Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Drodzy,

Byłam już tu parę miesęcy temu i bardzo mi wtedy pomogła rozmowa z Wami. Chciałabym Was prosić ponownie o pomoc w 'rozebraniu na czynniki pierwsze' tego, co się u mnie dzieje, żebym mogła spojrzeć szerzej na moją sytuację, zobaczyć ją z różnych punktów widzenia i odciąć się trochę od emocji, które mną targają, a w konsekwencji dojść do korzeni sytuacji, zobaczyć gdzie tkwią błędy i czy to ja je popełniam oraz co mogę zrobić, żeby to naprawić.

Aż nie wiem od czego zacząć. Chyba nie zacznę od początku, bo musiałbym się cofnąć do mojego dzieciństwa (tak, widzę związki pomiędzy dniem dzisiejszym a dzieciństwem, bo ostatnio taką 'bezsilność w złości' czułam w dzieciństwie), ale zacznę od dzisiaj i wczoraj. Tracę nad sobą kontrolę. Nie umiem ogarnąć złości. Staje się ona niekontrolowana, nie wiem jak nad nią, a właściwie nad sobą zapanować. Nie, przepraszam, dzisiaj zapanowałam. Pokłóciłam się z mężem przed jego wyjściem do pracy. Zaczęło się od obierania ziemniaków. Zwykle zaczyna się od pierdoły, a robi się z tego prawie III wojna światowa. Pokłóciliśmy się również wczoraj. Ponieważ po jego wyjściu czułam się zostawiona z nierozwiązanym problemem i emocjami, złapałam pierwszą lepszą rzecz ze stołu, była to szklanka, rozbiłam ją o podłogę (i zrobiłam to z ogromną siłą, bo szklanka z dość grubego szkła rozbiła się w drobny mak), potem poleciał pilot od tv o ścianę. Dzisiaj się opanowałam i postanowiłam coś tym zrobić. W ostatnich tygodniach zniszczyłam w podobnych okolicznościach kilka rzeczy (jeśli on wychodził z domu), jeśli był, było - hm, chciałam napisać "łagodniej", ale nie wiem czy to właściwe słowo - zdarzyło mi się rzucić jakimś przedmiotem (np. widelcem do zlewu, jeśli akurat trzymałam go w ręce - nie jest to rzucanie czymś w partnera, raczej uzywanie przedmiotu, jako obiektu, któremu nie może stać się krzywda, a który ma odebrać tę złość i energię); raz też wyciągnęłam walizkę i wszystkie rzeczy z szafy, zaczęłam ją w tej kłótni i złości pakować, ale ponieważ nie sposób wszystkiego tak nieposkładanego z wieszakami i w ogólnym nieładzie spakować, zostawiłam to na środku pokoju i wyszłam z domu. On to nazywa show albo zachowaniem z meksykańskiej telenoweli. "Oczywiście" wszystko to rozpoczynam ja i to moja wina, że się kłócimy, bo ja jestem zbyt wrażliwa, nieodporna na krytykę, wszystko biorę do siebie i zaczynam płakać, jestem niedojrzała, zachowuję się jak mała dziewczynka i mam kompleks niższości. Dla mnie jest gigantyczna różnica pomiędzy krytyką, a uderzaniem w czuły punkt, dla niego, wszystko to są tylko słowa, on może powiedzieć, co mu się podoba, a jeśli mnie to zaboli, to tylko dlatego, że ja sobie na to pozwalam, bo to ja to tak odbieram, to jest w mojej głowie i ja się powinnam uodpornić. I generalnie wszystko, co robię, powinnam robić dla siebie, bez oczekiwania, że ktoś (nawet on, osoba mi najbliższa), to doceni. I tak jest ze wszystkim, od sprzątania, prania i gotowania poczynając, na mojej pracy skończywszy. Nie należy mi się żadne uznanie, żadne słowa pochwały i docenienie, bo sama powinnam znać wartość swojej pracy i to, że sama się doceniam i czuję się dobrze, z tym, co robię, powinno mi wystarczyć. Problem w tym, że nie czuję się z tym dobrze, bo jak jest coś zrobione, to jest dobrze, bo "tak powinno być", a jak nie jest, to są pytania: kiedy wreszcie zrobisz to czy tamto, i to ja działam na niekorzyść związku, bo powinnam robić to "dla nas". On, fakt, często gotuje, bo to lubi, ja nie, co lubi podkreślać mówiąc, że on gotuje i nie oczekuje za to słów uznania, chociaż za każdym razem, kiedy nic nie mówię, zaczyna się dopytywać czy smakuje itp., co jest naturalne wiedzieć, czy komuś smakuje, ale już nie jest tak naturalne powiedzieć, że jest np. super wysprzątane, bo to przecież jest normalne, że trzeba sprzątać.

Boszsz, piszę to i sama się zastanawiam, jak to możliwe, że pisząc o moim życiu małżeńskim, piszę o sprzątaniu i gotowaniu, czymś, co nie powinno zajmować w ogóle mojego czasu i głowy, a tymczasem jest czymś, co urasta do problemu, który mnie przerasta.

Utknęłam. Nie mam już nawet siły o tym pisać. Będę wdzięczna za jakikolwiek feedback. Tylko nie wysyłajcie mnie do psychologa, bo tu (mieszkamy za granicą) kosztuje to krocie i on absolutnie jest na 'nie' w sprawach porad psychologicznych, bo "problem trzeba przenalizować na zimno i wyciągnąć wnioski, do tego nie potrzeba psychologa". Sęk w tym, że czasem problemu nie da się rozwiązać, jeśli nie widzi się tej części problemu, którą się samemu tworzy. Także chcę to przegadać z kimś ja, naprawić to, co mogę i co dotyczy mnie, i zobaczyć czy jest sposób, żeby wypracować lepszą strategię porozumiewania się.

