konto usunięte
Temat: Problemy z ojcem
Witam. Jestem w strasznym dołku i czuję się całkowicie bezradna, szukając jakiegokolwiek rozwiązania trafiłam tutaj, mam nadzieję, że w jakimś stopniu ta grupa mi pomoże.Mam 18 lat i jestem w klasie maturalnej. Odkąd pamiętam z moim ojcem były same problemy - zawsze o dosłownie wszystko miał i ma nadal pretensje. Że światło nie zgaszone, że ręcznik źle powieszony, że mam bałagan w pokoju, że koszyk z drewnem do kominka źle postawiony, że jeden włos został na umywalce, że wiecznie siedzę w pokoju przed komputerem (bo książki bądź zeszytu już nie zauważa, a nie może zrozumieć, że z komputera słucham muzyki i dlatego jest włączony), że rower do garażu nie w prowadzony. Wiem, że te przykłady nie są zbyt przekonujące i można powiedzieć, że każdy ojciec jest taki w pewnym stopniu, ale nie potrafię tego inaczej przedstawić. Spróbuję konkretniej: kiedyś, miałam wtedy około 11, 12 lat a mój brat miał lat 4 albo 6 bawiliśmy się na podwórku - ja jeździłam na rowerze a on próbował mnie dogonić na takim małym gokarcie. Po skończonej zabawie zapomnieliśmy wprowadzić roweru i gokarta do garażu. Siedziałam na górze w swoim pokoju z mamą i bratem, kiedy nagle na dole drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i słyszę, że coś dziwnego się dzieje. Ojciec przyniósł do mojego pokoju (na górę!) rower i gokarta, nawrzeszczał na nas, że w końcu nauczymy się wprowadzać je do garażu i rzucił mi rower na łóżko, na którym siedziałam ja i mama. Przez kilka lat na ścianie miałam ślad opony.
Kolejnym przykładem może być sytuacja, kiedy byłam w 3 klasie gimnazjum. Szykowałam się do próbnego egzaminu gimnazjalnego i chciałam ładnie wyglądać, więc siedziałam w łazience 10min dłużej niż zawsze. Ojciec zapytał się, kiedy wyjdę, odpowiedziałam, że nie wiem, niedługo. Wpadł w furię! Zaczął wrzeszczeć, że mam wyjść, bo mój brat ma wejść w tej chwili (od zawsze go faworyzował i nadal to robi) bo się spóźni do szkoły (moje gimnazjum i jego podstawówka były w tym samym budynku, mama zawsze zawoziła nas razem i to dość wcześnie, więc mieliśmy jeszcze spory zapas czasu mimo, że się w łazience trochę zasiedziałam). Otworzył drzwi, wyrwał z kontaktu prostownicę i wypchnął mnie z łazienki, wpadłam na ścianę. Mogłam się poparzyć. Nie odzywał się wtedy do mnie 7 miesięcy.
Największym problemem są pieniądze. On ma ich dużo, bardzo dużo. Kiedy potrzebuje ich na własne potrzeby nie ma problemu - coroczne wyjazdy do Norwegii na ryby na dwa tygodnie, wakacje w Egipcie, Maroku, Meksyku, na Kubie dla całej rodziny, fajki za 500zł, akcesoria do fajek po 600zł które co i rusz przychodzą, jakieś kombinezony na ryby po kilka tysięcy. Moja mama nie pracuje, wobec czego ojciec nie chce jej dawać pieniędzy bo uważa ją za nieroba. Mama chodzi w starych ubraniach sprzed 10, 15 lat, musi się prosić o każde 50zł na paliwo czy na jakieś zakupy na obiad, które ojciec jej daje z ogromną niechęcią. Mój brat dostaje kasę na wszystko, czego chce, nawet na komunię dostał quada. Ja niby też nie miałam problemu z braniem od ojca pieniędzy, ale prawie zawsze musiałam się nasłuchać że on już pieniędzy nie ma, chociaż ma ich naprawdę w brud. Z mamą musiałyśmy nauczyć się kombinować - coś kosztowało 50, mówiłyśmy mu, że 60 i w ten sposób 10zł miałyśmy w kieszeni. I tak często na każdej złotówce. Bywają tygodnie bądź miesiące, kiedy ojciec nie wiadomo skąd przestaje się do mamy odzywać. Wtedy idą w ruch skombinowane pieniądze, a kiedy się kończą, mama musi pożyczać.
