Temat: Dla krakowskich freelancerów, którzy nie chcą już...
Ojoj ile jadu w wypowiedzi Łukasza.
Ja osobiście jestem przeciwnikiem samej idei Europejskiego Funduszu Społecznego, wolałbym aby te środki były przekazywane na infrastrukturę.
Ale niestety, tak już jest, że ogromna ilość środków publicznych jest przekazywana na projekty miękkie. Z moich obserwacji wynika, że wsparcie publiczne otrzymują niemal wszystkie grupy społeczne (w tym pracownicy, bezrobotni, studenci, przedsiębiorcy), tylko nie osoby pracujące na umowę o dzieło/zlecenie, albo na wierszówkę.
Chodzi mi więc o wyrównanie szans i równe traktowanie przez państwo/UE różnych grup. Skoro tworzy się projekty w rodzaju inkubatorów przedsiębiorczości, to również zasadne wydaje mi się utworzenie publicznej "spółdzielni freelancerów". Tym bardziej, że miałoby to pozytywny wpływ na łagodzenie społecznych skutków bezrobocia - osoba bezrobotna, zamiast iść na zasiłek, miałaby możliwość podjęcia prac na zlecenia i nie frustrowania się siedzeniem w domu.
Kasia, nie chodzi mi o to, aby akurat Twoje biuro podjęło się realizacji takiego projektu. Wiem, że programy operacyjne tego nie przewidują, chodzi mi o samą ideę.
Łukasz, mylisz się, że jestem freelancerem z wyboru. Jestem freelancerem z konieczności, gdyż w zawodzie dziennikarskim, który niestety wybrałem, poza Warszawą trudno jest o godziwe zatrudnienie na etat/zlecenie. Tak jak już pisałem, całe szczęście, że pracuję dla prestiżowego ukraińskiego tygodnika, który płaci mi w miarę godne pieniądze i stałą stawkę miesięczną, bo z samych artykułów w polskiej prasie bym nie wyżył. 50 zł to stawka, którą Gazeta Krakowska płaci za taki tekst:
http://dabrowatarnowska.naszemiasto.pl/wydarzenia/1030...
Tekst wymagający znajomości tematu ochrony środowiska, odbycia kilku spotkań i kilkudniowego researchu. Podobnie jest w innych mediach.
OK, ja oczywiście szukam innej, etatowej pracy, podejmuję studia podyplomowe, uczę się języków obcych itp., ale obecnie w czasie kryzysu mam dwie alternatywy: zgodzić się na warunki dyktowane przez oligopole prasowe (czyli te 50 zł za tekst), siedzieć po nocach i dorobić te kilkaset złotych miesięcznie, lub nie robić niczego i narzekać.
Łukasz, może w Twojej branży jest lepiej, ale krakowscy dziennikarze naprawdę nie mają co do zasady możliwości negocjowania stawek. Piszesz dla takiej "Gazety Krakowskiej" czy "Dziennika Polskiego" i godzisz się na ich upokarzającą wierszówkę, albo nie piszesz wcale i wypadasz z rynku. Nie muszę dodawać, że prowadzi to do zubożenia i tabloidacji dziennikarstwa, gdyż w zawodzie pozostają ludzie piszący "na ilość" i byle jak - gdyż aby przeżyć, trzeba napisać 3 artykuły dziennie i nie da się zrobić tego porządnie.