w podwzgórzu niż u mężczyzn homoseksualnych. Wyniki sugerują, że mężczyźni o zdecydowanej orientacji heteroseksualnej i homoseksualnej różnią się pod względem oddziaływań neurotransmiteru serotoniny w mózgu.
Badania przeprowadzone przez University of Chicago zaprezentowano na konferencji Society for Neuroscience, 12 listopada w Nowym Orleanie.
psycport"
http://www.psychologia.edu.pl/index.php?dz=serwis&op=o...
O sławetnych psychiatrach z USA:
"Psychiatrzy za mało czasu poświęcają badaniom naukowym
Amerykański Instytut Medycyny ocenił, że w USA prowadzi się za mało badań naukowych w dziedzinie zdrowia psychicznego, pomimo dużych postępów w dziedzinie nauk behawioralnych i wiedzy na temat funkcjonowania mózgu. Szacuje się, że zaburzenia psychiczne stanowią ponad 15% wszystkich chorób.
Z raportu Institute of Medicine wynika, że przeważająca większość amerykańskich psychiatrów wybiera praktykę kliniczną. Mniej niż 2% wszystkich amerykańskich psychiatrów ocenia swoją działalność jako naukową. Badania naukowe nie są też głównym zajęciem psychiatrów akademickich - mniej 15% psychiatrów zatrudnionych na wyższych uczelniach poświęca ponad połowę swojego czasu na badania naukowe. Jeśli tendencje te nie ulegną zmianie badania naukowe w dziedzinie psychiatrii mogą całkiem zaniknąć - ostrzega rządowy instytut.
Na podstawie cytowanego raportu specjalnie powołana komisja opracowała nowe zalecenia dotyczące kształcenia rezydentów w dziedzinie psychiatrii - Research training in psychiatry residency: strategies for reform (dostępne na stronie:
http://www.iom.edu). Komisja uznała za konieczne zwiększenie nacisku na pracę naukową i sformułowała listę zaleceń mających na celu zachęcenie i ułatwienie specjalizującym się psychiatrom podejmowanie badań naukowych. Celem jest przede wszystkim zwiększenie liczby badań naukowych z udziałem pacjentów, a nie badań z nauk podstawowych. Ze względu na szczególną rolę, jaką przypisuje się w psychiatrii leczeniu empirycznemu, badania takie mają szczególne znaczenie. "
Niemcy:
"W drugiej połowie kwietnia br. do Europejskiego Komitetu do Spraw Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT) wysłany został list otwarty w związku z planowanymi w tym roku "odwiedzinami" niektórych placówek psychiatrycznych w Niemczech.
W drugiej połowie kwietnia br. do Europejskiego Komitetu do Spraw Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT) wysłany został list otwarty, który jest wspólną rezolucją organizacji wymienionych poniżej. Jak informuje sekretariat IAAPA, list dotarł już do wszystkich członków Komitetu; napisano go w związku z planowanymi przez CPT w tym roku "odwiedzinami" niektórych placówek psychiatrycznych w Niemczech. Autorzy zarzucają Komitetowi maskowanie faktów, a jego pracę uważają za szkodliwą wobec uniwersalnych idei praw człowieka, sprowadzając je, tym samym Organizację Narodów Zjednoczonych, a w szczególności jej Najwyższego Komisarza Praw Człowieka, do roli karykatury."
http://interia360.pl/swiat/artykul/psychiatria-list-ot...
"Interesującym jest to, że dr Bundy wnioski znanych i szanowanych psychiatrów w Niemczech i USA określa jako „amatorskie”. Powszechnie jego książka wywarła wrażenie, że ci inni uczeni, z wyjątkiem dr Schweitzera, albo byli po prostu niezbyt nierozsądni, albo nieświadomi swojej podłości, tak jak z kolei był tego świadomy dr Bundy."
http://www.opracowanie.eu/havis.htm
Ciekawy film, co o nim sądzisz?
http://www.youtube.com/watch?v=6qs9TLTvYFs&feature=pla...
O "leczeniu" homoseksualizmu w Polsce przez podobnych przygłupów:
http://www.homofakty.info/index_.htm
""Damian, 23 lata:
Byłem związany z tą grupą przez rok i kilka miesięcy. Jestem jednym z pokrzywdzonych przez tego człowieka. Jego miejsce jest za kratkami albo w psychiatryku. Niestety wiele osób się go boi. Boimy się, że prawda o naszych skłonnościach ujrzy światło dzienne. Ten człowiek znajdzie tysiące powodów, żeby się wykręcić, powie, żeby modlić się za wrogów, którzy próbują go zniszczyć. Na jednym z pierwszych spotkań uderzyło mnie to, jak w jeden rekolekcyjny dzień powiedział na adoracji: "Boże, ja nie potrzebuję mojego życia, jeżeli ono mogłoby uratować jednego z tych chłopców, zabierz mi życie". Wszyscy płakaliśmy. On był dla nas święty. Ja zacząłem po pewnym czasie odcinać się od grupy, stanąłem mocno na nogach i zastanawiałem się nad tym, co ten człowiek wyrabia. Wtedy mnie usunął i zakazał kontaktować się ze mną, powód podał taki, że znalazłem sobie faceta i mogę sprowadzać chłopaków na złą drogę."
