Iwona
Pawelska
Informatyk, Bank BGŻ
BNP Paribas S.A.
Temat: Poczucie odrzucenia, samotnosci w zwiazku
Czesc,jesli komus chcialoby sie przeczytac moja historie i cos poradzic, bylabym wdzieczna.
Przepraszam za brak polskich znakow - jestem aktualnie za granica.
Od 11 miesiecy jestem w zwiazku. Mieszkamy razem od ponad 3 miesiecy.
Czuje sie niekochana tak na co dzien. Na weekend czuje sie w miare kochana, ale w tygodniu czuje sie jak namolna laska, zebrzaca o odrobine uczucia.
Nie jestem typem osoby, ktora przykleja sie do faceta i oczekuje od niego non-stop uwagi. Jesli chodzi o zajecia po pracy, to ze znajomymi nie widuje sie czesto (z reguly raz na tydzien), ale za to chodze na nauke tanca 2 razy w tygodniu, trenuje tez taniec w domu, przed lustrem, cwicze kilka razy w tygodniu, rysuje sporo, pisze, pracuje nad pewnym projektem, w ktorym lacze te dwie ostatnie czynnosci.
Wracajac do mojego problemu. Jak juz mowie nie oczekuje od faceta po przyjsciu do domu poswiecania mi multum czasu (zadusilabym sie). Ale chcialabym doswiadczac chociaz troche tego, ze mnie kocha. Wystarczylby mi usmiech na moj widok, buziak, zlapanie za reke czy przytulenie, kilka minut rozmowy. Powiedzenie czegos milego. Czasem jakas karteczka, sms. To wszystko oprocz usmiechu niekoniecznie od razu, ale w ogole, w dogodniejszej chwili. Jakikolwiek sygnal, ze jestem kochana, doceniana i ze jestem ta kobieta, z ktora on chce byc.
Tymczasem wyglada to tak, ze wracam po calym dniu (pracy + ew. zajec/zakupow/spotkania z kims) i mam z reguly dobry humor. Swiat mi sie wydaje pelen mozliwosci, jestem zadowolona z siebie i doceniam swoje zycie. Przychodze wiec do domu w dobrym humorze, tymczasem w 80% dni na moja glowa wylewany jest kubel mroznej wody. Zero usmiechu. Ton lekko podniesiony, atakujacy. I teksty: co to znowu za awizo? ciagle cos zamawiasz. (za swoja wlasnorecznie zarobiona kase). Jedzienie za suche wyszlo. Zwierzaka zapomnialas nakarmic chyba, co? (Nakarmiony byl tak jak bylo umowione). Kupilas chleb? Nie przyszlo co do glowy, zeby kupic, co? Ale o tancach nie zapomnialas. Jak bylo na tancach? Fajnie. A kto prowadzil, koles czy babka. Koles. Dzis koles, wczoraj koles, sami kolesie. Nie ma takich co laski prowadza? Napoj zle zrobilas. Nie smakowal jak powinien. Ale ten twoj rower brudny. Ty to nie potrafisz dbac o sprzety. Czemu garnka nie umylas po moim sniadaniu? Znowu ci pryszcz wyskoczyl (od jakichs 2 miesiecy mam problemy z hormonami i na szyi wyskakuja mi pryszcze, wlasnie eksperymentuje sobie z roznymi ziolkami i sie badam).
Oczywiscie, nie jest tak, ze wszystko to leci jednego dnia naraz. Ale tym jestem witana. I z reguly na powitanie zostana mi wypomniane 1-2 rzeczy ktore zrobilam zle/nie zrobilam.
Tak jakby to, ze codziennie w tygodniu poswiecam na dom srednio godzine (zmywanie naczyn, pranie, zakupy, gotowanie) bylo normalne i sie nalezalo. I jakby to, ze wstaje z nim rano i mu pomagam sie szybciej zebrac do pracy robiac sniadanie, napoj tez sie nalezalo. Zeby nie bylo, to wstaje glownie z takiego powodu, ze dzieki temu, ze wstane z nim o 5 to mam potem 2 godziny dla siebie w ciszy przed pojsciem do pracy na medytacje, rysowanie, robienie maseczki itd.. Godzina w tygodniu na dom to nie tak duzo byc moze, ale postanowilam sobie, ze skoro on w tygodniu nie robi prawie nic, to ja tez nie bede sie przemeczac. Wiec godzina srednio w tygodniu, na weekend srednio 3 dziennie. Dziala to, bo on zmyje wtedy sam po sobie, wyrzuci smieci jak juz sie nie mieszcza, odkurzy jak sie zrobi bardzo brudno.
Zeby nie bylo, to nie tak, ze on nic nie robi. Robi zakupy w tygodniu raz, ja drugi raz. Na weekend odkurza, myje podlogi i lazienke. Czasem sie zajmie moim rowerem. Zmienia sciolke i jezdzi po jedzenie dla zwierzaka (ktory jest w sumie jego). Raz na tydzien/2 tygodnie cos ugotuje. Robi jednak mniej niz ja i nie przeszkadzaloby mi to tak, gdybym czula sie kochana i doceniana.
