Temat: DAWNI I WSPÓŁCZEŚNI, ZNANI I NIEZNANI POLSCY ŚPIEWACY I...
Wraz z nadejściem Nowego 2013 Roku zbliża się 82 rocznica urodzin (1 stycznia 1931), zmarłej kilka lat temu, jednej ze znakomitszych śpiewaczek w historii Opery Śląskiej, tj. Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej. Dla uczczenia Jej pamięci dedykuję ten biogram.
STANISŁAWA MARCINIAK-GOWARZEWSKA (01.01.1931 -16.11.2006) – Artystka (solistka) Opery Śląskiej w Bytomiu (sopran dramatyczny) i wieloletni pedagog Akademii Muzycznej w Katowicach.
Tak można by w największym skrócie opisać zawodowe dokonania tej wspaniałej śpiewaczki. Na tym jednak poprzestać nie można, ponieważ w ten sposób umknęłoby naszej uwadze zbyt wiele ważnych wydarzeń, jakie w jej bogatym życiu miały miejsce.
Urodziła się w 1931 roku w Tarnopolu, który znajdował się wówczas w polskich granicach, jako stolica województwa tarnopolskiego (aktualnie należy do Ukrainy). Warto nadmienić, że w tym samym województwie (tj. w Białej pod Tarnopolem), 58 lat wcześniej, przyszła na świat Salomea Kruszelnicka (zm. 1952), znakomita ukraińska śpiewaczka (sopran) i pedagog, występująca na scenach operowych m.in. u boku legendarnego Enrico Caruso.
Młodziutka Stanisława, od najmłodszych lat wykazywała duże zamiłowanie do śpiewu, pochodziła bowiem z umuzykalnionej rodziny, co dotyczyło obojga rodziców (tj. Stanisława i Rozalii), jak też braci, a jej ukochana Mama (Rozalia z panieńska - Ogińska), była obdarzona przepięknym, aczkolwiek nieszkolonym, głosem. Ona też często śpiewała ze swoją córeczką utwory na przykład Stanisława Moniuszki. Była to zatem rodzina, w której pielęgnowano polskie tradycje muzyczne, tym bardziej że protoplaści rodu od strony matki, byli znanymi polskimi kompozytorami. Dotyczy to m.in. księcia Michała Kazimierza Ogińskiego (1728-1800) i księcia Michała Kleofasa Ogińskiego (1765-1833), gdzie jeden z nich jest autorem bardzo znanego dawniej i dziś poloneza a-moll nr 13 "Pożegnanie Ojczyzny".
Wskutek postanowień konferencji jałtańskiej (4-11 lutego 1945), Tarnopol został włączony do ZSRR, tj. jako część Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, natomiast miejscową polską ludność przymusowo wysiedlono na tzw. Ziemie Odzyskane. Tak też, zimą 1945 roku, stało się z rodziną Marciniaków, którzy mogli ratować swój majątek i zostać na wschodzie podpisując dla tamtejszych władz oświadczenie z którego wynikałoby że są Rosjanami. Z propozycji tej jednak nie skorzystali, co było wyrazem wielkiej odwagi i ogromnego patriotyzmu, a także ofiarności. Wywózki dokonywano bowiem w tzw. bydlęcych wagonach, czyli w niesamowicie upokarzających warunkach (stłoczenie ludzi na bardzo małym skrawku powierzchni, bez możliwości załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych, w ustronnym miejscu).
W rezultacie tych politycznych perturbacji, kilkunastoletnia Stanisława Marciniak znalazła się wraz z rodzicami na Śląsku, tj. w Kędzierzynie-Koźlu (obecnie: woj. opolskie). Następnie podjęła naukę w gimnazjum handlowym (licea wprowadzono w 1948 r.), pracując jednocześnie w miejscowych „Azotach”, tj. Zakładach Przemysłu Azotowego „Kędzierzyn”. I już wtedy dał się odkryć jej niewątpliwy talent muzyczny, występowała bowiem w zakładowym domu kultury a mówiono o niej: „Słowik Azotów”. Pani Profesor wspominając ten czas opowiadała:
- Pamiętam, jak do liceum kędzierzyńskiego, gdzie się wtedy uczyłam, przyjeżdżała jakaś pani, która dzieciom zgromadzonym w sali gimnastycznej śpiewała bodajże "Suliko" (w programie tego koncertu – jak podaje dr Karol Rafal Bula, muzykolog, publicysta - znalazły się też pieśni kompozytorów polskich) Pomyślałam wówczas, co by to było, gdybym też tak mogła zaśpiewać. Z czasem w liceum kędzierzyńskim, a następnie w "Azotach", gdzie podjęłam pracę, obsługiwałam wszystkie akademie. W gazetce zakładowej zamieszczono moje zdjęcie na tle orkiestry mandolinistów, z podpisem "Słowik Azotów". Gdy raz, 8 marca, śpiewałam na estradzie, podszedł do mnie jakiś pan i zapytał: - Czy ty się uczysz śpiewu? - Skądże. - odpowiedziałam. - Szkoda, bo masz ładny głos. A w Gliwicach jest Szkoła Muzyczna (Marek Brzeźniak, Stanisława Marciniak-Gowarzewska nie żyje. Primadonna i maestra… zob. źródła).
Zapewne bardzo zachęcona tymi słowami, Pani Stanisława Marciniak trafiła, jak się później okazało, do klasy śpiewu Adriany Lenczewskiej. Pierwsza rozmowa młodej adeptki śpiewu z wyżej wymienioną nauczycielką, brzmiała mniej więcej w sposób następujący:
- Dziecko, jak ci się lepiej śpiewa, w górę, czy w dół?
- Wszystko jedno.
- A chcesz być śpiewaczką?
- Nie wiem.
- Nie mam czasu uczyć takich, które później będą śpiewać u babci na imieninach.
(Marek Brzeźniak, Stanisława Marciniak-Gowarzewska nie żyje. Primadonna i maestra… zob. źródła).
