konto usunięte
Temat: Pomocy, rozwód czy nie?
Witam,Bardzo proszę o pomoc. Potrzebuję obiektywnej oceny sytuacji, która być może pomoże mi podjąć chyba jedną z najtrudniejszych życiowych decyzji jaką jest separacja i rozwód.
Mój mąż, z którym jestem już 18 lat to człowiek, który za słuszny i jedyny uznaje swój sposób życia i postępowania. U niego nie ma kompromisów, jest albo czarne albo białe. Białe to on i wszyscy, którzy postępują tak jak on a czarne to cała reszta, która chciałaby żyć trochę inaczej. Mój mąż to generalnie dobry człowiek, pracowity, nie pije (całkowity abstynent), nie pali, nie przeklina, nie krzyczy, nawet nie podnosi głosu, chodzi co niedziela do kościoła, jest bardzo dobrym ojcem, jest oszczędny aż do przesady, jak może to pomaga innym. Cudowny prawda? Ale…..
Właśnie to ale…. Mój mąż na początku związku naszego związku był człowiekiem wydawałoby się towarzyskim, miał przyjaciół z którymi się spotykał i fajną rodzinę, która twierdziła, że dzięki mnie się zmienił, że stał się towarzyski. Wydawało mi się to dziwne bo dla mnie był on człowiekiem bardzo kontaktowym i dużo lepiej radzącym sobie w towarzystwie niż ja. Na początku naszej znajomości okazywał mi miłość, klęczał u moich nóg, mówił, że mnie kocha, nazywał mnie aniołkiem. Niestety po ślubie stopniowo wiele się zmieniało. Przestaliśmy się spotykać ze znajomymi, mój mąż nie cierpi mojej rodziny (we wszystkie święta spędzamy przynajmniej jeden dzień osobno, gdy ja jadę do mojej rodziny, moja rodzina u mnie nie bywa bo jest delikatnie mówiąc niemile widziana). Mój brat twierdzi, że stracił siostrę, mama to po cichu przeżywa. Jesteśmy też skłóceni z jego bratem, swojej mamy też chyba po prostu nie szanuje albo najzwyczajniej w świecie nie kocha, choć jeździ do jej domu, który nam przepisała i każe jej żyć tak jak on uważa za słuszne nie zdając sobie sprawy, że człowiek się nie zmienia w wieku 70 lat. Robi to wszystko w imię jej dobra…. Czyli jedyna moja rozrywka to odwiedziny u mojej mamy. Czasami spotkam się z koleżankami z pracy ale mam wtedy wyrzuty sumienia, bo wiem, że mąż mi nie ufa (choć nie ma do tego powodów ale on uważa, że ma, bo miałam przed nim jednego chłopaka i mam wrażenie, że on jest o niego cały czas zazdrosny), których nie powinnam mieć i boję się, że pomiędzy nami będzie gorzej tak jak bywało to kiedyś, że nie odzywaliśmy się do siebie tygodniami a nawet miesiącami (mój mąż jest dobry w te klocki, może żyć sam z sobą wieki).