Z racji tego, ze ja potrzebuje odrobine czulosci od kochanej osoby, probuje sie do niego sama przytulic, dac buziaka, kiedy on tego nie robi. Robie to jednak coraz rzadziej, bo boje sie odrzucenia. Zdarzalo sie, ze przytulalam sie i odpychal mnie. Albo chcialam dac buziaka i mowil tym nieprzyjemnym tonem: co ty robisz?
W sumie tak samo jest z seksem. Kochamy sie tylko na weekend, bo tylko wtedy on ma ochote. Jak ja mam ochote w ciagu tygodnia, jestem odtracana, wiec nawet przestalam probowac.
Tak wiec wracam do domu, obracam w zart albo odwracam pretensje i pytania, ktore on zadaje, ew. mowie, ze tez sie ciesze ze go widze i widzac ten dystans czasami probuje go przelamac, ale jak wzdraga sie od mojego dotyku to ide zajac sie czyms innym. Czasami przyjdzie sie wygadac troche.
On gra albo oglada mecze. Przed spaniem spotykamy sie w lozku, on przeglada sobie jakies rzeczy na komorce, ja w zwiazku z tym rysuje, pisze albo czytam ksiazke. Kiedy sie zajme czyms innym z reguly slysze: poglaszcz. Albo: pomasuj. Bo jak juz jestesmy w lozku, to on najchetniej bylby glaskany caly czas po pleckach albo masowany. Ja masaz otrzymalam raz, wymuszony. Glaskanie kilka razy, tez wymuszone. Z reguly przy tym glaskaniu sie troche otwiera i mowi o swoim dniu. Mnie sie nie pyta o moj dzien. Czasem ja sama mowie jakies swoje przemyslenia. A ja go glaszcze, bo to jedyna bliskosc, ktora moge miec. Poza tym czuje jak sie wtedy uspokaja i ze faktycznie mu dobrze. Z reguly tez jak spimy jest inny. Przed zasnieciem albo w nocy jak sie obudzimy mowi mi, ze jestem kochana. I ze kocha mnie ponad zycie.
Ranki sa lepsze, bo zwraca na mnie uwage. Zlapie czasem. Dotknie. Dostane buziaka na pozegnanie.
Moze jeszcze wspomne o tym, ze ma problemy z agresja. Raz w klubie na koncercie, jakis chlopak kilka metrow od nas rzucil tekst, ktory mnie rozsmieszyl (smiesznie przekrecone slowa piosenki z ukrytym sensem), wiec automatycznie obrocilam sie w tamtym kierunku i sie zasmialam. Na co moj facet zlapal mnie mocno z tylu za szyje (tak ze bolalo mnie jeszcze godzine potem) i cos zaczal cedzic o tym jak ja sie zachowuje.
Innym razem wkurzyl sie, ze zle sie zachowalam wg niego (jak rozmawialam z innymi na temat to twierdzili tak jak ja, ze moze nie zachowalam sie najlepiej, ale tez nie jakos karygodnie) i uszczypnal mnie.
Mam taka blokade, ze nie mowie mu duzo o tym co mysle, przezywam, co mnie interesuje. Boje sie reakcji. Zreszta kiedy mam to mowic.
Oprocz tego, jest zazdrosny o moich kolegow. Wczesniej zanim sie spotykalismy mialam sporo kolegow, z ktorymi laczyla mnie czysto kumpelska relacja. On niby mi nie zabrania sie z nimi spotykac, ale zawsze sa jakies docinki i taka atmosfera, ze mi sie odechciewa. Na piwo nie moge sie z nimi umowic, to nawet nie wchodzi w gre. To jestem w stanie zrozumiec. Ale on potrafi sie wkurzyc, za to ze kolega ktory przeprowadzil sie gdzie indziej w wiadomosci zapytal: “czy chodzisz do centrum?”. Bo pewnie chce mnie na impreze zabrac.
Podczas klotni ma w zwyczaju mnie podkrecac. Raz podczas klotni powiedzial do mnie “wypierdalaj z tym rowerem” (rower stal w przedpokoju, bo byl mokry i sie suszyl). Wtedy przez 2 dni spalam w salonie i nie odzywalismy sie do siebie. Potem byla rozmowa i jakos doszlismy do porozumienia.
Powiedzialam mu, ze wg mnie ma problemy z agresja i powinien sie leczyc. Wtedy mnie wysmial, ale potem powiedzial, ze sprobuje sam sobie z tym poradzic, ale jak jeszcze raz sie zdarzy taka sytuacja to pojdzie do lekarza, bo kilka takich sytuacji i bedzie po zwiazku.
No, a wczoraj bylo jak zazwyczaj. Wrocilam z tanca, po drodze robiac zakupy. I znow zero usmiechu. I ten ton. I ze nie nakarmilam pewnie zwierzaka, bo taki glodny. I ze jedzenie zle wyszlo. I ze zle robilam napoj. I ze pryszcza mam nowego, fu.
Jak zaczelam go glaskac, to zrobil jakis taki ruch jakby chcial mi odrgyzc ucho. To by bylo na tyle, jesli chodzi o czulosci.
