Temat: Zgłaszam nowego właściciela grupy
Leszek Kulaszewicz:
Piotr S.:
Zdaję sobie sprawę, iż w historii było wiele prób określenia pojęcia wiary i religii. Osobiście znajduję punkt odniesienia w określeniu, które poznałem przed laty w teologii moralnej:WIARA TO ODPOWIEDŹ CZŁOWIEKA NA PEŁNE MIŁOŚCI OBJAWIENIE SIĘ BOGA WRAZ Z PRZYJĘCIEM WSZYSTKICH KONSEKWENCJI, JAKIE TO OBJAWIENIE NIESIE.
RELIGIA - z etymologicznego punktu widzenia to sposób wybrany przez człowieka dla dawania owej odpowiedzi. Stąd badacze zjawiska religii jako indywidualnej bądź zbiorowej relacji do Boga/bóstwa /wskazują na wyższe bądź tzw.niższe formy religijności.
Teraz dopiero mozna dyskutować co jest wyższą, a co niższą formą.W toku lektury Objawienia / tak bibliści nazywają jednym słowem całą treść Biblii /poznaję, co w religijności człowieka jest podyktowane wolą samego Boga Jahwe czy Chrystusa. Nauka Kościoła ma za zadanie ciągłą refleksję nad Ta wolą i poszukiwanie mozliwie najdoskonalszych form jej spełniania adekwatnie do czasów, w których żyje człowiek.Wszystko inne, a zatem pojedyńcze postawy religijności są już tylko prywatnym świadectwem. Z pewnością przykłady, które wskazaliście z życia np. codziennych katolików nie zawsze wskazują na wyższą formę religijności. Całe szczęście z opisu stworzenia i Objawień Boga wnioskujemy, że w czasach Kościoła tj.Nowego Przymierza nie ma mowy o tzw odpowiedzialności zbiorowej. Tylko indywidualna.Fakt, że utożsamiam się ze społecznością, która podziela to samo pojęcie wiary nie implikuje obowiązku przyjmowania odpowiedzialności za brzemię czyjegoś grzechu . Grzech jest zawsze plamą, skazą, powoduje bliznę w pamięci, ale niczegonie zmienia w uzdolnieniu patrzących nań do wiary-odpowiedzi pieknej i prawdziwej.Dlatego mowa o osłabieniu wiary pod wpływem czyjegoś grzechu nie wydaje mi się słuszną. Jesli tak, to prawdopodobnie ten, kto tak twierdzi myli wiarę ze zwykła filozofią, swiatopoglądem, który może osłabnąc w swej argumentacji- zazwyczaj nie do końca dopracowanej, jesli stworzonej na bazie czystego ratio.Sam doświadczyłem tego wielokrotnie na sobie - tam, gdzie mowa o Bogu, wieczności- tam rozum musi uklęknąc w pokorze wobec pytań na które nigdy nie znajdzie odpowiedzi, bo przekraczaja one jego czaso przestrzenne możliwości.Dlatego w moim odczuciu wielką pomocą w tworzeniu własnej postawy wiary i jej przejawów w religijności jest zawsze postawa uniżenia przed Bogiem.To jest dla mnie gwarantem otrzymania nieprzewidywalnej przez rozum formy łaski- działania samego Boga. Wtedy zmienia się spojrzenie i na ludzi. Nie razi słowo Chrystusa:"Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni", bo postrzegam je jako pomocną uwagę wzmagającą mój respekt wobec godności i piękna każdego- czasem bardzo innego człowieka. Czasem wiara pobudza mnie do niepopularnych zwrotów typu:"błądzisz", których tez bać się nie wolno zwłaszcza, gdy mówione są z miłością i troską o człowieka. Jęsli więc dyskutujemy o religijności ludzi, to czy wtedy, gdy jest ona niedoskonała, można ich oskarżać, gdy nie ma świadomości wiary, ale tylko przyzwyczajenie? A może jest jeszcze zwykła Bojaźń Boża przyćmiewana brakiem świadoności i zwykłą bezmyslnością w parze z odrętwieniem, jako skutkiem lenistwa w kształtowaniu sumienia?