Nie mogę patrzeć na to, jak ojciec odnosi się do mamy. Uważa ją, jak już napisałam, za nieroba, mimo że to ona robi wszystko w domu a on całymi dniami się opieprza na kanapie przed telewizorem bądź komputerem (pracuje jedynie w weekendy). Mama sprząta u psów, pali w piecu, gotuje codziennie wymyślne obiady, sprząta w całym domu, daje psom jeść, pali w kominku, musi nosić ciężkie drewno z szopy która jest kawałek od domu... Robi po prostu WSZYSTKO, a ojciec nie pomaga jej dosłownie w NICZYM. Staram się jej pomagać jak mogę, ale i tak na niewiele się to zdaje.
A teraz do meritum: nie pisałabym tego, nie szukałabym pomocy, jakoś byśmy z mamą kombinowały tak jak do tej pory, z tym że w wigilię wynikła sytuacja która postawiła mnie pod ścianą. Na wigilii u mnie jest zawsze 12 osób - moja czteroosobowa rodzina plus rodzina ze strony mamy. Po kolacji wigilijnej przyszedł czas na ciasto, kawę i herbatę, zajęłam się tym ja z siostrami ciotecznymi. Ojciec powiedział, żebym mu pierwszemu kawę zrobiła bo chce do fajki. Wstawiłam wodę, zalałam herbaty i na śmierć zapomniałam o tej kawie. Ale nie myślałam, że wynikną z tego takie konsekwencje. Jeszcze gdzieś w międzyczasie były pretensje do mamy o źle postawiony koszyk. Po wigilii ojciec się wściekł. Ja już byłam na górze, więc nie słyszałam wszystkiego, ale zrobił mamie awanturę o ten koszyk i o to, że ja nie zrobiłam mu tej kawy. 'Wszyscy ważniejsi tylko nie ojciec' itp. Od tego czasu się do mnie i do mamy nie odzywa. Powtórzyła się sytuacja z gimnazjum. Z tym, że teraz mam większy problem - mam maturę, chodzę na korepetcje z matematyki i angielskiego, łącznie 3 razy w tygodniu po 50zł. Dzisiaj miałam dwie godziny matematyki i powiedziałam ojcu, żeby dał mi 100zł, na co on, że nie słyszy mnie tak jak ja nie słyszałam jego. Powtórzyłam, cisza. Powiedziałam, że w takim razie zrezygnuję z korepetycji i matury z matematyki nie zdam, to stwierdził, że 'gówno go obchodzi moja matura i to, czy ją zdam czy nie, bo on wie, że już ode mnie pomocy nie dostanie w życiu i mogę sobie robić co chcę'. Ręce mi opadły. To nie jest najgorsze co usłyszałam, bo już dwa razy stwierdził, że mnie wydziedziczy. Najgorsze jest to, że wiem, że mówił to całkiem poważnie. Teraz nawet jeśli bym go przeprosiła za tę nieszczęsną kawę stwierdziłby, że przeprosin nie przyjmuje, bo nie są szczere bo potrzebuję pieniędzy.
Nie wiem co mam robić. Ostatnio biorę od niego pieniądze jedynie na korepetycje i wydatki związane ze szkołą czy studniówką, ale teraz nawet na to nie będzie mi dawał. Mam trochę pieniędzy, które uzbierałam od rodziny na osiemnastkę, ale przy 150zł tygodniowo niedługo się skończą, poza tym chciałam je odłożyć i wyjechać na wakacje.. Pomyślałam o pracy w domu weselnym. Wiem, że bym ją dostała i zarabiałabym nieźle, ale mam problemy z kręgosłupem i po kilku godzinach na nogach muszę godzinę poleżeć, bo mnie boli. Nie przeproszę ojca na pewno, już zbyt wiele razy dawałam mu satysfakcję.
Co mam robić?
Przepraszam że tak długo, ale chciałam jak najdokładniej nakreślić sytuację..