Z góry dzięki.
Rafał Winnicki

Rafał Winnicki PKO BP Departament
Restrukturyzacji i
Windykacji Klienta
...

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
Drodzy,
Pokłóciliśmy się również wczoraj. Ponieważ po jego wyjściu czułam się zostawiona z nierozwiązanym problemem i emocjami, złapałam pierwszą lepszą rzecz ze stołu.......

Co były te "nierozwiązane problemy i emocje"?

RaV
Robert G.

Robert G. Wspieram i pomagam,
skype coach

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
Tracę nad sobą kontrolę. Nie umiem ogarnąć złości. Staje się ona niekontrolowana, nie wiem jak nad nią, a właściwie nad sobą zapanować.

To może warto nauczyć się panować nad sobą?

No i pytanie czy nie potrafisz, czy Ci się nie chce panować, albo wolisz nie panować, odgrywać niepanowanie by się usprawiedliwiać albo coś osiągnąć względem męża?
Zwykle zaczyna się od pierdoły, a robi się z tego prawie III wojna światowa. Pokłóciliśmy się również wczoraj.

I to Ci się podoba? Chcesz by tak było?

Po co się kłócicie o pierdoły? Co Wam to daje?
Ponieważ po jego wyjściu czułam się zostawiona z nierozwiązanym problemem i emocjami, złapałam pierwszą lepszą rzecz ze stołu, była to szklanka, rozbiłam ją o podłogę (i zrobiłam to z ogromną siłą, bo szklanka z dość grubego szkła rozbiła się w drobny mak), potem poleciał pilot od tv o ścianę.

I to coś rozwiązało, zmieniło, dało Ci coś zniszczenie?

Może jak się musisz wyrzyć to weź kartkę papieru zmieć ją i porwij, zamiast niszczyć bardziej wartościowe przedmioty?

Wyjdzie taniej ;)
Dzisiaj się opanowałam i postanowiłam coś tym zrobić.

Czyli potrafisz jednak?

Czyli jak się nie opanowujesz to tak robisz, bo tak wybierasz i tak chcesz?
raz też wyciągnęłam walizkę i wszystkie rzeczy z szafy, zaczęłam ją w tej kłótni i złości pakować, ale ponieważ nie sposób wszystkiego tak nieposkładanego z wieszakami i w ogólnym nieładzie spakować, zostawiłam to na środku pokoju i wyszłam z domu. On to nazywa show albo zachowaniem z meksykańskiej telenoweli.

Też bym tak to nazwał, bo to nie rozwiązuje problemów, nie jest dojrzałe i partnerskie tylko to jakiś rodzaj odgrywania sceny i robienie jakiegoś przedstawienia, zamiast usiąść na spokojnie i porozmawiać.

Takie zachowanie raczej do niczego pozytywnego nie prowadzi, a może sprawić, że Twój mąż w końcu będzie miał tego dość, jak podejrzewam.
ja jestem zbyt wrażliwa, nieodporna na krytykę, wszystko biorę do siebie i zaczynam płakać, jestem niedojrzała, zachowuję się jak mała dziewczynka i mam kompleks niższości.

Chyba ironizujesz, a może jednak jest ziarno prawdy w tym i warto byłoby sobie uświadomić jakie zachowania wpływają destruktywnie i je zmienić?
Problem w tym, że nie czuję się z tym dobrze, bo jak jest coś zrobione, to jest dobrze, bo "tak powinno być"

I mówiłaś mężowi, że chcesz by zauważał i doceniał?

A wiesz, że to co się często powtarza jest trudniej zauważyć? I stąd może on rzadziej zauważać?

Łatwiej zauważyć coś brudnego, niż gdy jest wszystko czysto, bo bardziej zwraca uwagę to co się wyróżnia.
za każdym razem, kiedy nic nie mówię, zaczyna się dopytywać czy smakuje itp., co jest naturalne wiedzieć, czy komuś smakuje, ale już nie jest tak naturalne powiedzieć, że jest np. super wysprzątane, bo to przecież jest normalne, że trzeba sprzątać.

A widzisz różnicę między tym, że on dopytuje (wychodzi z inicjatywą) a Ty oczekujesz, że sam z siebie będzie zauważał, bez Twojej inicjatywy? Taka jest różnica.

Chcesz to dopytuj, jak on, to usłyszysz czy mu się podoba czy nie. A nie siedź czekając i oczekując, że sam z siebie zauważy. Ty też sama z siebie nie wypowiadasz się o tym co ugotuje, tylko mówisz dopiero gdy on dopyta. Więc sama dopytuj, jak chcesz usłyszeć.
Boszsz, piszę to i sama się zastanawiam, jak to możliwe, że pisząc o moim życiu małżeńskim, piszę o sprzątaniu i gotowaniu, czymś, co nie powinno zajmować w ogóle mojego czasu i głowy, a tymczasem jest czymś, co urasta do problemu, który mnie przerasta.

Jak to dla Ciebie takie ważne...

A może lepiej jakbyś sobie znalazła jakieś bardziej ciekawe i produktywne zajęcia i one by zaprzątały Twoją głowę, zamiast sprzątania i gotowania?

Jakie masz zainteresowania, które chcesz i możesz rozwijać?
Tylko nie wysyłajcie mnie do psychologa, bo tu (mieszkamy za granicą) kosztuje to krocie i on absolutnie jest na 'nie' w sprawach porad psychologicznych, bo "problem trzeba przenalizować na zimno i wyciągnąć wnioski, do tego nie potrzeba psychologa".

