Temat: Zgłaszam nowego właściciela grupy
"Czym jest spowiedź i żal za grzechy"?
Anno,
"Czym jest spowiedź. Tu nie chodzi o poinformowanie Boga o swoich grzechach, ale o oddanie Mu tego wszystkiego, co nas od środka wypala, niszczy, degraduje. Ważne jest moment nazwania po imieniu, zwerbalizowanie zła tkwiącego w nas i oddania go Bogu. Zwykle w codziennym życiu nie ma okazji ku temu, co sprawia, że zacierają się kryteria, zakamuflowany grzech niszczy relacje osobowe, zanika granica pomiędzy dobrem i złem. Spowiedź nie jest jednak spotkaniem, które można porównać do analogicznego spotkania terapeutycznego np. w gabinecie psychologa. Niezwykle ważna jest tutaj świadomość, że przychodzi się do Miłosiernego Ojca. Istotne jest nie tylko świadomość, co się dzieje, ale też ta: do kogo przychodzę? Kogo spotykam?...
Skąd się wzięła spowiedź i czy trzeba się spowiadać? - Trzeba, bo tak nakazał Jezus, dając Apostołom (co oni przekazali swoim następcom, kapłanom) władzę odpuszczania grzechów: "Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a komu zatrzymacie, są im zatrzymane". Zauważ, aby zdecydować o odpuszczeniu lub nie - trzeba znać te grzechy, bo tego nie da się zrobić "w ciemno"...
Po drugie, wynika to ze skutków grzechu. Otóż według Pisma Świętego Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa i grzech nie tylko rani grzesznika, ale też Kościół, bo każdy jest częścią jego organizmu. Dlatego w pierwotnym Kościele grzesznik wyznawał swoje grzechy publicznie, przed całą wspólnotą. Nstepowało oczyszcenie wzajemnych realcji. Potem, z troski o dobre imię tegoż grzesznika, pozostawiono jako przedstawiciela Kościoła tylko księdza, który wysłuchiwał jego wyznania i udzielał rozgrzeszenia, zachowując absolutną tajemnicę spowiedzi. Tak zostało do dzisiaj. Po trzecie: spowiedź to wielkie wydarzenie w życiu człowieka, bo pomaga mu zachować pewien porządek świata, daje łaskę Bożą, daje wewnętrzną wolność – wystarczy przypomnieć sobie, jak lekko jest i ile budzi się w nas dobra, kiedy wstajemy z klęczek od konfesjonału po dobrze odbytej spowiedzi."
ks. Paweł Siedlanowski