Temat: Ocieplenie klimatu cd
Dominujący udział w efekcie cieplarnianym ma para wodna. Jej zawartość w atmosferze ziemskiej jest zmienna w czasie i różna nad poszczególnymi obszarami naszej planety (waha się w granicach 40% do 95%), co wynika z cyklu krążenia wody w środowisku na skutek procesów: parowania, skraplania, sublimacji i resublimacji:
Działalność ludzka ma znikomy bezpośredni wpływ na zawartość tego gazu szklarniowego w atmosferze.
cytaty z
http://edu.pgi.gov.pl/muzeum/efekt/gazy_szklarniowe.htm
Toż to dopiero idiotyzm.
O tym że ilość pary wodnej wydzielanej przez parującą wodę (np ocean )zależy od temperatury wody wiedzą nawet małe dzieci które widziały czajnik z wodą gotowaną na herbatę. Starsze dzieci wiedzą że ilość pary wodnej w powietrzu rośnie wraz z jego temperaturą. Tego uczą zdaje się pierwszy raz w szkole podstawowej, pokazując doświadczenie z zimną szybką na której kondensuje woda z powietrza.
I jak tu teraz napisać że jeśli wzrost ilości CO2 powoduje ocieplenie klimatu, a NAJWAŻNIEJSZYM GAZEM CIEPLARNIANYM jest para wodna, to działalność człowieka nie ma wpływu na jej ilość w powietrzu?
Dziwne to edu nieco :):)
Jeśli by nawet założyć że CO2 nie jest gazem cieplarnianym zupełnie, to bez wątpienia codziennie gotując wodę na herbatę dostarczamy do powietrza pary wodnej.
Oceany parując także.
Wniosek:
Im wyższa temperatura tym szybciej parują oceany, a im więcej pary w powietrzu tym bardziej wzmaga się efekt cieplarniany.
Przeciwdziałały temu normalnie lodowce.
Mogły to robić dotąd, dopóki z powodu ocieplenia klimatu duże ilości gorącego (a więc i wilgotnego ) powietrza nie napływały latem nad nie.
Bowiem gdy zaczęły napływać, wilgoć z tego gorącego powietrza kondensowała sobie zgrabnie na lodowcach, nie jak dotąd w postaci śniegu, ale w związku z większą pojemnością cieplną pary wodnej zawartej w gorącym powietrzu niż samego ciepłego powietrza, w postaci deszczu.
A ten jak wiadomo DOSTARCZA ciepła do lodu.
Jeśli takie zjawisko będzie trwać nadal, lodowce będą spływać coraz szybciej nie tylko latem, ale z wzmożonymi wiatrami także (np w alpach) zimą, gdy nawieje nad nie wilgotnego powietrza o temperaturze np 20 stopni, jak to się działo w minionych zimach koło stycznia.
Dlaczego akurat w styczniu?
To proste.
W styczniu na półkuli południowej jest lato w pełni i rekordowo wysokie temperatury.
A wzrost t z 30 do 35 stopni powoduje zwiększenie pojemności cieplnej powietrza (w tym głównie większych ilości zawartej w nim wody) o kilkadziesiąt procent.
To zaś oznacza że jeśli takie powietrze dotrze w okolice klimatu umiarkowanego, to albo:
Nastąpią tam bardzo silne (skrajnie) opady deszczu, albo katastrofalne opady śniegu.
W jednym zaś i drugim przypadku spotkanie z takim (gorącym i parnym) powietrzem suchego zimnego powietrza (o znacznie mniejszej pojemności cieplnej na metr sześcienny) spowoduje od "bąbla " powietrza gorącego np wielkości Szwajcarii nagrzanie wielokroć większej ilości powietrza zimnego do średniej z 2 temperatur.
Dawniej takie anomalie dotyczyły obszaru międzyzwrotnikowego i były znane jako pory monsunów czy jakoś tak.
Niestety teraz sięgają Europy, a sięgną i Skandynawii.
Idą ciekawe czasy.
Z latem od +15 do +40 stopni i zimami od -30 do +20 stopni, co może się zmieniać np w ciągu tygodnia czy 10 dni.
skąd to -30 stopni?
A z nad biegunów.
Powietrze poddane silniejszym ruchom, nie ma przecież ograniczeń co do kierunków.
Należy przy tym pamiętać że dla t wysokich >20 stopni co około 5 stopni C o około 20% wzrasta ilość pary wodnej w powietrzu.
Oznacza to że powietrze o t=45 stopni powinno zawierać (średnio) około 4 razy więcej pary wodnej co powietrze o t 20 stopni C.
Powietrze takie będzie miało także (z powodu pary wodnej)sporo większą pojemność cieplną.
Należy sobie bowiem zdawać sprawę że o ile w nasyconym powietrzu o t=55stopni znajduje się około 100g wody na metr sześcienny, to w powietrzu o t = 40 stopni już jedynie 50g, a w powietrzu o t =20 stopni jedynie kilkanaście g. co ma bezpośredni związek z ilością przenoszonej w parze wodnej energii. jeśli bowiem powietrze (1185) g na metr sześcienny i około 1000 j/(kg*K) pojemności cieplnej w przybliżeniu niesie w powietrzu o tej samej t (około 55 stopni) w masie 1,2 kg (masie metra sześciennego powietrza)pewną energię, to jedynie 0,1 kg pary wodnej (a więc 12 razy mniej) niesie energię ledwo 3 razy mniejszą. Ponieważ po spotkaniu się dwu mas powietrza -zimnego i ciepłego, t ich się uśredni, to opadająca woda, nie dosyć że odbierze od chmur sporą część energii, to część ta będzie rosła katastrofalnie wraz z temperaturą masy powietrza ciepłego i wilgotnego.
Dodatkowo woda przeniesie od około 4% energii (ciepła) powietrza o t początkowej 20 stopni, do około 10 % ciepła powietrza o t= 40, stopni lub 20 procent ciepła chmury o t= 55 stopni. To zaś zapewne lodowcom nie będzie służyć. Przy odpowiednio wysokiej warstwie gorącego wilgotnego powietrza i napotkania przez nią gór ośnieżonych lodowcem czyli doskonałego źródła kondensowania, opad wilgoci a z nią i ciepła może sięgać nawet powyżej 100mm wody / metr kwadratowy w ciągu pojedyńczych godzin. sto litrów wody o t= kilkadziesiąt stopni C może zaś przetopić kilka metrów lodowca w wodę.
Tak więc skrajnie jedna zwrotnikowa ulewa może stopić lodowiec na głębokość kilku metrów. Chmury nad lodowcem bowiem przepływają, a woda kondensuje tam gdzie najzimniej, więc w pobliżu górskich szczytów.Dodatkowo spływając oddaje stopniowo ciepło lodowcowi, gdyż droga po której woda spływa jest taka sama jak ta po której schodzi lodowiec.
DNie bał bym się jednak tak całkiem że w Alpach nie będzie gdzie jeździć na nartach.
Tak jak katastrofalne deszcze będą roztapiać lodowce latem, tak zimą będą je uzupełniać równie katastrofalne opady śniegu.te drugie jednak raczej w nieco niższych partiach gór, w miejscach w których stromizna pozwoli się im utrzymać. Dane do tych wyliczanek zostały zaczerpnięte wprost z tablic fizycznych.
Krzysztof Fałek edytował(a) ten post dnia 01.12.10 o godzinie 19:55