Tak zwane grupy wsparcia dla homoseksualistów funkcjonują na terenie naszego kraju bez żadnych regulacji prawnych. Zakładać je może każdy- ksiądz, prawicowy radykał czy zwykły Kowalski podający się za psychologa. Warto być ostrożnym.
Obecnie większość psychologów proponuje samoakceptację, ponieważ homoseksualizm nie jest zły; nikogo nie krzywdzi. Tylko religijni fanatycy próbują "leczyć" z homoseksualizmu. Pamiętajmy, że oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego jest inne. Zaleca on tym spośród homoseksualistów, którzy są katolikami, by żyli w czystości (co nie przeszkadza mieć chłopaka). W żadnym wypadku jednak nie nakłania do zmiany orientacji, ponieważ jest ona niemożliwa."
Odniesienie do "cudownych uzdrowień":
"- Jacek Kochanowski -
W związku z powtarzającymi się w ostatnim czasie przypadkami kampanii medialnej przeciwko osobom homoseksualnym i towarzyszącym jej kłamstwom na temat tak zwanego "leczenia homoseksualizmu" warto przypomnieć podstawowe fakty:
Po pierwsze: homoseksualizm nie jest ani chorobą, ani zaburzeniem - stwierdziły to wyraźnie w swoich orzeczeniach m.in. Światowa Organizacja Zdrowia, międzynarodowe Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne i Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne. Każdy zatem, kto twierdzi, że homoseksualizm jest chorobą lub zaburzeniem kłamie, działa na szkodę osób homoseksualnych, narusza ich godność i dobre imię, wprowadza w błąd opinię publiczną oraz nawołuje do dyskryminacji osób homoseksualnych - do napiętnowania ich jako "chorych" i "nienormalnych".
Po drugie: nie istnieją żadne dowody na to, że możliwa jest dowolna zmiana orientacji seksualnej (z homoseksualnej na heteroseksualną lub z heteroseksualnej na homoseksualną). Wszelkie nagłaśniane przypadki "zmiany" nie są niczym innym, niż homofobicznym chwytem propagandowym. Mogą one dotyczyć osób biseksualnych, którym udaje się w wyniku specyficznego prania mózgu "wygłuszyć" pragnienia homoseksualne. Mogą także dotyczyć osób homoseksualnych, które w wyniku podobnych działań pseudoterapuetycznych zmuszają się do stosunków heteroseksualnych. Istotnie, taki efekt "prania mózgu" może u osób niezdolnych do akceptacji swej orientacji seksualnej wzbudzić poczucie satysfakcji, jednak jest to satysfakcja złudna - długookresowe (panelowe) badania tzw. "wyleczonych" pokazują, że znakomita większość z nich powraca do aktywności homoseksualnej lub okupuje zmuszanie się do życia sprzecznego z własnymi pragnieniami głębokimi zaburzeniami psychicznymi lub chorobami psychicznymi.
Po trzecie, co najważniejsze: praktyki "leczenia" homoseksualizmu mogą być groźne dla zdrowia, a nawet życia. Oto fragment oświadczenia Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego z 1998 roku dotyczące stosowanej w "leczeniu" homoseksualizmu tzw. "terapii reparatywnej":
"Potencjalne ryzyko stosowania 'terapii reparatywnej' jest znaczące, włączając w to możliwość wystąpienia depresji, zaburzeń lękowych i zachowań autodestrukcyjnych. (...) Wielu pacjentów, którzy poddali się 'terapii reparatywnej' relacjonuje, że podawano im mylną informację, że homoseksualiści są samotnymi, nieszczęśliwymi osobnikami, którzy nigdy nie osiągną akceptacji lub satysfakcji. (...) Możliwość, że osoba może osiągnąć szczęście i satysfakcjonujące relacje interpersonalne jako gej lub lesbijka nie była im prezentowana, a alternatywne podejście do radzenia sobie ze społeczną stygmatyzacją nie była omawiana (...) Z tego powodu Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne sprzeciwia się jakiejkolwiek terapii psychiatrycznej, takiej jak terapia 'reparatywna' lub 'konwersyjna', które opierają się na założeniu, że homoseksualizm jest sam w sobie zaburzeniem psychicznym lub opartych na założeniu, że pacjent powinien zmienić swoją orientację homoseksualną."
Ofiary tego typu "terapii" trafiają zatem najczęściej do gabinetów psychologicznych i psychiatrycznych z poważnymi zaburzeniami. Nie są bowiem w stanie zmienić trwale swojej orientacji seksualnej, wbrew obietnicom, nie potrafią jednak równocześnie zaakceptować swojego homoseksualizmu nie tylko dlatego, że z powodów religijnych uznają go za grzech, ale przede wszystkim dlatego, że pseudoterapeuci wmawiają im, że osoba homoseksualna nie potrafi kochać, nie potrafi stworzyć stałe związku, nigdy nie będzie szczęśliwa.