Można też przez skype-a uzyskać taką pomoc, rozmawiając z kimś z Polski wg polskich stawek. A po drugie, jeśli on nie potrzebuje to niech nie korzysta, a jeśli Ty czujesz potrzebę to sama możesz i masz prawo korzystać i nie powinien Ci tego zabraniać. On jest inny, Ty jesteś inna i macie trochę inne potrzeby zapewne.
Monika Cichoń

Monika Cichoń zachwycam się
światem

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Według mnie, takie silne wybuchy złości zdarzają się wtedy, kiedy ta złość jest tłumiona. Panowanie nad złością nie polega na zachowaniu spokoju, w sytuacji kiedy coś nas irytuje. ale na wyrażeniu tej emocji w inny sposób niż krzyk, rozbijanie przedmiotów itp. Wyrażenie złości, kiedy jest ona jeszcze mała (czyli od razu, żeby nie miała czasu urosnąć) powoduje jej zmniejszenie, zneutralizowanie i dodatkowo (przynajmniej u mnie) poczucie zadowolenia i pewności siebie.
Jeżeli czujesz coś jest nie tak, a zaraz potem mówisz sobie, to nic takiego, Ok, nie warto o tym mówić, chyba przesadzam, ustąpię dla świętego spokoju to właśnie wtedy gromadzisz swoja złość.
Zauważyłam, że w takiej sytuacji wystarczy zazwyczaj powiedzieć "złości mnie to" czy coś w tym stylu. To pomaga.

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Rafał W.:
Co były te "nierozwiązane problemy i emocje"?

RaV

W tamtym momencie to, o co się pokłóciliśmy, zostało nierozwiązane, bo tak naprawdę pokłóciliśmy się o coś, co było tylko punktem zapalnym i w ogólnym oglądzie nie ma większego znaczenia, ale dotykało czegoś dużo głębszego, on użył słów, które mnie uraziły, a on nie widział w tym nic niestosownego, żeby powiedzieć własnie to, co powiedział. W efekcie, problem który leży głębiej pozostaje nierozwiązany, on wychodzi i ja zostaję ze złością, bo wiem, że to wcześniej czy później wróci.

W tym momencie potencjalnie wszystko jest punktem zapalnym.

Problem wczorajszy dotyczył tego, że w rozmowie jaki wziąć autobus późnym wieczorem wracając z pracy, mówię mu, że oprócz tego, którym jeździ zazwyczaj (do przystanku ma trzy przecznice), jest jeszcze jeden zaraz na rogu bliżej jego pracy, ale z przesiadką w centrum (droga ta sama, tylko ta przesiadka), on na to, że nie będzie kombinował, ja że tylko mu podsuwam inne rozwiązanie, on na to, że on nie będzie się przesiadał, bo jak wychodzi z pracy to jest zmęczony i jedyne o czym myśli, to żeby wysiąść pod domem, a nie się przesiadać (tonem mało przyjemnym), na co ja (ironicznie, bo aktualnie oszczędzamy na czym możemy), że może w takim razie powinien wziąć taksówkę, a on na to, że jak będzie chciał, to weźmie, bo on to nie ja i on MOŻE. Tu nastąpiło moje trzaśnięcie drzwiami od łazienki, po czym po wyjściu z ironicznym usmiechem zapytał, czy się obraziłam.

To się odnosiło do tego, że on pracuje i może sobie pozwolić, na co mu się podoba oraz do tego, że ja jestem (wg niego) skąpa, w mojej ocenie natomiast ja jestem oszczędna i planująca, a on rozrzutny.

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Robert G.:
To może warto nauczyć się panować nad sobą?
Jak?
No i pytanie czy nie potrafisz, czy Ci się nie chce panować, albo wolisz nie panować, odgrywać niepanowanie by się usprawiedliwiać albo coś osiągnąć względem męża?
Nieopanowanie następuje zwykle po jego wyjściu, więc co mogę chcieć osiągnąć, kiedy on tego nie widzi?
I to Ci się podoba? Chcesz by tak było?
Nie. I oczywiście, że nie. Gdybym chciała, nie zwracałabym o się o pomoc w rozwiązaniu.
Po co się kłócicie o pierdoły? Co Wam to daje?
Jak wspmniałam w odpowiedzi do Rafała - pierdoły są tylko punktem zapalnym, problem leży głębiej. Próbuję dojść do sedna.
I to coś rozwiązało, zmieniło, dało Ci coś zniszczenie?
Nie, i ja wiem, że to nic nie daje, ale jednocześnie nie wiem na co skierować tę negatywną energię, którą w danym momencie czuję.
Dzisiaj się opanowałam i postanowiłam coś tym zrobić.

