Gośka
J.
Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...
Temat: Patrzyłam na śmierć dziecka
Dwa tygodnie prawie spędziłam z córką w szpitalu.Obok za szybą w naszym boksie umierał Wojtek.Zmarł z 15na16lutego po północy.Miał 9miesięcy.Widziałam jak umierał każdego dnia.Widziałam jak go reanimowali.Widziałam jak każdego dnia umierał jego organizm po kolei, na raty, w wielkim cierpieniu.Na samym końcu umarło serduszko.na oddziale poleciały łzy pielęgniarkom i ku mojemu zaskoczeniu-mi. Płakałam prawie tydzień.3dni przed jego śmiercią do teraz. Mimo, że nie było to "nasze" dziecko to przez wszystkie te dni aż do jego śmierci nie potrafiłyśmy zmrużyć oka nawet na chwilę.Nawet dziś polecą mi łzy kiedy wspomnę Wojtusia.Zastanawiam się jak można poradzić sobie z takim przeżyciem.Bardzo to przeżyłam.Choć z reguły jestem osobą silną i rzadko się wzruszam to jednak tym razem coś we mnie pękło.
Nie potrafię nazwać tego uczucia, które mi akurat towarzyszy, ale nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś będę musiała patrzeć na śmierć niewinnego dzieciątka, na jego cierpienie.Wojtuś miał kilka ciężkich chorób genetycznych, w tym mukowiscydozę.9miesięcy spędził na oddziale.9 miesięcy walczył.To w tym przypadku długo twierdzą lekarze przy takich ciężkich chorobach jakie miał.
Nasuwa mi się jeszcze jeden problem: godnego umierania.Wojtuś miał 1 nerkę i ta nereczka przestała pracować dzień przed śmiercią. Miał praktycznie rzecz biorąc stan zawałowy serduszka.Był terminalny.Czekano tylko na śmierć. Reanimacja trwała 30minut, bo pani doktor stwierdziła, że trzeba do końca, ale wiadomo, że w przypadku terminalnych pacjentów czas reanimacji powinien trwać max 20minut.Czy warto ratować dziecko by żyło jeszcze pół godziny?
Nie potrafiłam się pogodzić z tym, że to dziecko po prostu umierało i zamiast pozwolić mu odejść ratowali go dla jednej godziny, choć każdy wiedział, że to jest bez sensu.
Odczuwam jego ból, choć nie byłam jego matką.Nie wiem jak sobie poradzić z takim bolesnym doświadczeniem.