Małgorzata
G.
Mistrz Feng Shui i
astrologii Ba Zi (4
Filary
Przeznaczenia)
Temat: Homoseksualizm - normalność czy choroba?
Daniel Dzida:
Uważam, że ważniejsza jest jakość relacji niż sama obecność/nieobecność rodziców/rodzica. Rodzina może być pełna, ale co z tego, jeśli np. ojciec wiecznie jest zapracowany i nie ma czasu dla dziecka/jest emocjonalnie niedostępny?
Chyba się wciąż nie rozumiemy....
Ja nigdy nie pisałam że zawsze i każda rodzina pełna jest super. Ja tylko pisałam że moim zdaniem optymalna jest rodzina z dwojgiem rodziców, kochająca się, darząca się zaufaniem i wzajemnym szacunkiem i zrozumieniem.
I do zbudowania takiej rodziny zapewne większość ludzi dąży. Niektórym się udaje innym nie.
Nie zgodzę się na skrajność: obydwoje rodziców - zawsze dobrze, jeden rodzic - zawsze gorzej, bo to po prostu nie odpowiada rzeczywistości.
Ależ ja nic takiego nie pisałam! Właśnie to jest niesamowite że mi te skrajności przypisujesz. Ja też się na nie nie zgadzam. Są rodziny z dwojgiem rodziców które tworzą prawdziwe piekło swoim dzieciom.
Ale ja wciąż powtarzam o ideale do którego należy dążyć. Gdyby na świecie nie było takich rodzin, można by uznać że taki ideał jest mrzonką. Ale takie rodziny są i wcale nie jest ich mało.
Uważam, że dziecko ma szansę rosnąć szczęśliwie zarówno w pełnej rodzinie, jak i w innych modelach (np. z jednym rodzicem).
Dziecko z jednym rodzicem nie ma wyboru. Pewnie że ma szansę. Ale czy to dziecko nie wolałoby obojga rodziców? W wielu takich rodzinach ojciec na przykład zmarł, czy matka zmarła i pozostaje układ rodzic + dziecko. Ale nadal jest ten zmarły rodzic jakoś obecny i to w dobry sposób, dobrze się o nim mówi, chodzi na grób, wspomina, powtarza jego/jej nauki itd. "Etos" ojca czy matki. Nie ma tu wrogosci do nikogo.
Dziecko wyrastające w domu gdzie sa najpierw kłótnie, ciche dni a potem może nawet rękoczyny i w końcu rozwód - przechodzi nie tylko traumę "utraty" części rodziny, ale też obarczone może być później wykrzywionymi opiniami ("faceci to dranie", "kobiety to k..."). Widząc kłótnie rodziców siłą rzeczy może zacząć wyrabiać sobie niechęć i brak zaufania do jakiejś płci.
I o tym problemie po rozwodzie rodziców można wyczytać w necie w mnóstwie stron.
No cóż, jednak zgodna z opinią części psychologów.
Nie moja wina że środowisko może jest podzielone i jedni psychologowie będą twierdzić że optymalna jest rodzina pełna, inni że jeden rodzic wystarczy.
Ja opowiadam się po jednej ze stron. Po prostu.
Mnie bardziej interesuje jakie wnioski płyną z takiego myślenia...
Czy jeśli optymalna jest rodzina pełna, to
- rodzice mają być ze sobą bez względu na to, że się nienawidzą i tworzą dziecku piekło?
Dobre pytanie. Ale mówimy tu już o jakiejś patologii rodziny. Wtedy pewnie lepiej aby dziecko uchronić przed takimi widokami. Chyba to jest mniejsze zło. Ile ludzi tyle sytuacji.
To nie odnosi się do mojego dążenia do ideału rodziny harmonijnej i kochającej sie.
- samotnym rodzicom należy odbierać ich własne dzieci, by je umieszczać "w optymalnych warunkach rozwoju" pełnej rodziny?
Dlaczego?
Zaraz tu ze mnie zrobicie jakiegoś żandarma odbierającego dzieci rodzicom w imię ideałów :o)))
Nieprawda. Nic takiego nie pisałam.
Z jakiejś przyczyny rodzina się rozpadła (śmierć/rozwód), ok. Stało się. Zostaje układ dziecko + rodzic. Ale w mojej opinii to dziecko wolałoby aby rodzina się nie rozpadła i żeby rodzice się kochali. Nie sądzisz? Zresztą podejrzewam ze takie założenie również przyświecało tym ludziom jak zakładali związek i poczęli dziecko. Potem coś poszło nie tak. Ok, teraz pozostaje wyciągnąć z sytuacji tyle dobrego ile się da. Ale nie jest to moim zdaniem już ideał. Już jest jakaś trauma.
Wiadomo jedno, na pewno dla dziecka lepszy jest choć jeden rodzic niż dom dziecka, w którym warunki rozwoju nie są optymalne,
Dżizas....rece opadają. No to jest chyba logiczne :o) Podobnie jak nie odbiera się dzieci wdowcom i wdowom....
dlatego względem domu dziecka w zasadzie każda alternatywa jest lepsza: samotny rodzic/para homoseksualna/rodzice różnej płci.
Właśnie tu mam nieco inne zdanie. Być może samotny rodzic jest jeszcze ok, chociaż moim zdaniem pierwszeństwo powinny mieć pary rodziców. Aby tym dzieciom nie fundować jakiegokolwiek poczucia braku, bo tego poczucia mają aż nadto już w swoim młodym życiu.
Co do rodzin homoseksualnych mam osobiste wątpliwości, czy dzieci zdołają w takich rodzinach prawidłowo nauczyc się zachowań i emocji związanych z róznymi płciami i na tym zbudować swa wiedzę o świecie. Nie wiem, to sa moje osobiste wątpliwości.
Na razie nie jestem przekonana jeszcze że jest to dobre i jakie sa tego skutki. Nie wiem czy opublikowano badania jak się te dzieci sprawują potem w związkach jako rodzice i partnerzy. Po prostu nie wiem.
Dlatego nic nikomu nie zabraniam, tylko na razie mam pewien pogląd na sprawę. To jest moje osobiste zdanie.
A że rzeczywistość wygląda tak, że nie ma szturmu par heteroseksualne/małżeństw chcących adoptować dzieci,
To nie tak. Par chętnych na dzieci jest sporo, ale procedury są trudne i długotrwałe. Byłam świadkiem przeprowadzania dwóch procesów adopcyjnych. Droga przez mękę. Ale rozumiem te procedury, bo mają one chronić dziecko - aby mieć jak największą pewnosć że nie będzie "zwrotów"....
to i zgłaszają się samotne osoby i nie widzę przeszkód, aby takie osoby również były rodzicami.
Może to być opcja, ale może dla starszych dzieci które już rozumieją sytuację?
Czy w takiej sytuacji uważasz, że dziecko ma czekać latami w domu dziecka, aż jakieś małżeństwo się po nie zgłosi, bo wtedy to będzie optymalne dla jego rozwoju?
Są chętni. Tylko procedury są długie i trudne. Albo dziecko ma nieuregulowaną sytuację prawną. To nie jest problem typu że nie ma chętnych.
Rodziny bywają różne, rodzice bywają różni. Ja nie lubię takich fatalistycznych twierdzeń, że tylko rodziny pełne są drogą do szczęścia, zwłaszcza że dróg do szczęścia zawsze jest co najmniej kilka.
Myślę ze teraz już rozumiesz o co mi chodzi.Małgorzata G. edytował(a) ten post dnia 16.01.12 o godzinie 19:11