Czyli potrafisz jednak?
Czyli jak się nie opanowujesz to tak robisz, bo tak wybierasz i tak chcesz?
Myślę, że człowiek wszystko potrafi, to co chce i co wybiera świadomie. Problem w tym, że ja w momencie tej złości, czuję że nie znajduję dla niej ujścia, nie chcę porównywać tego do zbrodni w afekcie, kiedy taka osoba mówi, że coś przejęło nad nią kontrolę, choć w pewnym sensie możnaby to do tego przyrównać. Jestem świadoma tej złości, tej negatywnej energii, która mnie przepełnia i nie wiem jak ją rozładować. Usiąście i opanowanie się nie pomaga, bo przy następnej okazji to uczucie wróci ze zdwojoną siłą.
Też bym tak to nazwał, bo to nie rozwiązuje problemów, nie jest dojrzałe i partnerskie tylko to jakiś rodzaj odgrywania sceny i robienie jakiegoś przedstawienia, zamiast usiąść na spokojnie i porozmawiać.
Takie zachowanie raczej do niczego pozytywnego nie prowadzi, a może sprawić, że Twój mąż w końcu będzie miał tego dość, jak podejrzewam.
A co, kiedy ta druga osoba nie chce usiąść i spokojnie rozmawiać? Wywala z siebie wszystko i nie daje dojść do słowa, po czym mówi: skończyłem, odwraca się plecami, przestaje się odzywać i udaje, że mnie nie słyszy albo zakłada słuchawki na uszy? Czy ja nie mogę mieć tego dosyć, że i w życiu i w kłótni on musi mieć ostatnie słowo i rozmowa się kończy wtedy, kiedy on decyduje, że się kończy?
Chyba ironizujesz, a może jednak jest ziarno prawdy w tym i warto byłoby sobie uświadomić jakie zachowania wpływają destruktywnie i je zmienić?
Nie ironizuję, to są dosłownie jego słowa. Choć z niektórymi rzeczami jestem w stanie się zgodzić i popracować nad nimi, to nie czuję się w pełni odpowiedzialna za to, co się dzieje w związku. Jestem tylko połową.
I mówiłaś mężowi, że chcesz by zauważał i doceniał?
Tak, mówiłam. Dla niego to normalne rzeczy, które robi w domu każda kobieta.
A widzisz różnicę między tym, że on dopytuje (wychodzi z inicjatywą) a Ty oczekujesz, że sam z siebie będzie zauważał, bez Twojej inicjatywy? Taka jest różnica.
Chcesz to dopytuj, jak on, to usłyszysz czy mu się podoba czy nie. A nie siedź czekając i oczekując, że sam z siebie zauważy. Ty też sama z siebie nie wypowiadasz się o tym co ugotuje, tylko mówisz dopiero gdy on dopyta. Więc sama dopytuj, jak chcesz usłyszeć.

Nie, różnica jest taka, że jak ja się dopytuję, to to jest normalne i nie ma za co chwalić, bo to robią wszystkie kobiety, a jak on coś zrobi, choćby to była najprostsza i najgłupsza czynność domowa pod słońcem, oczekuje chwalenia i się dopytuje czy ładnie albo czy smaczne.
Jak to dla Ciebie takie ważne...
Nie, dla mnie to nie jest ważne. Kiedy byłam panną i mieszkałam sama, czasem przy natłoku zajęć albo dzięki zwyczajnemu "dzisiaj mi sie nie chce, jutro pozmywam" mogłam nie zmywać do ostaniej łyżeczki w szufladzie. Teraz nie mam takiego komfortu i bardzo mnie irytują pytania: kiedy będziesz prała, bo nie mam skarpetek. Nie jestem sprzątaczką ani służącą.
A może lepiej jakbyś sobie znalazła jakieś bardziej ciekawe i produktywne zajęcia i one by zaprzątały Twoją głowę, zamiast sprzątania i gotowania?
Wierz mi, mam sporo ciekawszych zajęć, problem w tym, że pracuję z domu, a więc "ciągle jestem w domu i nic nie robię".

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Monika C.:
Według mnie, takie silne wybuchy złości zdarzają się wtedy, kiedy ta złość jest tłumiona. Panowanie nad złością nie polega na zachowaniu spokoju, w sytuacji kiedy coś nas irytuje. ale na wyrażeniu tej emocji w inny sposób niż krzyk, rozbijanie przedmiotów itp. Wyrażenie złości, kiedy jest ona jeszcze mała (czyli od razu, żeby nie miała czasu urosnąć) powoduje jej zmniejszenie, zneutralizowanie i dodatkowo (przynajmniej u mnie) poczucie zadowolenia i pewności siebie.
Jeżeli czujesz coś jest nie tak, a zaraz potem mówisz sobie, to nic takiego, Ok, nie warto o tym mówić, chyba przesadzam, ustąpię dla świętego spokoju to właśnie wtedy gromadzisz swoja złość.
Zauważyłam, że w takiej sytuacji wystarczy zazwyczaj powiedzieć "złości mnie to" czy coś w tym stylu. To pomaga.
Dzięki, Moniko. Tak właśnie czuję, że to jest stłumiona złość. Jednak samo powiedzenie, że mnie coś złości w momencie kiedy to mnie złości czy irytuje (w fazie początkowej), nie daje rezultatu, bo czuję, że to idzie w pustkę, w przestrzeń, że mój partner nic sobie z tego nie robi, bo przy kolejnej okazji znowu powie coś takiego, co mi pójdzie w pięty i wyprowadzi z równowagi...
Rafał Winnicki

Rafał Winnicki PKO BP Departament
Restrukturyzacji i
Windykacji Klienta
...

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:

Jego zachowania są "wyzwalaczami" Twoich zachowań. Prawdowpodobnie kiedyś doświadczyłas silnych negatywnych emocji od osób dla Ciebie ważnych:

1. Czułas się lekceważona
2. Czułas się nie ważna
3. Czułaś się nie szanowana

Generalnie jeśli dotyczy to wieku dziecięcego:
- Czułaś się porzucona / nie kochana

W takiej sytuacji dziecko czuje lęk, frustrację, złość, depresję (tłumiona złość skierowaną przeciw sobie)

Dzisiaj kontekts sie zmienił, ale wyzwalacze pozostały.... okreslone słowa, wyraz twarzy, ton głosu, pozycja ciała....

Dlatego tak ważne jest przeanalizowanie co słowo po słowie, obraz po obrazie,uczucie po uczucie dzieje sie przed samym wybuchem złości.... co się dzieje na zewnątrz a co w Twojej głowie.... co się dzieje z Twoim ciałem....

RaV
Robert G.

Robert G. Wspieram i pomagam,
skype coach

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
To się odnosiło do tego, że on pracuje i może sobie pozwolić, na co mu się podoba oraz do tego, że ja jestem (wg niego) skąpa, w mojej ocenie natomiast ja jestem oszczędna i planująca, a on rozrzutny.