Nauczycielka miała nawet powiedzieć: „Głos masz, ale śpiewasz jak wrona na płocie" (Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce… zob. źródła).
Pomimo tak surowego wstępu, Pani Stanisława została przyjęta przez prof. Lenczewską, stając się w ten sposób uczennicą Średniej Szkoły Muzycznej w Gliwicach. Celem rozwijania swoich zamiłowań na lekcje śpiewu musiała uczęszczać po godzinach pracy w "Azotach", co stawało się coraz bardziej uciążliwe, tym bardziej że odległość między Kędzierzynem Koźle a Gliwicami była niemała (tj. ok. 40 km). Z pewnością wspomniane okoliczności i zarazem ogromna pasja uczenia się śpiewu przyczyniły się do tego, że młoda uczennica wkrótce zmieniła pracę, zatrudniając się jako świetliczanka na dworcu kolejowym w Gliwicach. Po latach mówiła: „Uważałam to za doskonałą posadę. Sądziłam, że w nocy, jak nie ma ludzi, będę mogła się uczyć. Oczywiście długo nie wytrzymałam. W końcu dzięki pani profesor zostałam bibliotekarką w naszej szkole.” (Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce… zob. źródła). Edukację w szkole muzycznej uwieńczyła dyplomem z wyróżnieniem (1955).
Tytułem historycznego dopowiedzenia dodajmy, że Ada Lenczewska (20.11.1896-15.08.1958) była przedwojenną solistką Opery (Teatru) Warszawskiej (tj. od 1915) i primadonną Teatru Wielkiego w Poznaniu (od 1922), pobierająca nauki w Petersburgu (rosyjska wokalistyka stała wówczas na bardzo dobrym poziomie, o czym świadczą takie nazwiska, jak np. wspaniały bas - Fiodor Szalapin, słynny tenor - Dymitr Smirnow, czy też śpiewaczki: Maria Maksakowa, Antonina Nieżdanowa). W jej repertuarze solowym znajdowało się ponad czterdzieści partii sopranowych i mezzosopranowych, np.: Ortruda (Lohengrin), Azucena (Trubadur), Suzuki (Madami Butterfly), Jadwiga (Straszny dwór) oraz partie tyt. w Carmen i Mignon. Po II wojnie światowej podjęła pracę pedagogiczną w szkołach muzycznych w Bytomiu i właśnie w Gliwicach, a następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach, pełniąc funkcję dziekana wydziału wokalnego. Warto też wspomnieć, że pierwszą nauczycielką A, Lenczewskiej była jej matka, tj. Wanda Ossoria-Dobiecka (z męża: Lenczewska), śpiewaczka (sopran) operowa, udzielająca się na scenie począwszy od l. 80-tych XIX wieku. Matka Adrianny Lenczewskiej występowała m.in. w partii Amelii - Bal maskowy, Małgorzaty - Faust, Normie i w partii tyt. w Halce, Stanisława Moniuszki. W 1890 wyjechała do Włoch (Florencja, Mediolan), używając nazwiska Lenczeshy. Wielokrotnie pisano o niej w ówczesnym piśmiennictwie muzycznym (np. Kurierze Warszawskim, Echu Muzycznym i Teatralnym). Natomiast, co niezwykle ciekawe, w Gazecie Lwowskiej (1892, nr 8) napisano, że: „P. Wanda Dobiecka - Lenczewska (…) Pełna talentu artystka była - jak wiadomo - primadonną opery warszawskiej, poczem przeniosła się na scenę włoską. Oto, co o niej pisał jeden z J(uryerów warszawskich w chwili, gdy się rozstawała z Warszawą: ››Wanda Lenczewska przybyła do nas przed laty sześciu. PIĘKNY JEJ, jasny, ciepły, a rozległy GŁOS sopranowy KSZTAŁCIŁA SŁYNNA MARCHESI, a później w arkana sztuki wtajemniczał ją FAURE‹‹ (…)”. Podkreślmy, że Marchesi, to nie kto inny, jak wybitna, ceniona i zasłużona pedagog wokalistyki – Matylda (Mathilde) Marchesi (1821-1913), uczennica Manuela Garcii jr. (1805-1906), hiszpańskiego śpiewaka operowego (baryton), jednego z najwybitniejszych nauczycieli śpiewu XIX wieku. Ojciec Manuela - Manuel Garcia „starszy” (1775-1832), to natomiast słynny hiszpański śpiewak (tenor), który w 1808 roku debiutował w Operze paryskiej, a w l. 1811 —1816 cieszył się dużą popularnością na scenach włoskich.
Stanisława Marciniak-Gowarzewska, pod opieką prof. Adrianny Lenczewskiej pozostawała aż do jej śmierci (sierpień 1958), czyli zarówno przez cały okres szkoły średniej (tj. do 1955 r.), jak też w czasie (1955-1960) kontynuowania nauki na Wydziale Wokalnym Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej (obecnie: Akademia) w Katowicach. Jedną z cennych pamiątek po A. Lenczewskiej, jaką Pani Stanisława przechowywała u siebie w domu było starodawne, pochodzące chyba z końca XIX lub początku XX wieku elipsowate lusterko, do którego była bardzo emocjonalnie przywiązana. Następnie przez niecałe dwa lata wpadła „pod skrzydła” prof. Wandy Łozińskiej, uczennicy słynnej ongiś śpiewaczki Adeli Comte-Wilgockiej (1895-1968), pobierającej dawniej nauki u słynnego polskiego śpiewaka Jana Reszke.
