Temat: Glód a marnotrawienie żywności
Właśnie przyszło mi coś do głowy.
Każdy kto odpowiada za aprowizację w domu jest w stanie przewidzieć, co ze zrobionych zakupów przeterminuje się, a co nie, bo zna smaki domowników, planowane wyjazdy itp.
Z drugiej strony z jednym jogurtem w garści albo kawałkiem wędliny w próżniowym opakowaniu, który zaraz straci ważność, nie pojadę do schroniska dla bezdomnych, bo szkoda mojego czasu i to żaden dar.
Gdyby np. namówić banki, działając np. przez Związek Banków Polskich, żeby w licznych oddziałach, które wyrastają jak grzyby po deszczu na każdym polskim osiedlu, powstawiać lodówki (wystarczy jeden taki oddział na każdej ulicy + odpowiednie oznakowanie takiej placówki), a do tych lodówek - żeby zwykli ludzie, mieszkańcy osiedli, mogli przynosić jedzenie (pod pewnymi warunkami - nienaruszone opakowanie, właściwie przechowywane, co najmniej na 24h przed upłynięciem terminu przydatności do spożycia) - a organizacje dożywiające biednych odbierały te produkty z oddziałów banków co najmniej raz dziennie - jestem pewna, że przy minimalnym nakładzie sił i środków (kampania społeczna - przy okazji promująca te banki, które zdecydowały się dedykować swoje oddziały do współpracy) można by uratować trochę żywności dla potrzebujących.
I można by to zorganizować pod patronatem środowiska bankowego, tylko oczywiście trzeba by wszystko od strony prawnej i logistycznej dobrze przemyśleć.
POPRAWKA: wydaje mi się, że pod warunkiem podpisania oświadczenia, że bank udostępniając miejsce i narzędzie wymiany (lodówkę) nie odpowiada za pochodzenie i jakość pobieranej w taki sposób żywności, takie lodówki można by lokalnie udostępniać nie tylko organizacjom dożywiającym najbiedniejszych, ale samym osobom potrzebującym jedzenia, żeby tak, jak jedni przychodzą i zostawiają - drudzy przychodzili i brali sobie to, co będzie im potrzebne. Lokalnie, w ramach samopomocy sąsiedzkiej.
A dlaczego właśnie bank? Bo nie zbiednieje płacąc za prąd i zatrudniając osoby utrzymujące takie urządzenie w czystości, wręcz zarobi na kosztach promocji, a oddziałów banków mamy więcej na polskich osiedlach niż sklepów spożywczych.
Paulina Filipek edytował(a) ten post dnia 25.10.11 o godzinie 20:35