To chyba z niewyjaśniania sobie na bieżąco takich rzeczy, te problemy i punkty zapalne się mnożą i narastają. Gdybyście na bieżąco rozmawiali, w sposób spokojny i dojrzały o wszystkim to nie byłoby ich, nie narastałyby. Warto nauczyć się rozmawiać, tak otwarcie, szczerze, mówiąc o swoich odczuciach. Jeśli byś powiedziała, że taki rodzaj uwag o tym kto ile może wydawać, Cię dotykają i bolą to chyba by po paru powtórzeniach mu o tym, nie robił tego złośliwie, bo przypominajjąc mu, że świadomie Cię ranie, wychodziłby na złego człowieka, więc by się oduczył tego pewnie.

I tak rozmawiając o wszystkim, mówiąc o swoich odczuciach, co komu i dlaczego nie pasuje, można się nauczyć pokojowego współżycia, bez takich raniących docinków. A trzaskanie drzwiami wątpię by to rozwiązało.
Robert G.

Robert G. Wspieram i pomagam,
skype coach

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
Robert G.:
To może warto nauczyć się panować nad sobą?
Jak?

Zastępując świadomie furię złości innym zachowaniem, gdy tylko będziesz potrafiła. Z czasem będziesz potrafiła coraz częściej, aż w końcu wejdzie to w nawyk i zamiast wpadać złość będziesz robiła coś innego, gwizdała, stepowała, śmiała się, podskakiwała, cokolwiek. Po prostu reagowała inaczej, bez złości.

Ale jeszcze lepsze jest wyeliminować powód do złości, czyli poprzez dialog i rozmowę eliminować punkty zapalne, jeden po drugim :)
No i pytanie czy nie potrafisz, czy Ci się nie chce panować, albo wolisz nie panować, odgrywać niepanowanie by się usprawiedliwiać albo coś osiągnąć względem męża?
Nieopanowanie następuje zwykle po jego wyjściu, więc co mogę chcieć osiągnąć, kiedy on tego nie widzi?

Jeśli nieopanowanie jest potem to tym łatwiej powinno być zastąpić to zachowanie jakimś luźniejszym, np. śpiewaniem. To może brzmi głupio i dziwnie, ale śpiewając też można sporo emocji z siebie wyzwolić, albo słuchając głośno muzyki i tańcząc, bez konieczności niszczenia albo złoszczenia.
I to Ci się podoba? Chcesz by tak było?
Nie. I oczywiście, że nie. Gdybym chciała, nie zwracałabym o się o pomoc w rozwiązaniu.

To działaj :)
Po co się kłócicie o pierdoły? Co Wam to daje?
Jak wspmniałam w odpowiedzi do Rafała - pierdoły są tylko punktem zapalnym, problem leży głębiej. Próbuję dojść do sedna.

No to dobrze robisz. Lepiej zwalczać przyczyny niż skutki. Bo jak skutki zwalczysz, a przyczyny pozostaną, to będą się objawiać w innejj formie, w nowych skutkach.
I to coś rozwiązało, zmieniło, dało Ci coś zniszczenie?
Nie, i ja wiem, że to nic nie daje, ale jednocześnie nie wiem na co skierować tę negatywną energię, którą w danym momencie czuję.

Może ta głośna muzyka + śpiewanie + tańczenie, będzie dobre. Poszukaj czegoś co będzie dla Ciebie dobre i nie będzie Cię koncentrować na złości i destrukcji przedmiotów. Wczuwając się w złość sama sobie robisz kuku.

"Denerwowanie się to robienie sobie krzywdy za głupotę innych".

Bo hormony stresu i te związane ze złością mają złe działanie na organizm, więc zamiast w takie emocje iść, lepiej je zmieniać na inne i w inny sposób się wyszumieć. Ale też nie tłumić ich w sobie, tylko się wyszumieć jakoś pozytywniej, póki się nie nauczysz przyczyn zwalczać. Bo ta chęć zezłoszczenia jest skutkiem, a przyczyną coś innego.
Dzisiaj się opanowałam i postanowiłam coś tym zrobić.

Czyli potrafisz jednak?
Czyli jak się nie opanowujesz to tak robisz, bo tak wybierasz i tak chcesz?
Myślę, że człowiek wszystko potrafi, to co chce i co wybiera świadomie. Problem w tym, że ja w momencie tej złości, czuję że nie znajduję dla niej ujścia, nie chcę porównywać tego do zbrodni w afekcie, kiedy taka osoba mówi, że coś przejęło nad nią kontrolę, choć w pewnym sensie możnaby to do tego przyrównać. Jestem świadoma tej złości, tej negatywnej energii, która mnie przepełnia i nie wiem jak ją rozładować. Usiąście i opanowanie się nie pomaga, bo przy następnej okazji to uczucie wróci ze zdwojoną siłą.

To poszukaj sposobu wyszumienia jej, ale bez wczuwania się w złość. Wyszalenia ale bez negatywnych emocji, tak by te pokłady energii wyskakać, wytańczyć, wyśpiewać, albo brzuszki porobić, coś takiego konstruktywnego bardziej.
A co, kiedy ta druga osoba nie chce usiąść i spokojnie rozmawiać?

Wtedy może warto temat dojrzałej rozmowy podjąć, gdy jest spokój i dobry nastrój, bo kiedy emocje wrzą to rzeczywiście to raczej może nie zadziałać .
Wywala z siebie wszystko i nie daje dojść do słowa, po czym mówi: skończyłem, odwraca się plecami, przestaje się odzywać i udaje, że mnie nie słyszy albo zakłada słuchawki na uszy?

