Temat: Czy nienoszenie obrączki po rozwodzie wyłącznie cywilnym...
To zależy, czy ta osoba zawarła ślub konkordatowy z przekonaniem o jego metafizycznym wymiarze (jest rzeczywiście wierząca i ma to dla niej znaczenie), czy bez niego (jedynie "dla porządku"). W tym pierwszym przypadku kwestie wiary są dla takiej osoby istotne i wówczas faktycznie zachowuje się "nie fair" wobec własnego kościoła (którzy tworzy) i religii, którą wyznaje, popełnia zatem grzech. Problem sumienia pojawi się, gdy np. była ofiarą przemocy i dla dobra dzieci wystąpiła o rozwód. Może potem poznać inną wierzącą osobę, z którą zapragnie stworzyć związek. Co prawda jej małżeństwo jest ważne aż do śmierci, ale "istnieją pewne okoliczności łagodzące". Niemniej wszystko zamyka się w jej sumieniu i jej interpretacji łaski bożej, bo nikt jej tego ślubu nie unieważni. Powinna poinformować o tym partnera, jeśli wie, że jest on wierzący i przywiązuje do tej wiary wagę, która wymaga szczerości w tej kwestii. Jeśli wie, że nie jest - nie ma tematu.
W tym drugim przypadku nie było przekonania o metafizycznym wymiarze takiego ślubu, a zatem z punktu widzenia tej osoby ślub został sprowadzony jedynie do części cywilnoprawnej "plus kościelnej uroczystości". To tak samo, jak z pójściem do spowiedzi "bo rodzice każą". Jeśli ksiądz odpuści grzechy, a nie było mocnego postanowienia poprawy, ani żalu za grzechy, to cały obrządek jest praktycznie nieważny. Oczywiście ksiądz nie miał wiedzy co do szczerości intencji osoby, która do niego przyszła, więc dokonuje aktu w dobrej wierze. Identycznie jest z sakramentem chrztu, chociaż Kościół Rzymski obstaje przy tym, że tutaj wola chrzczonego nie jest konieczna (ale apostazja już musi być świadoma bezwzględnie... dziwna skrajna asymetria).
A to oznacza, że ta osoba nie znajduje się w stanie faktycznego "związku przed jej bogiem", a równocześnie rozwód cywilny rozwiązał jej "związek doczesny". Równie dobrze sprawę można sprowadzić do zagadnienia: "
czy etycznym jest, że osoba niewierząca w metafizyczną moc ślubu kościelnego zapewnia wierzącego partnera, że w taką moc wierzy i przyjmie sakrament świadoma tej mocy". Moim zdaniem, w obecnych czasach, gdzie coraz więcej małżeństw przywiązuje coraz mniejszą wagę do niezmazywalności sakramentu małżeństwa i chodzi raczej o tradycję, "wzmocnienie przysięgi przed danym bogiem" (ale "bez przesady"), a także o chęć sprawienia przyjemności narzeczonemu, jest to raczej podejście nagminne.
PS: nie jestem pewien, ale chyba nie popełnia grzechu ktoś, kto nieświadomie wstąpił w związek z osobą, która zataiła ów fakt, a on, w dobrej wierze, nie sprawdzał w USC statusu rozwiedzonego/ej.
Adrian Olszewski edytował(a) ten post dnia 13.10.10 o godzinie 23:37