"Leczenie homoseksualizmu" to zatem niebezpieczne działania na szkodę osób homoseksualnych, które ani z medycyną, ani z pomocą, a już na pewno z żadną "miłością bliźniego" nie mają nic wspólnego. Działania takie oraz popularyzowanie tych działań powinno być w moim przekonaniu zabronione przez prawo, bowiem pseudoterapueci zamiast nieść osobie homoseksualnej pomoc skazują ją w rzeczywistości na cierpienia, wpędzają w permanentny stan poczucia winy, a w konsekwencji przyczyniają się do rozwinięcia się u takich osób rzeczywistych zaburzeń i chorób psychicznych.
Po czwarte: warto zauważyć, że sprzeciw wobec tego typu głęboko niemoralnych praktyk pseudoterapeutycznych wyrażają także niektórzy duchowni katoliccy. Oto przykład: fragment wywiadu o. Tadeusza Bartosia dla "Gazety Wyborczej":
"Kościół broni osoby homoseksualne, przeciwstawia się wszelkim przejawom ich dyskryminacji. Mówi o tym wyraźnie Katechizm. Co więcej: wcale nie wychodzi z założenia, że homoseksualizm jest chorobą czy dewiacją. Czytamy w nim, że wiele osób ma głęboko zakorzenioną i skłonność homoseksualną, a więc nie ma tam mowy o nakłanianiu gejów i lesbijki do leczenia. (...) Jak można leczyć homoseksualizm, skoro nie znamy jego przyczyn? Można robić im pranie mózgu, próbować ich przeprogramowywać na orientację heteroseksualną, ale to nie jest przecież leczenie. Hasła typu: "Homoseksualizm trzeba leczyć" przywodzą na myśl masowe reedukacje obywateli w systemach totalitarnych. Katechizm podkreśla, że homoseksualizm na ogół nie jest niczym zawiniony. Po prostu człowiek w okresie dojrzewania odkrywa pociąg do osób tej samej płci. Tak przeżywa własną seksualność i tak będzie ją przeżywał do końca życia. Trzeba to przyjąć do wiadomości i nie wolno ich za to dyskryminować."
Po piąte: nie możemy milczeć i nie przeciwstawiać się aktywnie tego typu niebezpiecznej propagandzie. Większość z nas, osób homoseksualnych lub biseksualnych, ma szczęście dotrzeć do rzetelnych źródeł wiedzy i ustrzec się przed skutkami owej specyficznej mowy nienawiści. Wciąż jednak wiele lesbijek i wielu gejów, błędnie sądząc, że religia wymaga od nich zmiany orientacji seksualnej, wpadają w łapy działających często przy parafiach lub w ramach katolickich ruchów szalbierzy. Otóż ze względu na te osoby właśnie należy m.in. walczyć:
- o odsunięcie od władzy sił politycznych wspierających lub tolerujących tego typu propagandę w państwowych mediach i w szkołach
- o objęcie pseudoterapeutów dochodzeniami prokuratorskimi na wniosek pokrzywdzonych przez ich szkodliwe i oparte na kłamstwie praktyki osób homoseksualnych i biseksualnych
- o wprowadzenie do szkół rzetelnej edukacji seksualnej broniącej dzieci i młodzież przed szkodliwymi praktykami pseudoterapeutów
- o wsparcie lesbijek i gejów przez polskie organizacje zrzeszające rzetelnych psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów, które jednoznacznie potępią praktyki "leczenia" homoseksualizmu i pomogą w opracowaniu wskazań dla osób homoseksualnych borykających się z trudnościami w samoakceptacji
Niestety, nie wystarczy wyłączyć telewizor czy ostentacyjnie wyrzucić do śmietnika "Nasz Dziennik". Nienawiść prędzej czy później dosięgnie każdą i każdego z nas - osób homoseksualnych czy biseksualnych. Program Pospieszalskiego obejrzało wielu rodziców, którzy będą teraz zmuszać swoje homoseksualne dzieci do leczenia. Program obejrzało wiele lesbijek i wielu gejów, którzy mając problemy z samoakceptacją zadzwonią do oszustów i poproszą ich o "pomoc". Te wszystkie spektakle kłamstwa, pogardy i nienawiści wywołują konkretne skutki społeczne i dlatego należy im przeciwdziałać. Proszę, nie bądźmy obojętni."
http://www.innastrona.pl/bq_lipa43.phtml
Owszem szanowani są pseudopsychiatrzy, ale w pewnych kręgach.
Nie róbmy ze wszystkich obywateli idiotów.Marcin Południkiewicz edytował(a) ten post dnia 14.06.10 o godzinie 02:43