To powiedz co sądzisz o takim zachowaniu, gdy już będzie słuchać.
I coś takiego się nazywa 'bierna agresja', możesz poczytać o tym i to też przedstawić, mechanizm tego drugiej osobie. To jest destruktywne tak samo jak wydzieranie się, mimo, że niby może wyglądać na spokojne, bo ta osoba, zostawią drugą w emocjach i udaje, że jej nic nie rusza. To jest agresywne, ale pod płaszczykiem spokoju. Poczytaj, podsuń mężowi, porozmawiajccie o tym gdy będzie spokój, dla Waszego obopólnego dobra.
Czy ja nie mogę mieć tego dosyć, że i w życiu i w kłótni on musi mieć ostatnie słowo i rozmowa się kończy wtedy, kiedy on decyduje, że się kończy?

Ustalcie zasadę, że kończycie rozmowę, gdy oboje powiedzą to co chcą i oboje się zgodzą, że jest skończona może? Ja stosowałem coś takiego, gdy moja partnerka stosowała bierną agresję.
nie czuję się w pełni odpowiedzialna za to, co się dzieje w związku. Jestem tylko połową.

No z tego co piszesz to nie wygląda by wina była po Twojej stronie tylko.
Nie, różnica jest taka, że jak ja się dopytuję, to to jest normalne i nie ma za co chwalić, bo to robią wszystkie kobiety, a jak on coś zrobi, choćby to była najprostsza i najgłupsza czynność domowa pod słońcem, oczekuje chwalenia i się dopytuje czy ładnie albo czy smaczne.

A powiedziałaś mu to, to co napisałaś tutaj wyżej, gdy jest chwila spokoju i gdy Cie słucha?

Powiedz mu jeśli tak uważasz, to może zobaczy, że to jest dobre by doceniać drugą osobę i albo niech i Ciebie docenia, albo niech nie oczekuje i nie dopytuje się o coś czego sam nie daje.
Teraz nie mam takiego komfortu i bardzo mnie irytują pytania: kiedy będziesz prała, bo nie mam skarpetek. Nie jestem sprzątaczką ani służącą.

To się dogadajcie kto za co odpowiada, raz a porządnie. Jeśli on pracuje, a Ty nie, to sensownym jest byś pracowała w domu wykonując jakieś czynności za obojga, jeśli on przynosi wypłatę. Tylko to ustalcie i ustalcie ile Ty masz np. do dyspozycji kasy, za to, że pracujesz w domu i robisz rzeczy za niego, np. jego pranie. Jeśli nie potraficie żyć w zgodzie i nie spierać się o kasę i nie docinać sobie to taka umowa powinna być dobra. Przyzwyczaicie się i wtedy gdy on czegoś nie dopilnuje to będzie uzasadnienie kto ma rację i tak samo w drugą stronę, nie będzie niedomówień, nie będzie subiektywnej oceny tylko będzie, że albo pranie było raz na tydzień robione i podział kasy, albo nie było i wtedy jest powód by porozmawiać, by każde zrobiło to w czym jego działka jest.
Wierz mi, mam sporo ciekawszych zajęć, problem w tym, że pracuję z domu, a więc "ciągle jestem w domu i nic nie robię".

No to jak uzgodnicie co jest czyją brożką, nawet to wypisując może, to nie będzie, że nic nie robisz ttylko to będzie jakby Twoje zajęcie domowe, praca, dopóki nie masz innej pracy zawodowej i nie będzie to ani gorsze ani żadne inne, tylko to będzie umowa. I dopóki będziesz ją wypełniać to nie powinien marudzić i krytykować, wtedy.

Zastanów się czy to byłoby dla Ciebie dobre. Czasem takie jasne ustalenia są dobre, bo nie ma niedomówień i wtedy mąż akceptuje Twój wkład w dom i coś od siebie wnosi i jest umowa, bez docinków i pretensji.
Monika Cichoń

Monika Cichoń zachwycam się
światem

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Dzięki, Moniko. Tak właśnie czuję, że to jest stłumiona złość. Jednak samo powiedzenie, że mnie coś złości w momencie kiedy to mnie złości czy irytuje (w fazie początkowej), nie daje rezultatu, bo czuję, że to idzie w pustkę, w przestrzeń, że mój partner nic sobie z tego nie robi, bo przy kolejnej okazji znowu powie coś takiego, co mi pójdzie w pięty i wyprowadzi z równowagi...

Kiedy czytam Twoją wypowiedź to rozumiem ja tak:
powiedzieć, że coś Cię wkurzyło to nic takiego.
Reakcja męża- a właściwie to jak Ty ja odbierasz (CZUJĘ, że to idzie w pustkę...wyprowadzi z równowagi) jest naprawdę bolesna. I być może to właśnie jest przyczyna tej złości. Może to właśnie przemilczasz i powinnaś to głośno powiedzieć. Jak dla mnie to w tym fragmencie Twojej wypowiedzi jest duży ładunek emocji. Wydaje mi się, że gdybyś te słowa kierowała do męża w chwili kiedy pojawia się takie uczucie, to być może mąż dalej by ignorował Twoje odczucia, ale Ty jednak czułabyś się inaczej niż kiedy zamykasz w sobie te wrażenia, lub gdy krzyczysz o nich po jakimś czasie i zapewne (jak to zazwyczaj robimy) trochę nie na temat, pod byle pretekstem. Moim zdaniem, tu się znajduje coś nad czym warto pracować.Monika Cichoń edytował(a) ten post dnia 23.04.13 o godzinie 14:07
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
"Oczywiście" wszystko to rozpoczynam ja i to moja
wina, że się kłócimy, bo ja jestem zbyt wrażliwa, nieodporna na krytykę, wszystko biorę do siebie i zaczynam płakać, jestem niedojrzała, zachowuję się jak mała dziewczynka i mam kompleks niższości. Dla mnie jest gigantyczna różnica pomiędzy krytyką, a uderzaniem w czuły punkt, dla niego, wszystko to są tylko słowa, on może powiedzieć, co mu się podoba, a jeśli mnie to zaboli, to tylko dlatego, że ja sobie na to pozwalam, bo to ja to tak odbieram, to jest w mojej głowie i ja się powinnam uodpornić.