Studia na Wydziale Wokalnym PWSM w Katowicach ukończyła (1960) z wyróżnieniem, a wkrótce po tym rozpoczął się okres wielu sukcesów zawodowych w życiu Pani Profesor. W tym samym roku brała udział w wysoko notowanym V Ogólnopolskim Konkursie Śpiewaczym w Katowicach, jaki odbył się w dniach 20-27 listopada 1960 r. w sali Państwowej Filharmonii Śląskiej w Katowicach. Wzięło w nim udział 72 kandydatów. Regulamin konkursu przewidywał przygotowanie 12 utworów reprezentujących różne epoki i style muzyczne. W wyniku 3-etapowych eliminacji, Jury Konkursu pod przewodnictwem prof. Wiktora Bregy (znany polski tenor, uczeń Adeli Comte-Wilgockiej, Marii Łubkowskiej) pierwszą nagrodę przyznało właśnie Stanisławie Marciniak (jeszcze niezamężnej). Wśród nagrodzonych (tj. równorzędnym II miejscem) znaleźli się: Teresa Wojtaszek, sopran z Łodzi, Andrzej Dutkiewicz – baryton z Gdańska i Paulos Raptis – tenor z Poznania. Ponadto Jury przyznało wyróżnienia: E. Dąbrowskiej (mezzosopran z Warszawy), Alicji Marczak-Faberowej (mezzosopran z Warszawy) i Urszuli Porwoł (sopran z Katowic).
W nagrodę za wygrany konkurs Stanisława Marciniak otrzymała pianino, z którym nie rozstawała się do końca swoich dni a przy którym w latach późniejszych udzielała lekcji swoim uczennicom i uczniom. Wtedy też po raz pierwszy w życiu – ku swojej ogromnej radości - mogła stać się posiadaczką tego tak cennego dla niej instrumentu. Do sukcesu krajowego doszły laury międzynarodowe, począwszy od wyróżnienia na Międzynarodowym Konkursie Światowego Festiwalu Młodzieży Demokratycznej w Wiedniu (1960).
Natomiast już w roku następnym (1961) uplasowała się w czwórce najlepszych solistów na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Ferenca Erkela w Budapeszcie (Węgry) oraz w Tuluzie (płd. Francja). Największym sukcesem było jednak Grand Prix (tj. pierwsze miejsce), zdobyte w 1961 r. podczas Międzynarodowego Konkursu Śpiewaczego „Bel canto” (Concours International de Bel Canto) w Liege (Belgia). Do tego w dwa lata później (1963) doszło wyróżnienie w Konkursie Młodych Śpiewaków Operowych w Sofii (Bułgaria), gdzie stała się ulubienicą bułgarskiej publiczności.
Debiut operowy młodej Artystki, będący jednocześnie obroną pracy dyplomowej, odbył się w 1960 roku, na katowickiej scenie Opery Śląskiej. Wykonała wówczas partię tytułową w operze Giacomo Pucciniego – „Madama Butterfly”.
Po latach Stanisława Marciniak-Gowarzewska wspominała:
- Śniło mi się to wówczas po nocach - wspominała. - Gdy stałam już w kostiumie za kulisami, myślałam co by to było, gdybym nagle uciekła taksówką (Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce… zob. źródła)
Debiut był niezwykle udany, a w ocenie Pana Marka Brzeźniaka – olśniewający, na co wskazywały bardzo pozytywne recenzje, tj. pisano wówczas, że Stanisława Marciniak „(…) ma bardzo piękny w gatunku głos. Umie go prowadzić. Jest muzykalna, rozumie to, co śpiewa, przeżywa, wkłada wiele uczucia (…) [w:] J. Michałowski, Dziennik Zachodni, 21.06.1960 r.
Za jedną z największych pochwał uznać można natomiast to, co w 1960 roku powiedziała na łamach „Zwierciadła” słynna polska śpiewaczka - Ewa Bandrowska-Turska (uczennica Aleksandra Bandrowskiego-Sasa i Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej), tj., że: „Marciniakówna ma bardzo piękny głos (…)”.
Na przełomie 1962/63 roku Stanisława Marciniak-Gowarzewska weszła w skład zespołu Opery Warszawskiej, jednakże – jak podaje dr Karol Rafał Bula, „(…) krótki byt (…) romans artystki z Teatrem Wielkim w Warszawie, w którym Bohdan Wodiczko w latach sześćdziesiątych tworzył nowy zespól solistów. Stanisława pozostała wierna Operze Śląskiej, zachwycając duże grono miłośników opery swymi kolejnymi wielkimi kreacjami”.
W 1964 roku została zatrudniona w Operze Śląskiej w Bytomiu. Debiutowała podczas premiery (3 grudnia 1964) „Holendra tułacza” Wagnera w roli Senty (inni wykonawcy, to m.in.: Kazimierz Wolan - tytułowa postać, Józef Pawlik - Eryk). Od tej pory należała już do stałego składu solistów bytomskiej sceny. Wielkim sukcesem był natomiast jej występ w premierze „Halki” Stanisława Moniuszki - 16 czerwca 1965, dla uczczenia XX - lecia Opery Śląskiej. Inscenizacja została przygotowana przez Napoleona Siessa, a w ówczesnej publicystyce pisano: „(…) wysoko oceniono muzyczną stronę widowiska oraz dwie wybijające się kreacje solistyczne: Jontka – w wykonaniu Zbigniewa Platta a przede wszystkim Halkę Stanisławy Marciniak - »jest to być może najlepsza obecnie Halka w skali krajowej« (T. Kaczyński, Ruch Muzyczny, nr 19 z 1965 r.). Także w ocenie świadka tamtych wydarzeń, dr Karola Rafała Buli, Pani Marciniakowa w roli „Halki” wypadła rewelacyjnie - zarówno wokalnie, jak i pod względem przedstawienia postaci, dodając, że „(…) wtedy zaczęty się kontakty z zagranicznymi scenami i estradami koncertowymi, lecz nie były to czasy, które sprzyjałyby śpiewakom zza żelaznej kurtyny w rozwinięciu światowej kariery (…)”.
W 1966 roku Pani Stanisława, dzięki stypendium rządu jugosłowiańskiego, przebywała przez sześć miesięcy w Belgradzie, korzystając z konsultacji u tamtejszych pedagogów wokalistyki, koncertując i nagrywając dla lokalnego radia (zob.: Jacek Chodorowski, Stanisława Marciniak Gowarzewska 1931-2006 [w:] Trubadur 3 (44) 2007).