Kolejna rzecz to jak to nazwałam, pustynia emocjonalna. Mój mąż nie okazuje mi już żadnych uczuć. Nie przytula mnie (nawet nie dotyka), kochamy się raz na jakieś 3 miesiące, nie pamięta o moich urodzinach, imieninach, nie kupuje mi prezentów (dostałam dwa na początku naszej znajomości) ani kwiatów, nie pamiętam kiedy usłyszałam, że ładnie wyglądam. Jak miałam stłuczkę samochodową to byłam w jakimś szoku , cały czas płakałam (jechałam ze swoim 2 letnim synkiem), nawet policjant mnie uspokajał choć to była moja wina, a mój mąż podszedł tylko do naszego syna, mnie nawet nie przytulił i wściekał się, że rozwaliłam chłodnicę. Niedawno umarł mój tata. Mój mąż mnie nie przytulił, nie spytał czy w czymś mi pomóc, zostałam z tym sama. Kiedyś jak z nim rozmawiałam, prosiłam, płakałam, tłumaczyłam to mówił, że się zmieni, ale trwało to dosłownie kilka dni, do pierwszej kłótni i kolejnych cichych dni. Pewnego dnia oznajmił mi, że on po prostu taki jest, że nie umie okazywać uczuć, że matka go tego nie nauczyła i że on nie widzi nic w tym złego, że jemu jest tak dobrze i nie musi pamiętać dat moich urodzin i imienin. Gdy mu mówię, że już nie mogę, że nasz związek nie ma sensu, że musimy coś zmienić to on mówi, że jemu jest dobrze i że to ja po prostu chcę innego życia i nie chcę z nim być. Kiedyś proponowałam, żebyśmy poszli do poradni, ale on nie chce, uważa że psycholodzy to naciągacze i szarlatani.
Dodam tylko, że co do okazywania miłości to mój mąż nie ma z tym problemów z naszymi dziećmi, kocha je bardzo mocno i potrafi je przytulić i pocałować. Nie miał tez problemów z okazywaniem uczuć pewnej pani, którą spotkał na swojej drodze życia gdy nasze pierwsze dziecko miało 2 lata.
Nie wiem co robić. Najważniejsze w życiu jest dla mnie dwójka moich dzieci. Czy mam prawo rozchrzaniać ich życie tylko dlatego, że czuję się niekochana i nie mam życia towarzyskiego?
Dodam, że mój mąż poza tym to dla wielu kobiet mąż idealny. Robi zakupy, pomaga w porządkach, nie czepia się jak nie ma obiadu, nie podnosi głosu, zajmuje się dziećmi . Robi to o co pewnie 80 % kobiet walczy ze swoimi mężami. Tylko, że on jest tak obok, nic więcej. Nauczyłam się z tym żyć, już nie płaczę (no może czasami po cichu, bo wiem, ze jego i tak to nie rusza a mi się przydaje do rozładowania emocji), staram się polegać tylko na sobie, dostosowałam się do jego sensu życia. Mój mąż nie widział mnie nigdy pod wpływem alkoholu a nie jestem abstynentką, ale wiem, że gdyby mnie taką zobaczył to pewnie by mną gardził do końca życia bo tego nie toleruje. Tak jak mówiłam, nie ma kompromisów, czarne albo białe, szarości dla niego nie istnieją i albo się dostosujesz albo……
Staram się ale czasami mam wrażenie, że już dłużej nie wytrzymam, że uduszę. No i perspektywa starości z nim….
Nie wiem czego chcę. To znaczy wiem, chciałabym, żeby on się zmienił, ale wiem, że tak się nie stanie. Chciałabym, żeby moje dzieci wychowywały się w pełnej rodzinie. Boję się, że je skrzywdzę, że nie dam sobie sama rady, że jak będę w połowie rozwodu a on do mnie podejdzie i zacznie mnie przepraszać to się złamię bo tak przecież jest łatwiej. Kwestie finansowe, mieszkaniowe. To wszystko jest jedną wielką masakrą. Nie wiem czy będziemy potrafili zachować się jak cywilizowani ludzie i jak bardzo to wpłynie na nasze dzieci. Jeszcze raz podkreślę, one są dla mnie najważniejsze.
I chyba, żeby nie cierpieć, zabiłam wszelkie uczucie jakie do niego miałam. Teraz to już on musiałby się strać, żeby je odzyskać, a nie zrobi tego….
Proszę napiszcie mi szczerze, czy nie przesadzam, czy taka sytuacja nie jest przypadkiem standardem w większości małżeństw, a ja dla własnego dobra chcę skrzywdzić własne dzieci?
Chyba już całkiem się pogubiłam …. Pomóżcie (jeśli dotrwaliście do końca moich wywnętrzeń)