Temat: Czy można czynić zło w imię wyższego dobra?
Pozostaje pytanie, co jest złem?
Zabicie jednego, czy pozwolenie na śmierć wielu?
Podanie trucizny człowiekowi, który chce umrzeć, czy odmówienie mu tego w imię ideału ochrony życia i nie narażania sumienia lekarza?
Pozwolenie urodzenia się dziecku, o którym wiemy na pewno, że będzie cierpieć ból przez lata (jest takie schorzenie, gdzie skóra odchodzi od ciała, nie pamiętam nazwy. Do końca życia 3 razy dziennie zmiana opatrunku z maściami, gdzie każdy z nich to potworny ból odchodzącej skóry), czy też aborcja?
Wstrzymanie pomocy humanitarnej dla krajów skrajnie biednych, co równać się będzie ich śmierci głodowej (okrutnej), czy pozwolenie, by umierały tak ich dzieci (czasowe uspokojenie sumienia, odwleczenie tragedii o parę lat)?
W momencie zagrożonej ciąży - pozwolić umrzeć dziecku (przed którym całe życie), czy matce - żonie, córce, siostrze, z którą wszyscy są już emocjonalnie związani i która może urodzić kolejne dziecko oraz wychować obecne?
Dokonywać eksperymentów na ludziach w przypadku potrzeby szybkiego wyprodukowania jakiegoś antidotum, czy pozwolić, by badania się opóźniały, a ludzie umierali?
Odłączyć od aparatury człowieka, który jest w stanie warzywa (i nie można się z nim skontaktować nawet w sposób opisany ostatnio, poprzez śledzenie aktywności mózgu - bądź brak jest środków na taki kontakt), a który korzysta z cennej aparatury, która jest potrzebna dla człowieka, którego właśnie przywieziono z wypadku, a który ma szanse wyzdrowieć?
Zestrzelić porwany samolot z setką ludzi na pokładzie, lecący w stronę elektrowni jądrowej, czy pozwolić zginąć zarówno tym w samolocie, jak i tym na ziemi?
Torturować każdego więźnia skazanego na śmierć, by jego brutalna, makabryczna, bolesna śmierć stała się przestrogą dla innych (zakładając, że taka forma kary śmierci faktycznie podziałała odstraszająco)?
Torturować człowieka, który posiada informacje na temat zamachu, który może unicestwić tysiące istnień? Jak wielki ból można mu zadać?
Zmuszać do prokreacji bezdzietnych i okładać ich wysokim podatkiem, w sytuacji dramatycznego niżu demograficznego, czy pozwolić, by inni nie mieli za co żyć?
Tak można długo...
I tak do niczego na forum się nie dojdzie. Jeśli jeden powie, że tak, to drugi powie, że nie. Jeden kierować się będzie miłosierdziem pojmowanym jako "nie przedłużać cierpień", drugi oprze się na religii, która postuluje, iż cierpienie uszlachetnia. Jeden oprze się na humanizmie, który każde życie każe traktować tak samo, drugi na ekonomii - dlaczego ma zginąć więcej, skoro może mniej. Jeden kierować się będzie sprawiedliwością - nikogo nie można zmusić do poświęcenia się dla innych ludzi, drugi - wizją korzyści, np. "poświęćcie go na badania leku na moją chorobę, na którą cierpię od 20 lat".
O wszystkim zadecyduje chwila próby. Wtedy nie będzie ważenia życia i dyskutowania o alternatywach, tylko będzie jedna minuta na podjęcie decyzji. W każdy przypadku ktoś zginie. Temu, kto zginie, będzie wszystko jedno, bo nie żyje. Ten, kto podjął decyzję, będzie żył z jej piętnem. Dla jednych będzie bohaterem, inni zażądają jego głowy.
Można zaryzykować twierdzenie, że ponieważ po śmierci nie mamy świadomości tego, że nie żyjemy, nie mamy poczucia straty, nie cierpimy, nie ma w sumie żadnego problemu - zabijamy mniejszość, by żyła większość. Można też postąpić dokładnie odwrotnie, efekt będzie ten sam, poza ekonomiczną stratą. Tutaj z kolei zaoponują osoby wierzące w nieśmiertelną duszę.
Wiem jedno - nigdy nie chciałbym ani podejmować takich decyzji, ani być tym, o którym się w takiej sytuacji decyduje.