Wracając do jej aktywności artystycznej w Operze Śląskiej, oddajmy głos dr. K. R. Buli, wedle którego:
„(…) Publiczność roniła więc łzy przy niezwykle wzruszającej w jej interpretacji Cho-Cho-San w „Madame Butterfly", krytycy zachwycali się sugestywnymi kreacjami tytułowych ról w operach „Turandot" i „Tosca" Giacoma Pucciniego, Leonory w „Mocy przeznaczenia", Elżbiety w „Don Carlosie" Abigaiie w „Nabucco" Giuseppe Verdiego, Adalgizy oraz Normy w „Normie" Vincenzo Belliniego, podziwiali jej kunszt wokalny w straussowskim „Kawalerze srebrnej róży" i „Królu Rogerze" Karola Szymanowskiego. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych współpracowała z wieloma filharmoniami za granicą i wszystkimi w kraju. Wielce ceniona była jako śpiewaczka oratoryjna. Miała w swym repertuarze m.in. takie pozycje, jak „Magnificat" J. S. Bacha, „Stworzenie świata" i „Pory roku" Haydna, „Stabat Mater" K. Szymanowskiego (…) nie mniejszym powodzeniem cieszyła się jako pieśniarka. Jej interpretacje pieśni S. Moniuszki, F. Schuberta, P. Czajkowskiego, S. Rachmaninowa, a także Ryszarda Straussa, R. Wagnera oraz M. Karłowicza i K. Szymanowskiego dostarczały słuchaczom niepowtarzalnych przeżyć”.
Jeżeli chodzi o kolejne sezony operowe i dalszą jej karierę muzyczną – jak zaznacza Jacek Chodorowski - Stanisława Marciniak-Gowarzewska występowała w tak znakomitych kreacjach, jak: „(…) tytułowa Turandot (pełna dramatycznego napięcia), Lady Billows w polskiej prapremierze opery B. Brittena Albert Herring, Marszałkowa w Kawalerze z różą (przemyślana interpretacja aktorska kobiety dojrzałej choć jeszcze zalotnej), Adalgiza w Normie (kreacja wielkiej miary) i Liza w Damie pikowej Czajkowskiego. W 1977 roku artystka wraca do Normy, ale tym razem podejmuje partię tytułową. Jej kreacja uznana zostaje za istotne osiągnięcie artystyczne. Inną rolę, Roksany w Królu Rogerze śpiewa głównie w spektaklach wyjazdowych. Gości z nią i w Krakowie. J. Parzyński tak ocenia tę jej interpretację: wśród solistów śpiewaków na czoło wysunęła się Stanisława Marciniak-Gowarzewska w roli Roksany, pięknie, z wokalną kulturą prowadząca głos (Echo Krakowa, 7.10.1980 r.). Ogólnopolski rozgłos i sukces przynosi artystce kreacja partii Abigaille w operze Verdiego Nabucco (1983 r.). Ją też śpiewa na swym jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej (29.04.1984 r.). Krytyka podkreśla kunszt wokalny artystki, piękny, bogaty, dobrze prowadzony głos, bezbłędną technikę, a także wyraziste aktorstwo (pełnokrwista, demoniczna Abigaille). Wbrew tytułowi opery, to ona właśnie staje się pierwszoplanową bohaterką dzieła (…) W repertuarze artystki znalazło się 25 czołowych partii sopranu dramatycznego. Prócz wymienionych, także m.in. Tatiana w Eugeniuszu Onieginie, tytułowa Rusałka w operze Dargomyżskiego, Nedda w Pajacach, Leonora w Fideliu, tytułowa Aida, Elżbieta w Don Carlosie, Leonora w Mocy przeznaczenia i Trubadurze, Elza w Lohengrinie i Santuzza w Rycerskości wieśniaczej. Działalność sceniczną w Operze Śląskiej śpiewaczka zakończyła w 1986 roku. Przez następne pięć lat pełniła funkcję konsultanta wokalnego. Stanisława Marciniak-Gowarzewska nie ograniczała swego repertuaru wokalnego wyłącznie do opery. Już we wczesnej młodości śpiewała publicznie „piosenki na podkładach jazzowych” (pod pseudonimem Olga Ogińska). W miarę jednak studiów i występów profesjonalnych podejmowała także i działalność estradową. Przygotowała około 30 partii oratoryjnych i kantatowych (m.in. Bacha, Beethovena, Haydna, Orffa, Rachmaninowa, Verdiego, Góreckiego, Lutosławskiego, Moniuszki, Szymanowskiego, Wiechowicza) oraz kilkaset pieśni różnych kompozytorów, epok i stylów. Część z nich nagrała archiwalnie dla rozgłośni radiowych w kraju, Paryżu, b. Jugosławii, Szwajcarii i USA. I w tej dziedzinie sztuki odtwórczej ujawniała swój nieprzeciętny talent i mistrzostwo. Podkreślano muzykalność interpretacji, pełne opanowanie sztuki śpiewaczej i ekspresję wyrazu. Po jednym z koncertów artystki J. Kański napisał: Stanisława Marciniak obdarzona pięknym i potężnym dramatycznym sopranem, sprawiła słuchaczom wiele satysfakcji wykonaniem pieśni Czajkowskiego i Rachmaninowa (Trybuna Ludu, 7.09.1977 r.). Zwłaszcza jej interpretacje utworów romantycznych przepojone były ogromną emocjonalnością, przesycone liryzmem i szlachetnością brzmienia głosu. Stanisława Marciniak należała do artystek niezawodnych, na ogół zawsze dysponowanych wokalnie. Mówiła o sobie: Urodziłam się śpiewaczką, która brała głowę pod pachę i szła na scenę śpiewać. Posiadałam technikę śpiewania, która umożliwiała mi śpiewanie ponad chrypkę. Poza tym dobre śpiewanie nie szkodzi. Całą swą karierę artystyczną związała z Bytomiem, Katowicami, ze Śląskiem, choć przecież rodowitą Ślązaczką nie była. Pozostawała jednak na Śląsku dzięki tej wyjątkowej, życzliwej atmosferze jaka panowała i panuje w Operze Śląskiej, jaką zawsze zauważają i podkreślają gościnnie występujący tu artyści (…)”.
