Mirosław Nowakowski

Mirosław Nowakowski pracownik naukowo-
dydaktyczny, UWM
Olsztyn

Temat: Pomóżcie mi to zrozumieć, proszę...

Moja historia jest taka.
Poznałem kobietę na necie, na jednym z portali.. Ale od początku była jakoś inaczej. Chłodno, z dystansem. Dała swoją fotkę, ale miała w oczach smutek. To widać i czuć. Ooooo, tak, mam morze empatii.
Pisaliśmy jakieś półtora miesiąca. Z maila na maila była mi coraz bliższa. Te same wartości, treści, spojrzenie na życie... zaczynało mi na niej zależeć.
W necie miała napisane wiek i stan cywilny. I żyłem w tej świadomości. Ale coś mnie tknęło, by spojrzeć w net. Tam znalazłem jej drugi profil. Nie wiem, może miała i inne.
Miała inny wiek w nim, inny stan cywlny. Okłamała mnie już na początku. Zabolało. Wywaliłem swoją złość.
Mam taki feler, że od razu daję kredyt zaufania. I co kto z tym zrobi, to juz jego sprawa. Ale po jej kłamstwie wdarła się nieufność i podejrzliwość....
Nie odzywałem się kilka dni. Powiedziała prawdę. Ale i tak nie wiem, czy była to prawda. Że lat miała tyle i tyle, ze mężatka, a mąż ją rzucił kilka miesięcy po ślubie i odszedł do innej... Mówiła, że porzucił ją rok temu. I mówiła, że ma to za sobą. Myślałem, że jest gotowa...
Oki, dałem jej szansę. Kolejną. Tłumaczyła, że chciała się dowartościować, gdy coś ktoś miłego powie, potrzebowała tego. Bo mąż odchodząc zabrał jej wszystko, godność, dumę, wartość.. Tak, spotykała się z facetami, ale - jak mówiła - chcieli tylko ja złapać za tyłek.
Pisaliśmy, planując spotkanie. Potem wymieniliśmy nr telefonów. Były esy, miłe. Kilka razy tylko pomyliła moje imię.
OK, takie koszty netowych znajomości.
Fakt, miałem opory do spotkania, jak dla mnie za młoda była, taka różnica wieku mnie przerażała. I bałem sie tego, że nie jest gotowa na cokolwiek, że jest z nim, ze wciąż go kocha... Przed spotkaniem kilka dni pocieszała znajomą, bo facet ją rzucił. Dziwnie było.
Ale spotkaliśmy się. Bałem się. Jednak było cudownie. Ale pod koniec dostała esa i musiała iśc. Znów koleżankę pocieszać.
Było ok, ale nazajutrz wieczorem życzyłem jej dobrej nocy, i chciałem zadzwonic. Dostałem od niej esa, ale brzmiał tak, jakby nie był do mnie.
Powiedziałem jej w esie, czy ten es był do mnie, bo to dość dziwne kilka dni i nocy z rzędu pocieszać koleżankę. I czy nie chodzi o faceta... zarzuciła mi podejrzliwość. Ale jak miałem nie być?
Wiem, to głupie, co zrobiłem. Ale miałem toxyczny związek, i moja ex mnie zdradziła. Zaufanie mam, daję kredyt zaufania. Ale zaufanie to coś, to wartość, którą zdobywa się z czasem, z wydarzeniami, sytuacjami.
Przepraszałem ją, wybaczyła.
Wciąż powtarzała, bym jej zaufał. Ale trudno mi było zaufać, zwłaszcza gdy od początku wychodzą niejasności... i kłamstewka.
Powiedziałem jej co i jak w mym życiu było, by miała świadomość. Powiedziałem jej o mej ex, o toksycznym związku, który mnie niszczył i zabijał, o zdradzie... Powiedziałem też, że tak czy siak to na mnie wpłynęło. I że pracuję nad tym. Problem w tym, że byłem głodny po mej ex...uczucia, bliskości, ciepła, normalności... A ja rzuciłem się na nią jak głodny pies. Esy, telefony, maile... chyba za dużo wyszło tego. Może się wystraszyła. Wspomniała, że nie chce niczego kończyć, że chce utrzymać kontakt i byśmy zwolnili, bo nie była gotowa.

Po jakimś czasie, przypadkiem dowiedziałem się, że jest inaczej nawet z jej rozstaniem z ex. Wiem, to jej prywatność, nie mogę oczekiwać, by się spowiadała. Ale mogła powiedzieć, zrozumiałbym, zaakceptowałbym. Nie rozstali się rok temu. Rok temu mieli dopiero ślub. Porzucenie miało miejsce kilka miesięcy przed naszym poznaniem... Nie wie, dlaczego to zataiła. Na początku mówiła, że chciała się dowartościować. I zastanawiam się, czy kiedykolwiek by mi powiedziała prawdę. Wprowadzała mnie w błąd, świadomie, z rozmysłem.

Do tego jej ex jakby sobie o niej przypomniał. Nagle się pojawił, chciał do niej wrócić. Potem ją wyzywał, szmacił, a ona do niego szła. Pomiatał nią, poniżał, wyzywał.... Gdy się pojawiał, czar pryskał, stawała się lodowata, wroga, obca, wyżywała się na mnie.
Potem przypadkiem dowiedziałem się, że nie rozstała się w takim czasie, co mówiła... Okazało się, że rok temu miała dopiero ślub, a porzucenie w lutym.... Jak dla mnie świeża, za świeża... obolała, cierpiąca. Okłamała mnie, by wykorzystać.
Ja też miałem problemy z moja ex. Nie mogłem się jej pozbyć z mego domu.

Potem zniknęła na kilka dni. Zero kontaktu. Gdy na początku września był u niej ex, zażądał rozwodu z orzeczeniem o winie. Mówiła, że to ona pierwsza złożyła wniosek o rozwód.
Od tamtej pory urwała kontakt, zablokowała mój nr tel, tylko jakieś oschłe maile. Na początku, ok, przepraszała, ale chciała być sama, przemyśleć to. Wspierałem ją jak mogłem, ale nie wiedziałem jak, bo nie mam bladego pojęcia o rozwodach... Wspierałem ją jak moglem, nie wiem, może nieudolnie. Ja naprawdę myślałem, że jest tak, jak mówiła, że ma to już za sobą... Ale z miała na maila... Jakby była coraz dalej... Potem pisała mi, że się mnie boi, i że ją przytłaczam.
Tak, mam znajomych po i w trakcie rozwodów, ale to nie wymagało ode mnie takiego zaangażowania. Nie wiem, jak to jest. Mam znajome, które się rozsypały po rozwodzie. Ja po rozstaniu ( nie, rozwodu nie było ), dochodziłem do siebie długo...

Nie wiem, co myśleć. Jak zniknęła, bałem się, że coś złego je się stało, albo, że on jej coś zrobił. Były też i myśli, ze wrócili do siebie i będą próbować. I była też i myśl, że albo chciała się mnie pozbyć albo ma kogoś innego.

Dziś nie wiem nic.

Po co kłamała? Po co oszukiwała? Po co mnie w to wplątywała? Gdybym wiedział co i jak od początku, że ma lat tyle i tyle, że mężatka, że świeżo porzucona... nie, nie zwiałbym, ale miałbym tę świadomość w czym jestem i na czym stoję, wiedziałbym, co ją czeka i jak się do tego przygotować, jak zareagować...

Teraz milczy od trzech tygodni.