Katarzyna Wyszcz finanse
Temat: pomocy...
witam... ciezko jest pisac o sobie, szczegolnie jest ma sie problem i nie wie sie co z nim zrobic.Zawsze bylam osoba, ktora nie przejmowala sie na zas, zostawialam to na pozniej... z reszta nigdy nie mialam czym sie stresowac. Jednym slowem zawsze mocno stapalam po ziemii.. i nagle cos sie zmienilo. Jestem w zwiazku trzy lata... od ponad roku zgubilam sie i nigdy nie wiem co jest odpowiednie, co powinnam zrobic. Moj zwiazek jest strasznie burzliwy i albo wychodzi slonce, albo sa pioruny... nie ma stabilizacji.. Nigdy nie moge sie spodziewac tego, co bedzie za godzine, bo albo ja albo moj partner wybuchniemy. Kiedys tego nie bylo.. szanowalismy sie i rozumielismy swoje potrzeby. W tym momencie ja jestem strasznie przewrazliwiona i "czepiam" sie o wszystko. Doszlam do takiego stanu, ze wszystko co do mnie mowi traktuje strasznie powaznie, nie potrafie sobie niczego odpuscic, a kiedy mowi mi, ze potzrebuje chwilii dla siebie czuje sie odrzucona. Ja nie jestem w stanie zrozumiec tego co do mnie mowi, poniewaz bardzo czesto mamy dwa rozne odmienne zdania na pewne tematy. Wiele rzeczy, ktore nie sa dla niego wazne, dla mnie sa cholernie wazne. I mowie o tym wprost a on chociaz jest uswiadomiony zawsze to lekcewazy.Po awanturze, wyciagamy wnioski, ktorych nie wcielamy w zycie. Czuje sie okropnie... przez to wszystko stalam sie cholernie miekka... placze o wszystko, nie potrafie racjonalnie pomyslec.. Kiedy ustale sobie cel : np. rozstaje sie z nim na dobre to nie potrafie sie tego trzymac...nie potrafie nawet jako kbieta przetrzymac siebie... zawsze musze sie pierwsza odezwac i robic wszystko, obojetnie co by nie zrobil, zeby bylo dobrze miedzy nami. Tak jakby na sile, wbrew sobie.. ale zeby czuc , ze jest dobrze. Tak jakbym byla od tego uzaleniona. Czuje, ze krzywdze sama siebie tym wszystkim - brak zdystansowania, nie potrafie utrzymac drogi do ustalonego celu, nie umiem sie wyciszyc... czuje sie zraniona. Juz nawet nie wiem jak mam funkcjonowac i co robic po kolejnych awanturach.. A on jest taki twardy... zawsze za kazdym razem.. lamie sie dopiero wtedy kiedy na prawde zrobi cos ponizej krytyki... wtedy jest placz i lament, przepraszanie i blaganie mnie na kolanach o to zebym go nie rzucala... i wielkie powroty.. chwila szczescia i wszystko zaczyna sie na nowo... Jestem juz tym tak zmeczona, ze nawet po tym jak mnie wytrzasl za fraki i uzyl swojej sily przeciwko mnie( nie uderzyl mnie, i to byl pierwszy raz) i byl strasznie agresywny w stosunku do mojej osoby - tak, ze mialam atak paniki (dusznosci nie moglam zlapac oddechu) to od razu po swoim szale przerazil sie i zaczal mnie uspakajac ... to ja po 2 dniach chcialam zeby wszystko wrocilo do normy... normalne spotkanie itp... teraz czuje, ze jest to zle bo widze, ze nie wyciagnal z tego zadncyh wnioskow. co ja mam zrobic... ja nie potrafie odejsc od niego a on nie chce dac mi odejsc... nie wiem co ja mam z tym wszystkim zrobic... jestem tak strasznie tym wszystkim zmeczona... i to sie tyczy tylko relacji miedzy mna a nim.. nic innego sie nie zmienilo w innych kwestaich potrafie byc zdetterminowana..... pomozcie... potzrebuje rady bo chyba zwariuje.... nie chce czuc sie niepotrzebna....