Natomiast Marek Brzeźniak pisał:
„(…) Lata 60. i 70., to "złoty okres" w scenicznej karierze Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej. Do jej największych osiągnięć należały m.in. Senta w "Holendrze tułaczu" Wagnera (1964), tytułowa rola w "Turandot" Pucciniego (1967), Marszałkowa w "Kawalerze srebrnej róży" Richarda Straussa (1970) i Adalgiza w "Normie" Belliniego (1973). Notabene po kilku latach sięgnie po tytułową postać w tejże inscenizacji. Stanisława Marciniak ma również na swym koncie udział w premierze najsławniejszej, najczęściej wystawianej, najbardziej "obwiezionej" po Europie i najdłużej, bo prawie ćwierć wieku, utrzymującej się na afiszach realizacji Opery Śląskiej, jaką stał się wystawiony 28 maja 1983 roku "Nabucco" Verdiego. Kreowała w nim partię Abigaille. Obok wymienionych wyżej premier, do których dodajmy jeszcze "Damę Pikową" Czajkowskiego w której wykonywała partię Lizy (1977), Stanisława Marciniak jako czołowa sopranistka tamtych lat, siłą rzeczy "wchodziła" również w inne spektakle. I tak śpiewała m.in. partię tytułową w "Aidzie", Elżbietę w "Don Carlosie" i Leonorę w "Mocy przeznaczenia" Verdiego, Tatianę w "Eugeniuszu Onieginie" Czajkowskiego i Roksanę w "Królu Rogerze" Szymanowskiego (…)”.
Działalność sceniczną w Operze Śląskiej śpiewaczka zakończyła w 1986 roku.
Jeżeli chodzi o archiwalne nagrania audiowizualne rejestrujące piękny głos prof. zw. Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej można powiedzieć, że „(…) wiele ze wspaniałych kreacji wokalnych zachowało się w formie zapisów archiwalnych w katowickim radiu i telewizji. Niestety, Polskie Nagrania przegapiły szansę utrwalenia pięknego głosu Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej na płytach gramofonowych. W zasadzie zachował się tylko jeden, utrwalony na płycie, dokument fonograficzny, Walc Caton z opery Ludomira Różyckiego „Cassanova". Jakież było zdumienie młodszych uczestników jubileuszowej uroczystości 30-lecia pracy pedagogicznej Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej w katowickiej Akademii Muzycznej w 2000 roku, gdy spośród wspomnianych nagrań archiwalnych Polskiego Radia zaprezentowano arię z IV aktu Moniuszkowskiej „Halki" i wielką arię Leonory „Pace, pace" z Verdiowskiej „Mocy przeznaczenia" w wykonaniu jubilatki. Odezwały się glosy, że tak wspaniały śpiew powinien skłonić firmy fonograficzne do edycji wspomnieniowej płyty w oparciu o zachowane archiwalne nagrania, nawet gdyby ich jakość techniczna miała nie być najwyższej próby” (Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce … zob.: źródła).
W trakcie swej pracy zawodowej w Operze śląskiej, ta znakomita artysta rozpoczęła i kontynuowała także działalność pedagogiczną. I tak, w l. 1970-73 była na stanowisku nauczyciela śpiewu solowego w Państwowej Szkole Muzycznej w Zabrzu, a od 1973 nauczała śpiewu solowego w Akademii Muzycznej w Katowicach. W l. 1987-1991 była konsultantem wokalnym Opery Śląskiej. W tym czasie zdobywała też kolejne stopnie naukowe (1987 - docentura, 1994 - profesura nadzwyczajna; 2001 profesura zwyczajna). W dowód uznania swych zasług, w tym za pracę pedagogiczną, otrzymała indywidualną Nagrodę III stopnia Ministra Kultury i Sztuki (trzykrotnie), Nagrodę Rektora AM w Katowicach (trzykrotnie). Była nadto trzykrotną laureatka indywidualnych nagród za szczególne osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze w latach: 1983, 1991 i 1992, uwieńczeniem czego stało się uzyskanie tytułu „Pedagoga Roku '95”, przyznanego przez Stowarzyszenie Polskich Pedagogów Śpiewu we Wrocławiu, którego była członkiem. Wcześniej przyznawano tę nagrodę m.in. Antoninie Kaweckiej, Eugeniuszowi Sąsiadkowi i Jadwidze Pietraszkiewicz.
Stanisława Marciniak-Gowarzewską odznaczona została ponadto Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski; Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi; Dyplomem Szczególnego Uznania za Zasługi dla Państwowej Opery Śląskiej i tytułem Zasłużonego Działacza Kultury.
W konkluzji wątku pedagogicznego można zacytować Jacka Chodorowskiego, który pisał, że:
„(…) Swą pracę pedagogiczną traktowała zawsze z wielką miłością, pasją, oddaniem i absolutną konsekwencją. Powtarzała: Nie ma dwóch studentów jednakowych. Do każdego trzeba trafić indywidualnie, poprzez różne ćwiczenia, porównania. Trzeba szukać różnych dróg przekazu wiadomości.”, dodając że „(…) jako wybitny pedagog artystka brała udział w pracach jury wielu konkursów i w komisjach rzeczoznawców kwalifikujących na konkursy międzynarodowe. Występy, a zwłaszcza sukcesy swych wychowanków podczas konkursowych przesłuchań, przeżywała bardzo emocjonalnie, doskonale wiedząc, ile wysiłku i pracy kosztuje rywalizacja, zwłaszcza utrzymanie formy i głosu. Bo śpiew, to praca nad każdą nutką – powiadała.”