Czyli najpierw Bóg się objawia. (to już się stało w postaci Syna Bożego chodzącego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego na Ziemi)
Potem pojawia się wiara. (czyli albo wierzymy, że on był Synem Bożym i zrobił co zrobił, albo nie)
Wreszcie odpowiadamy na wiarę szukając sposobu jej wyrażania (sposób dawania odpowiedzi na Objawienie się Boga) I w tym momencie wybieramy religię.
Uprościłem to nieporadnie (bo to dość trudny ciąg logiczny), ale jeżeli w miarę poprawnie to mam dwa pytania:
1. Co poradziłby ksiądz człowiekowi, który zachowuje wiarę, ale odrzuca religię uznając, że we własny sposób odpowie na Objawienie się Boga (indywidualny - bez instytucji)?
2. A co poradziłby ksiądz człowiekowi, który utracił wiarę, ale zostaje przy religii?
Z góry dziękuję.
LK
Często wracam w swoim życiu do sylogizmu św.Augustyna zawartego w trzech słowach:POZNAĆ-WYBRAĆ-UMIŁOWAĆ.
Poznanie Objawienia rodzi wiarę, czyli prowokuje do odpowiedzi na miarę poznania, stąd różna ta wiara. Zależy to także od uwarunkowń poznania / nie zapominajmy o niewiedzy zawinionej, która jest wyborem woli/Gdy cos poznam, zaczyna mnie to fascynować do tego stopnia, że przyjmuję za swoje, które zaczynam miłować, głosić itd.
Nie obwiniam ludzi, którzy nazywają siebie wierzącymi chrześcijanami odrzucając Instytucję Kościoła.To wynika z ich poznania. Najtrudniejszym jest odpowiedź na pytanie: kto wpłynął, ewentualnie zawinił w tym, że to poznanie jest wykrzywione, niepełne. Kościół po zbadaniu Ewangelii sformułował zasadę: Extra Ecclesiam nulla salus"(Poza Kościołem nie ma zbawienia) tzn.nigdzie w sposób tak pełny jak w Kościele Apostolskim człowiek nie odnajdzie bliskości Boga, co nie oznacza, że owa bliskość nie jest dostępna w innych wspólnotach. Owszem, ale nie w takiej pełni łask.Wierzę w to i nad tym nie dyskutuję. Poparciem dla mnie są liczne objawienia Chrystusa i dusz czyśćcowych, które odpowiadają na pytania odnośnie cierpień czyśćcowych np.Protestantów.
Odpowiadająć na dwa pytania:
1/ Stara zasada etyki chrześcijańskiej brzmi:"działaj zawsze z sumieniem pewnym", czas pokaże, czy działasz dobrze. Jeśli ktoś jest przekonany co do swej postawy i nie ma żadnych wątpliwości, należy to uszanować i widzieć w nim brata-Dziecko Boże.Najpiekniejszym jest własne świadectwo umiłowania Tego, co poznałem bez zbędnych dyskusji i przekonywań. To wyraz miłości człowieka. Pozwólmy mu byc wolnym. Może czas przyniesie pełniejsze poznanie.
2/Ten drugi jest poważnie chory.Zdrewniało mu sumienie. Z doświadczenia wiem, że odejście od wiary jest skutkiem wewnętrznego bałaganu w sercu skrzętnie ukrywanego przed światem i zagłuszanego w samym sobie. Potrzeba mu chwili szczerości wobec samego siebie. Jeśli odpowie szczerze czym była wiara, którą postrzega jako utraconą , zobaczy też na ile było w tym jego winy.Bez szczerości, która jest bolesną, bo wymaga rezygnacji z ego nie ma mowy o uleczeniu. Taka postawa trwania w rozbiciu wewnętrznym nie da człowiekowi żyć spokojnie. Kiedyś spotkałem się z takim wypadkiem człowieka, który 60 lat żył w ten sposób; jako religijny, ale niewierzący. Nie wytrzymał. Oczyszczenie przyszło późno-przed smiercią. Czasem zmiana postawy przychodzi pod wpływem ludzi, znaków, wydarzeń. Potrzeba czasu. Na pewno radziłbym jedno - bądź konsekwentnym, tj słuchaj swojego sumienia, ale bądź wolny.