Zrobilam salatke. Potem powiedzialam mu, zeby dla odmiany wymienil 3 dobre rzeczy, ktore dzis zrobilam. No to z komentarzem, ale wymienil.
Zapytalam sie, czy nie mozemy sie umowic, ze mowimy do siebie 3 dobre rzeczy dziennie. Ale nie. “Jak bede mial ochote to bede mowil”.
Przed pojsciem spac zaczelo sie: “poglaszcz”. No to ze zwloka zaczelam glaskac. I niestety zaczelam go tez calowac po glowie w ktoryms momencie. “Przestan. Okropny masz oddech, cieply”. I sie wzdraga.
To ja znow poczulam sie odrzucona. Pyta sie mnie, czy strzelilam focha. Mowie, ze nie, tylko ze czuje sie nie kochana.I ze nie wiem, co mam robic, zeby zaznac odrobiny czulosci albo zeby czuc ze mnie pragnie. Ze musialabym przestac go w ogole dotykac chyba. I ze dziwnie sie czuje, kiedy facet nawet nie usmiechnie sie na moj widok. Ani nie chce mnie przytulic, poglaskac, pocalowac. Ze dziwnie sie czuje, jak ja mam prawie zawsze ochote na seks i on nawet nie ma co zdobywac, bo wie ze ja i tak bede chciala sie kochac. Ze ja nie moge zawsze byc ta strona dajaca czulosc, bo czuje sie jak facet. A on, ze wymyslam problemy. Ze jak chce kilka razy dziennie seks, to zebym znakazla sobie innego faceta. No to ja ze nie o tym mowie. A ty chcesz zebym czula sie kochana? Chce. I co robisz w tym kierunku? No, planuje wyjazd na weekend (pierwszy od 1,5 miesiaca). I zebym sie lepiej polozyla spac, bo gadam glupoty. No to polozylam sie i zaczelam plakac. To wtedy zaczal mnie przytulac i mowic, ze jestem kochana itd. I rano to samo.
Ja juz nie wiem. Czy to takie duze wymaganie, zeby czuc sie kochana? Zeby otrzymac usmiech po przyjsciu do domu i oprocz listy rzeczy ktore zle zrobilam, liste rzeczy ktore zrobilam dobrze i liste rzeczy ktore we mnie ceni?
Ja staram sie doceniac rzeczy, ktore on zrobil. Staram sie dziekowac, za kazda rzecz ktora zrobil.
Myslalam o tym, zeby uciekac, faktycznie w ogole go nie dotykac i wtedy moze on zacznie. Ale z reguly proby niedotykania nie przynosily nic poza klotnia.
Na weekendy jest inny. Robi cos dla domu, napomyka ze chcialby spedzic ze mna troche czasu. Wiecej uwagi mi poswieca. Planujemy jak to bedzie w przyszlosci. Dzieci, dom. Tak samo na wyjazdach.
Ale te dni powszednie z reguly sa straszne i nie czuje sie wtedy z nim dobrze. Czuje sie jak sluzaca majaca glaskac i masowac, kiedy pan tego chce.
Moze to stres? Zmeczenie?
Ciezko tez sie z nim rozmawia na temat tego, co czuje i co mi sie nie podoba.
Marzy mi sie relacja, w ktorej byloby sporo milosci. I doceniania. Oparta na szacunku. Bezinteresowna. Zeby obie strony chcialy dawac z siebie jak najwiecej. I zeby facet mnie pragnal. Mnie jako mnie, zeby kochal mnie jako calosc. I zeby codziennie byla chocby ta chwila, ktora przypominalaby nam, jak siebie kochamy. I te kilka minut rozmowy. Szczerej, pelnej milosci. I zeby po przysciu do domu dostac to spojrzenie, ktore mowi wiecej niz slowa. I zeby doceniac w drugiej osobie to co dobre. Zeby cieszyc sie jej szczesciem.
Czy warto o to w ogole walczyc? Jak?
Wydaje mi sie, ze trzeba by poprzeprowadzac rozmowy o zwiazku. O tym czego chcemy, potrzebujemy.
A moze to nie jest facet dla mnie i nie ma szans zeby sie zgrac? Moze powinnam zaakceptowac to ze on nie ma potrzeby czulosci? Ale na bank nie zaakceptuje atakow krytyki takim tonem i bez zadnych pozytywow. A moze ja wymagam zbyt duzo uwagi? Tak, wiem, ze czasem biore za bardzo do siebie jego odrzucanie. Ale ja tez jestem czlowiekiem. Tez potrzebuje czasem zrozumienia, przytulenia, poglaskania, dobrego slowa, usmiechu. Troche czesciej niz on mi to potrafi dac.
Moja bezinteresownosc tez wyparowala praktycznie. Kiedy slysze glownie krytyke.
A, jeszcze napomkne, ze jestem z rodziny dosc patologicznej. Poprzednie moje relacje byly z 1) facetem nieuczciwym, 2) alkoholikiem, 3) facetem niedecyzyjnym.