Piękną ocenę pracy pedagogicznej Stanisławy Marciniak wystawiła Stefania Toczyska (autorka książki „Poznaj swój głos”), która po koncercie laureatów V Konkursu im. A. Didura w 1994 roku powiedziała: „Chciałam serdecznie podkreślić nazwisko wspaniałego pedagoga, który tutaj w Katowicach uczy młodych ludzi. Dlatego wymienię jej nazwisko, bo było najwięcej laureatów z klasy tej wspaniałej śpiewaczki – Stanisławy Marciniak. Chciałam przy tej okazji życzyć jej z całego serca, żeby polska wokalistyka poprzez jej cudowne ręce rozświetlała nasz kraj i żeby wszyscy byli naprawdę wspaniali.”.
Owocem jej pedagogicznej działalności było – używając słów Jana Chodorowskiego - cała plejada wokalistów i wokalistek „(…) będących później laureatami konkursów wokalnych krajowych i międzynarodowych, solistami polskich i zagranicznych scen i estrad (…)”. Fakt ten przytacza także Marek Brzeźniak dzieląc się z czytelnikami refleksją, że „(…) chyba żadna inna nauczycielka śpiewu w Polsce nie może się pochwalić tylu sukcesami, co Stanisława Marciniak-Gowarzewska. Jej wychowankowie rok po roku zdobywali trofea na Konkursach Didurowskich, Dniach Muzyki Wokalnej i innych turniejach organizowanych w kraju i za granicą (…)”. Potwierdza to Karol Rafał Bula dodając, że: „Jej wychowankowie osiągali godne uwagi rezultaty w liczących się krajowych i międzynarodowych konkursach wokalnych oraz podejmowanej pracy artystycznej”.
Wśród wychowanków i absolwentek/ów Pani Profesor znaleźli się – ujmując rzecz alfabetycznie – znani melomanom: Grażyna Bieniek, Maria Ćwiakowska, Tomasz Czirnia, Barbara Dobrzańska, Czesław Gałka, Mirosława Jasielska, Maria Knapik, Tomasz Lorek, Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska, Benon Maliszewski, Hubert Miśka, Agata Piękosz, Katarzyna Pleśniak, Beata Raszkiewicz, Tomasz Paweł Sadownik, Jolanta Wrożyna , Jolanta Wyszkowska, Maria Zientek, Adam Żaak, Dagmara Żuchnicka, Marcin Żychowski i córka Pani Stanisławy – Regina Gowarzewska.
Byli wśród jej absolwentów, ci którzy na konkursach wokalnych zdobywali liczne nagrody, nie można jednak zapominać i o tych, którzy „(…) pozytywnie zaznaczyli swoją obecność, uzyskując wyróżnienia, dochodząc do finałowych etapów. Znaleźli też dla siebie pole artystycznego działania jako soliści, ewentualnie artyści chórów teatrów operowych w kraju (Bytom, Lublin, Szczecin) i za granicą (Niemcy, Belgia, Republika Czeska) albo jako nauczyciele śpiewu solowego występują na estradzie koncertowej. W grudniu wielbiciele, przyjaciele artystki, pedagodzy i studenci Akademii żegnali w Katowicach wielką artystkę i znakomitego pedagoga. Zmarła nagle, czekając w swoim mieszkaniu na studentów, którym - mając trudności z poruszaniem się udzielała lekcji u siebie w domu” (Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce … zob.: źródła).
Z moich osobistych obserwacji i rozmów z Panią prof. Stanisławą Marciniak-Gowarzewską odniosłem jednak wrażenie, że ponad muzykę i śpiew kochała swoją rodzinę, tj. wspaniałego małżonka, Wawrzyńca, który bardzo mocno ją wspierał w tym jakże trudnym i wymagającym zawodzie oraz umiłowaną córkę – Reginę.
Być może też ktoś byłby ciekawy, którzy spośród śpiewaczek lub śpiewaków wywierali na tej wspaniałej artystce największe wrażenie? Kiedyś zadałem takie pytanie Pani Profesor. Usłyszałem wówczas, że należeli do nich m.in.:
- Janina Korolewicz-Waydowa (1876-1955), Polka, solistka Opery Warszawskiej, Berlińskiej, Oper w Lizbonie, Madrycie, Wenecji, Bukareszcie, Odessie, Kijowie, Sankt Petersburgu i Charkowie, śpiewająca u boku Fiodora Szalapina i Enrico Caruso;
- Salomea Kruszelnicka (1873-1952), o której Pani Profesor opowiadała, że była córką popa i pochodziła ze Wschodu. Mówiła o niej jako o słynnej śpiewaczce, Ukraince, która jednak również reprezentowała Polskę. Kształciła się we Lwowie w tamtejszym konserwatorium pod kierunkiem Walerego Wysockiego;
- Helena Ruszkowska-Zboińska (1877-1948), przedwojenna śpiewaczka ucząca się w Warszawie;
- Ada Sari (1886-1968), słynna śpiewaczka i pedagog;
- Ewa Bandrowska-Turska (1894-1979), o której Pani Profesor mówiła, że była to wielka śpiewaczka śpiewająca za granicą;
- Adam Didur (1874-1946), słynny światowej sławy, polski bas, pochowany na cmentarzu w Katowicach;
- Jan (1850-1925) i Edward Reszke (1853-1917), słynni bracia – tenor i bas, baryton;
Wymieniała także takich artystów, jak: Andrzej Hiolski, Bogdan Paprocki, Krystyna Szczepańska, Natalia Stokowacka (z Sosnowca), Zbigniew Platt, Wiesław Ochmann, Teresa Żylis-Gara. Wszystko to podsumowała zaś słowami, że mieliśmy wielu świetnych śpiewaków w Polsce. Wspomniała przy tym wspaniałego zagranicznego śpiewaka, tenora dramatycznego, Mario del Monaco oraz tenora lirycznego, Beniamino Gigli.
Natomiast do hobby Pani Profesor, poza muzyką należała m.in. literatura (lubiła czytać książki) i zwierzęta, spośród których zapamiętałem cudownego, uroczego kotka, który bardzo często towarzyszył lekcjom, jakie Pani Profesor odbywała ze swymi uczniami, choć miał też swoje małe kocie upodobania muzyczne, nie zawsze wytrzymując do końca lekcji. Poza tym, tj. oprócz kota towarzyszył lekcjom, od czasu do czasu, równie wspaniały zwierzak, tj. pies – owczarek niemiecki, przy czym oba zwierzaki żyły ze sobą w wielkiej przyjaźni.