Przeczytaj te słowa jeszcze raz, jakbyś czytała czyjąś wypowiedź. Co widzisz? WSZYSTKO TO MOJA WINA...TO JA NIE POTRAFIE...JESTEM NIEDOJRZAŁA...

Skoro tak o sobie myślisz to nie dziw się, że Twoje emocje są tak eskalowane przez Ciebie. Walczysz sama ze sobą. Ale czy na pewno jest tak, że słowa to nic? Czy na pewno jest tak, że ludzie mają prawo nas ranić, mówić przykre rzeczy a nam nie wolno się z tym źle czuć? Za emocje swoje jesteś odpowiedzialna oczywiście, ale to dwie strony mają konflikt, więc odpowiedzialność jest też po jego stronie. On powinien zrozumieć, że coś Cię rani. Jesteś wrażliwa i co z tego? Masz prawo do swojej wrażliwości. Po jego stronie spoczywa odpowiedzialność jak rozmawiać z Tobą, by Cię nie ranić. Oboje musicie wypracowac kompromis.

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Gośka J.:
Przeczytaj te słowa jeszcze raz, jakbyś czytała czyjąś wypowiedź. Co widzisz? WSZYSTKO TO MOJA WINA...TO JA NIE POTRAFIE...JESTEM NIEDOJRZAŁA...
Nie, ja tak o sobie nie myślę, przytoczyłam w tym fragmencie dokładnie jego słowa jakie padają pod moim adresem.

Skoro tak o sobie myślisz to nie dziw się, że Twoje emocje są tak eskalowane przez Ciebie. Walczysz sama ze sobą. Ale czy na pewno jest tak, że słowa to nic? Czy na pewno jest tak, że ludzie mają prawo nas ranić, mówić przykre rzeczy a nam nie wolno się z tym źle czuć? Za emocje swoje jesteś odpowiedzialna oczywiście, ale to dwie strony mają konflikt, więc odpowiedzialność jest też po jego stronie. On powinien zrozumieć, że coś Cię rani. Jesteś wrażliwa i co z tego? Masz prawo do swojej wrażliwości. Po jego stronie spoczywa odpowiedzialność jak rozmawiać z Tobą, by Cię nie ranić.
Tylko właśnie nie umiem w żaden sposób mu tego wytłumaczyć. On uważa, że każdy może powiedzieć na temat drugiego, co mu się podoba, a to nasza wewnętrzna pewność siebie nie powinna dopuszczać do tego, żeby dane słowa nas raniły, jeśli się z nimi nie zgadzamy.

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Monika C.:
Kiedy czytam Twoją wypowiedź to rozumiem ja tak:
powiedzieć, że coś Cię wkurzyło to nic takiego.
Reakcja męża- a właściwie to jak Ty ja odbierasz (CZUJĘ, że to idzie w pustkę...wyprowadzi z równowagi) jest naprawdę bolesna. I być może to właśnie jest przyczyna tej złości. Może to właśnie przemilczasz i powinnaś to głośno powiedzieć. Jak dla mnie to w tym fragmencie Twojej wypowiedzi jest duży ładunek emocji. Wydaje mi się, że gdybyś te słowa kierowała do męża w chwili kiedy pojawia się takie uczucie, to być może mąż dalej by ignorował Twoje odczucia, ale Ty jednak czułabyś się inaczej niż kiedy zamykasz w sobie te wrażenia, lub gdy krzyczysz o nich po jakimś czasie i zapewne (jak to zazwyczaj robimy) trochę nie na temat, pod byle pretekstem. Moim zdaniem, tu się znajduje coś nad czym warto pracować.

No nie do końca to miałam na myśli. Nauczyłam się już mówić "na bieżąco" o emocjach. Chodzi mi raczej o to, że ja mówię, że mnie wkurza takim gadaniem, albo rani, albo że mnie zabolało to, co powiedział i nie widzę reakcji z jego strony, dlatego czuję, że to trafia w pustkę. W sensie, że ja to powiem, on nic sobie z tego nie zrobi i za jakiś czas sytuacja się powtarza.

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Robert G.:
To powiedz co sądzisz o takim zachowaniu, gdy już będzie słuchać.
I coś takiego się nazywa 'bierna agresja', możesz poczytać o tym i to też przedstawić, mechanizm tego drugiej osobie. To jest destruktywne tak samo jak wydzieranie się, mimo, że niby może wyglądać na spokojne, bo ta osoba, zostawią drugą w emocjach i udaje, że jej nic nie rusza. To jest agresywne, ale pod płaszczykiem spokoju. Poczytaj, podsuń mężowi, porozmawiajccie o tym gdy będzie spokój, dla Waszego obopólnego dobra.
Zupełnie nie wiem jak mam mu to podsunąć, bo on uważa, że to "psychologiczne bzdury" i nie będzie na to tracił czasu...
Ustalcie zasadę, że kończycie rozmowę, gdy oboje powiedzą to co chcą i oboje się zgodzą, że jest skończona może? Ja stosowałem coś takiego, gdy moja partnerka stosowała bierną agresję.
To może zadziałać, dzięki.
A powiedziałaś mu to, to co napisałaś tutaj wyżej, gdy jest chwila spokoju i gdy Cie słucha?
Tak, i kończy się kłótnią, bo przesadzam itd. itp., wszystko, co już napisałam wcześniej...
To się dogadajcie kto za co odpowiada, raz a porządnie. Jeśli on pracuje, a Ty nie, to sensownym jest byś pracowała w domu wykonując jakieś czynności za obojga, jeśli on przynosi wypłatę. Tylko to ustalcie i ustalcie ile Ty masz np. do dyspozycji kasy, za to, że pracujesz w domu i robisz rzeczy za niego, np. jego pranie. Jeśli nie potraficie żyć w zgodzie i nie spierać się o kasę i nie docinać sobie to taka umowa powinna być dobra. Przyzwyczaicie się i wtedy gdy on czegoś nie dopilnuje to będzie uzasadnienie kto ma rację i tak samo w drugą stronę, nie będzie niedomówień, nie będzie subiektywnej oceny tylko będzie, że albo pranie było raz na tydzień robione i podział kasy, albo nie było i wtedy jest powód by porozmawiać, by każde zrobiło to w czym jego działka jest.
Wierz mi, mam sporo ciekawszych zajęć, problem w tym, że pracuję z domu, a więc "ciągle jestem w domu i nic nie robię".

