Gośka
J.
Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...
Temat: Potrzebuję obiektywnej rady
Ech...postanowiłam założyć ten temat, bo mam problem. To znaczy do teraz nie sądziłam, że to jest w ogóle jakiś problem. Podchodziłam do tego w sposób naturalny i uważałam, że to jest ok. Jednak dzisiejszego dnia stało się coś dla mnie bardzo przykrego i bardzo to mocno przeżyłam, choć z reguły rzadko cokolwiek emocjonalnie tak przeżywam. Wszystko staram się sobie tłumaczyć rozumowo i staram się do wszystkiego podchodzić jak najmniej emocjonalnie a jak najbardziej obiektywnie.Jedyną rzeczą, która wywołuje u mnie emocje jest moja rodzina: siostry, rodzice, dzieci itd...
Ale wracając do głównego problemu. Godzinę temu dotarła do mnie wiadomość, że moja siostra, młodsza o dwa lata, wzięła ślub w Sopocie. Dowiedziałam się o tym po fakcie, co wyprowadziło mnie z emocjonalnej równowagi. Nawet nie potrafię wytłumaczyć mojego wzburzenia, gdy dotarło do mnie, że i ja i nasza najmłodsza siostra nie zostałyśmy na ten ślub zaproszone nie mówiąc o naszych rodzicach. Oczywiście, jak się możecie domyślić, od razu skontaktowałam się z moją siostrą oraz z jej ponoć mężem i oboje potwierdzili ten fakt.
Kasia była wielce zdziwiona moją negatywną reakcją na zaistniałą sytuację. Tłumaczyła mi, że w końcu w Stanach wiele osób tak robi i nikogo to nie dziwi i że ja mam problem skoro podchodzę do tego tak śmiertelnie poważnie.
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć, bo próbowałam po prostu zrozumieć jej tok rozumowania, ale nie rozumiem.
Problem jest natomiast taki: jestem osobą tradycyjną i konserwatywną. Nie uznaję tego typu zachowań, które po prostu ugodziły mnie. Pod wpływem emocji powiedziałam siostrze, że nie ma się u mnie pokazywać. Jestem jej siostrą, matką jej chrześniaka, siostra uczestniczy w naszym życiu, mamy codzienny kontakt, na ślubie była moim świadkiem, jest chrzestną mojego syna, zaprosiłam ją do naszego życia i traktuję ją jak członka mojej nowej rodziny rodziny. Wytłumaczyłam jej, że zabolało mnie to, co zrobiła i że mój system wartości nie pozwala mi pochwalić takiej sytuacji.
Wychowali mnie dziadkowie w dyscyplinie i sztywnych zasadach. To, że duo akceptuję i toleruję i że staram się każdego zrozumieć pomimo różnic, to efekt mojej ciężkiej wieloletniej pracy nad sobą. Jednak nie jestem ani Bogiem ani aniołem i nie potrafię zaakceptować zaistniałej sytuacji. Na chwilę teraźniejszą jest ona dla mnie zbyt bolesna. Siostra mi odparła, że ja mam problem, że zawsze byłam zbyt poważna i że to nie są czasy na tego typu zasady moralne.
Ja uważam, że w moim przekonaniu mam prawo czuć się zawiedziona, ale sama już nie wiem, czy nie przesadzam. Może faktycznie robię problem tam, gdzie go nie ma?
Wiem, że siostra nie chce widzieć na ślubie naszych rodziców i to staram się zrozumieć, choć też nie do końca potrafię, bo uważam, że jakaś kultura oraz przyzwoitość w stosunku do rodziny powinna istnieć. Ale kompletnie nie rozumiem, czemu ja i Ewa zostałyśmy w ten sam sposób potraktowane, mimo że na to nigdy nie zasłużyłyśmy. Między nami jest duża więź, pomagamy sobie nawzajem i zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć tego, co się stało. Nie potrafię zrozumieć, jak mężczyzna, wykładowca uniwersytecki, może tak się zachować w stosunku do własnych szwagierek.
A gdybyście byli na moim miejscu to czy byście podeszli do tego bez problemu, czy też by Was to uraziło? Co myślicie? Może moje zasady są nie na czasie, może faktycznie nie ma, co się tak trzymać ich?