Do końca swoich dni, pomimo pogarszającego się stanu zdrowia, w tym dużych kłopotów z chodzeniem (poruszała się opierając o „kule”), Pani Profesor poświęcała swój czas studiującym w Akademii Muzycznej w Katowicach. Udzielała też z poświęceniem, ale i wielką pasją prywatnych lekcji w swoim mieszkaniu w Katowicach, gdzie przyjmowała swoich uczniów z wielką serdecznością i gościnnością. Natomiast tuż przed swoją śmiercią (16 listopada 2006) była jeszcze poumawiana z uczniami na lekcje u siebie w domu, które jednak już nie mogły się odbyć… Uroczysta msza pożegnalna odbyła się w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach, gdzie zebranych było wielu jej przyjaciół, kolegów i koleżanek, uczennic i uczniów, a podniosłą homilię wygłosił ks. dr Paweł Sobierajski, jeden z najznakomitszych śpiewaków operowych (tenor) wśród kapłanów, absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach.
W sercach tych, którzy ją kochali i szanowali pozostanie Ona na zawsze w pamięci, a pięknym tego rezonansem są wspomnienia, spośród których pragnę kilka przytoczyć:
Grażyna Brewińska (publicystka):
„(…) przez szereg lat czołowy sopran Opery Śląskiej, z jej klasy wokalnej wyszło 6 laureatów Didurowskiego Konkursu”;
dr Karol Rafał Bula (muzykolog, publicysta):
„(…) głos Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej można by określić jako anielski, gdyby nie jego nasycenie uczuciem tak bardzo ludzkim, tak poruszającym – niezależnie od tego, czy wpłynęły na niego dramatyczne przeżycia kreowanej postaci operowej (…) Zachwycała zarówno w partiach operowych dramatycznych, jak i w intymnych w swym klimacie pieśniach. Zdolność do sugestywnego przekazywania śpiewem często niewyrażalnego w swych niuansach bogactwa uczuć czy nastroju to rzadki dar - dar natury, dar Boga. Czynnikiem najważniejszym z pewnością nie była perfekcja techniczna. Decydujące znaczenie miał wrodzony talent i cechy charakteru - prostolinijność, prawość, radość obcowania z naturą, przyjaźń i miłość okazywana bliźnim, a w efekcie zdolność odnalezienia tych cech w muzycznych treściach, siła ich indywidualnego przeżywania i w konsekwencji sugestywnego ich przekazania. Taką ją pamiętam z czasów, gdy stawiała swe pierwsze kroki na estradzie koncertowej i scenie operowej, taką pozostała, gdy opromieniał ją blask powodzenia, i wreszcie, gdy nad osobiste sukcesy artystyczne przyszło jej stawiać te, które odnosiła jako wychowawczyni kolejnego pokolenia śpiewaków polskich. To nie laurka aby przypodobać się tym, którzy ją znali i kochali, lecz próba scharakteryzowania fenomenu wybitnej osobowości w polskiej wokalistyce drugiej połowy XX wieku. (…)”;
Dyrekcja i Zespoły Opery Śląskiej w Bytomiu:
„(…) wybitna śpiewaczka i znakomita mistrzyni sztuki wokalnej, z której klasy w Akademii Muzycznej w Katowicach wyszło liczne grono śpiewaków. Z Operą Śląską związana była jako solistka w latach 1964-1986. Do historii przeszły Jej liczne kreacje sopranowe, w tym m.in. Aidy, Halki, Butterfly czy Abigaile. Była także znana jako znakomita interpretatorka partii sopranowych w repertuarze oratoryjnym na wielu scenach estradowych, także za granicą. Do końca oddana pasji swego życia i Akademii Muzycznej w Katowicach, w której była wybitną wykładowczynią. Pozostanie w naszej pamięci jako wspaniała artystka oddana sztuce i kulturze polskiej. Żegnamy Ją z żalem, świadomi wielkiej straty.”;
Maria Knapik (wokalistka):
„(…) uczyła mnie świetna śpiewaczka, profesor Stanisława Marciniak-Gowarzewska, wielka primadonna opery bytomskiej. Zachwyciła mnie swoją sceniczną osobowością, zaintrygowała muzyką operową, sprawiła, że poszłam do opery i zachwyciłam się tą dziwną sztuką.”;
Tomasz Sadownik (śpiewak operowy, pedagog):
„(…) Dla mnie Pani Profesor była kimś absolutnie wyjątkowym. Wspaniałym pedagogiem, jednym z niewielu, których nie obchodziły zaszczyty i papiery, interesowała ją tylko i wyłącznie pedagogika. Nauczanie było zresztą jej ogromną pasją i, jak wielokrotnie powtarzała, sprawiało, że czuła się młodsza przebywając ze studentami. Nie ukrywam, że bywała bardzo trudnym pedagogiem - mam na myśli to, że trzeba się było wykazać końskim zdrowiem i ogromną odpornością psychiczną, bo był to pedagog, który nie odpuścił ani jednego dźwięku, a utwór bywał przerwany zanim się zaczął, bo wg niej źle wzięło się oddech. "Najtrudniejsze" były lekcje, które czasami odbywaliśmy w domu, zamiast na uczelni, bowiem Pani Profesor nie patrzyła wtedy na zegarek, lekcja mogła trwać i dwie godziny i potem człowiek wychodził z niej ledwo żywy, ale takie zmęczenie było jednym z cudowniejszych dla mnie doznań (…) Bardzo mi jej brakuje. Ale każdy z nas kiedyś musi stać się samodzielny;
Henryka Wach-Malicka (recenzentka, dziennikarka „Dziennika Zachodniego”):
