Temat: Homoseksualizm - normalność czy choroba?
Adrian Olszewski:
Zastanawiam się, jak "badanie może być fałszywe i oszczercze"? Czyżby "jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów"?
Tak. Dokładnie.
Nie wiem czy zauważyłeś we wcześniejszych wypowiedziach - jeśli ktoś, jak np. Martin czy ja, pisze o homoseksualizmie i homoseksualistach w sposób który trudno nazwać agresywnym, ale na pewno da się wyczuć, że taki ktoś nie jest za pełną akceptacją tzw. "praw gejów" - od razu dostaje etykietkę homofoba. Tu do rzetelności oceny badań naukowych wkrada się poprawność polityczna - i wywołana przez nią cenzura.
Badania to badania, niezależnie, czy dotyczą neutrino, antysemityzmu, homoseksualistów czy demokracji.
A jeśli, nie daj boże, wykazałoby, to co wtedy - kłamać, aby nie dokonano na badaczu ostracyzmu? Nie rozumiem pojęcia "tabu" w nauce. Z tego powodu nigdy nie rozumiałem np. problemu "kłamstwa oświęcimskiego", chociaż z tą tematyką byłem blisko związany. Czego się bano?
Bano się tego, że a nuż się okaże, że znajdą się naukowe dowody, że nie wymordowano tam aż tylu ludzi.Każda epoka ma swoje niewygodne pytania. Zagłuszane przez różne grupy interesu. I nawet nazwanie tych grup interesu po imieniu grozi już ostracyzmem i innymi problemami - a co dopiero ukazywanie wyników badań, które zaprzeczają ich propagandzie...
Prawda się sama obroni, a wtedy wnioski stają się bardziej wiarygodne, skoro "nawet wrogowie, którzy robili wszystko, by wykazać swoje racje, przyznali w końcu, że tak było".
Często oponenci będą szli w zaparte - pomimo faktów.
Miałem okazję, jakiś czas temu, kontrować jedną biadolącą feministkę, wstawiającą ciągle te same sztampowe teksty o tym, jak to kobiety są dyskryminowane, poniżane, nikt ich nie awansuje etc. Zadałem więc konkretne pytania, biorąc pod uwagę sektor finansowo - bankowo - ubezpieczeniowy. Na przykład - "ilu pani zna mężczyzn pracujących w bankach w tym konkretnym mieście? A ile kobiet?". Odpowiedź dyskutantki brzmiała, że pewnie jest po równo, mniej więcej. Moja odpowiedź: "mężczyzn policzyłbym na palcach - kobiet znam przynajmniej 10 razy więcej. Dodam tylko, że mężczyzn będących dyrektorami oddziałów banków czy placówek bankowych znam trzech - a kobiet przynajmniej 15". Na takie dictum moja dyskutantka powiedziała, że jest wiele innych ważnych branż, w których biedne kobiety są dyskryminowane przez samców - a ja jestem kimś, z kim się nie da rozmawiać na argumenty.
Tymczasem co by było, gdyby ktoś, uczciwie i rzetelnie, przeprowadził badania w tym sektorze - i podał je do publicznej wiadomości, przy okazji je nagłaśniając?
Najprawdopodobniej zyskałby etykietkę kłamcy, męskiej szowinistycznej świni etc.
Tak się z pewnymi środowiskami dyskutuje na argumenty.