„Na scenie operowej kreowała z sukcesem wielkie i trudne role, w życiu prywatnym nigdy jednak - jak zaświadczają ci, którzy byli z nią na co dzień - nie wykorzystała zasłużonej sławy. Była prostolinijna, naturalna i niezwykle przyjazna ludziom, wyniosłość zostawiając scenicznym bohaterkom (…) Związana ze Śląskiem, nigdy stąd nie wyjechała, choć osiągnięcia artystyczne łatwo mogły otworzyć przed nią drzwi wielu teatrów. Muzyczne dyplomy zdobywała z wyróżnieniem - zarówno ten w szkole średniej w Gliwicach, jak i ten, który uzyskała w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach. Szybko zabłysnęła na konkursowych estradach, przywożąc z krajowych i zagranicznych festiwali nagrody i wyróżnienia. Jurorzy doceniali nie tylko piękny głos Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej, ale także umiejętności aktorskie, z których była znana, kreując potem wielkie partie w Operze Śląskiej. Była solistką na tej scenie od 1964 do 1986 roku i wielu melomanów pamięta doskonale wspaniałe i skomplikowane kobiety, jakie Stanisława Marciniak-Gowarzewska budowała na scenie; i z nutowych zapisów, i z prawdopodobieństwa psychologicznego (…) Wielu miłośników opery ma pewnie w pamięci inną jej rolę, dla mnie pozostanie na zawsze Abigaille z "Nabucca". Już samo wejście śpiewaczki, jeszcze przed pierwszą arią, koncentrowało uwagę widza na dramacie kobiety owładniętej żądzą władzy, a jednocześnie ubezwłasnowolnionej z powodu wielkiej miłości. Doskonale poprowadzona rola kończyła się przejmującą sceną śmierci, w której Abigaille bez cienia scenicznej umowności rozliczała się - ze swoją zbrodnią i swoim uczuciem... Dla innych Stanisława Marciniak-Gowarzewska pozostanie na pewno wspaniałą Halką w słynnym bytomskim przedstawieniu tej opery. W opinii wielu krytyków, artystka zaśpiewała i zagrała tę rolę tak, że należy ją wpisać do historii polskiego teatru operowego. W dorobku Pani profesor były także inne wielkie bohaterki - tytułowe: Aida i Norma, a także Elżbieta w "Don Carlosie", Leonora w "Trubadurze" i jej imienniczka w "Mocy przeznaczenia", Cho-Cho-San w "Madamie Butterfly", Tatiana w "Eugeniuszu Onieginie", Liza w "Damie pikowej" i Roksana w "Królu Rogerze" (…) Opera nie była jedynym miejscem artystycznej samorealizacji Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej; była odtwórczynią szerokiego repertuaru kantatowego i oratoryjnego oraz długoletnim pedagogiem śpiewu w macierzystej uczelni - dziś Akademii Muzycznej w Katowicach. Wykształciła wielu śpiewaków, zyskując nawet tytuł pedagoga roku nadawanego przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów Śpiewu. U niej zdobywali artystyczne szlify m.in.: Jolanta Wrożyna, Barbara Dobrzańska, Maria Zientek, Czesław Gałka i Adam Żaak.”
Marek Ziemniewicz (śpiewak operowy, baryton):
„(…) trzeba (…) głęboki oddech "zamknąć" i utrzymać, a to wymaga dużej siły mięśni brzucha i podbrzusza (słynnej "tłoczni brzusznej", o której wiele razy mówiła śp. Pani Profesor Stanisława Marciniak - Gowarzewska - dla mnie Nieodżałowana, Kochana Stasia: mój Boże, ileż to spektakli i koncertów razem prześpiewaliśmy... (…)”.
Źródła:
- Grażyna Brewińska, W kręgu wokalistyki śląskiej – ośrodki i przedstawiciele [w:] I Międzynarodowy Konkurs Wokalistyki Operowej im. Adama Didura. Bytom Katowice 17-25.X.2004, wydawnictwo okolicznościowe, s. 49-50.
- Marek Brzeźniak, Stanisława Marciniak-Gowarzewska nie żyje. Primadonna i maestra [w:]
http://www.silesia.art.pl/gazeta/2007/gazeta0107.html
- Karol Rafał Bula, Być może Halka najlepsza w Polsce [w:] Twoja muza, nr 3(22), czerwiec-lipiec 2007, s. 31-32
- Jacek Chodorowski, Stanisława Marciniak-Gowarzewska 1931-2006 [w:] Trubadur 3 (44) 2007,
http://www.trubadur.pl/Biul_44/Marciniak.html
- Henryk Comte, Zwierzenia adiutanta w Belwederze i na Zamku, Warszawa 1976;
- Tadeusz Kijonka, W rytmie tradycji [w:] Stanisław Moniuszko, Halka – opera w IV aktach. Realizacja jubileuszowa z okazjo 50 – lecia Opery Śląskiej, wydanie okolicznościowe, Katowice 1995, s. 62-63,
- Katarzyna Osińska, Polskie życie muzyczne w Moskwie (1915-1916) [w:] Muzykalia IX zeszyt rosyjski 1
- Rocznik polityczny i gospodarczy, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, 1961, s. 953.
- Słownik biograficzny Teatru Polskiego 1765 -1965 ,Warszawa 1973, s. 372-373.
- Who is who w Polsce. Wydanie III uzupełnione 2004, s. 2571
-
http://www.psmgliwice.pl/absolwenci.htm
-
http://www.montes.pl/montes29/montes_18.htm
-
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/31819.html
-
http://www.twojamuza.pl/index.php?w=6&id=489&g=2
- wspomnienia własne.
Na koniec, za zgodą i dzięki wielkiej życzliwości Pani Reginy Gowarzewskiej, córki Stanisławy Marciniak-Gowarzewskiej, możecie Państwo posłuchać, jak śpiewała Bohaterka niniejszego artykułu.
http://www.youtube.com/watch?v=Qkbn5H9GKHo
Więcej utworów można posłuchać w innym miejscu na stronie youtube.
Przemysław Ponczek