No to jak uzgodnicie co jest czyją brożką, nawet to wypisując może, to nie będzie, że nic nie robisz ttylko to będzie jakby Twoje zajęcie domowe, praca, dopóki nie masz innej pracy zawodowej i nie będzie to ani gorsze ani żadne inne, tylko to będzie umowa. I dopóki będziesz ją wypełniać to nie powinien marudzić i krytykować, wtedy.

Napisałam, że pracuję Z domu. Mam pracę zawodową, czasem pracuję po 12 h. Czasem nie pracuję, bo to zależy od zleceń i projektów, i wtedy faktycznie poświęcam czas na swoje pasje i czasem się trochę obijam, ale uważam, że mam do tego pełne prawo, bo generalnie pracuję więcej niż on i zarabiam więcej niż on. Pomijając już zupełnie kwestię, że - brutalnie to ujmując - zainwestowałam w niego sporo kasy, potem zdecydowaliśmy się wyjechać z Polski, zainwestowaliśmy wszystkie moje pieniądze plus pożyczone od mojej rodziny. On przez ostatnie 8 miesięcy nie pracował, chodził co prawda na kurs specjalizacyjny i językowy, ale to 2-3h dziennie. A mimo tego, nie mogłam się doprosić o cokolwiek w domu, bo on siedzi przy komputerze i ciągle ma coś do zrobienia. I oczywiście stawia mi wymagania. Próbowałam z podziałem obowiązków wg listy i niesety nie zdało to rezultatu. "Bo jak mam czas, to powinnam to zrobić za niego, to w końcu dla dobra obojga są wszystkie czynności domowe".

Co do jeszcze wspominanego wcześniej chwalenia za coś. Przykład z wczoraj. Zrobiłam kolację, trochę bardziej wykwintną niż zazwyczaj (generalnie nie lubię gotować, chyba wspominałam już o tym, ale jak robię, to robię to smacznie), wyszła pyszna, co pochwalił przy pierwszym kęsie, po czym zaraz dodał: byłoby cudownie, gdybyś tak gotowała codziennie. No i mnie coś takiego podcina skrzydła, bo dla mnie są to oczekiwania, których nawet nie mam ochoty spełniać...Patrycja Kasznicka edytował(a) ten post dnia 25.04.13 o godzinie 14:21

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Rafał W.:
Jego zachowania są "wyzwalaczami" Twoich zachowań. Prawdowpodobnie kiedyś doświadczyłas silnych negatywnych emocji od osób dla Ciebie ważnych:

1. Czułas się lekceważona
2. Czułas się nie ważna
3. Czułaś się nie szanowana

Generalnie jeśli dotyczy to wieku dziecięcego:
- Czułaś się porzucona / nie kochana

W takiej sytuacji dziecko czuje lęk, frustrację, złość, depresję (tłumiona złość skierowaną przeciw sobie)

Tak, wszystko to prawda, tylko zupełnie nie wiem jak się pozbyć tego "bagażu". Tutaj dokładnie pasuje stwierdzenie "czym skorupka za młodu nasiąknie..." i mam wrażenie, że jest to tak głęboko we mnie 'wprasowane' że to już na całe życie... :(

Dzisiaj kontekts sie zmienił, ale wyzwalacze pozostały.... okreslone słowa, wyraz twarzy, ton głosu, pozycja ciała....

Dlatego tak ważne jest przeanalizowanie co słowo po słowie, obraz po obrazie,uczucie po uczucie dzieje sie przed samym wybuchem złości.... co się dzieje na zewnątrz a co w Twojej głowie.... co się dzieje z Twoim ciałem....

Przed samym wybuchem złości jest tak, że widzę, czuję, kiedy sprzeczka osiąga ten punkt, że wiem, że zostanę na przegranej pozycji, przegranej w mojej ocenie, bo jego zawsze musi być na wierzchu, nie jest w stanie przyznać się do błędu, a nawet jeśli nie chodzi o błąd, to nie jestem w stanie go przekonać, żeby było tak, jak ja chcę lub że zrobiłam coś tak a nie inaczej, bo tego wymagała sytuacja w danym momencie, generalnie czuję się zdominowana i bezwolna, bez prawa głosu, bez prawa do decydowania. Czuję, że z nim walczę, walczę o swoją pozycję w tym związku, tak, jak próbowałam kiedyś walczyć z moją dominującą matką, która nie akceptowała sprzeciwu i miała mnie za służącą (on zna tę historię i w chwilach, kiedy dochodzi do kryzysu, lubi powtarzać, że mam kompleks niższości zaprogramowany z domu; mówi także, że on nie jest nie jest żadnym z moich rodziców i nie może mi nic nakazać, a jednocześnie to robi, bo ma wobec mnie wymagania i oczekiwania, tak jak kiedyś matka, których ja nie mam ochoty spełniać).

I jeszcze bo jak tak o tym myślę, już trochę poza tym co się dzieje tuż przed, to w samym momencie wybuchu złości moje uczucie jest takie, że na zewnątrz jest cisza i spokój (bo jestem sama), a we mnie wrze, ta energia jest tak silna, że nawet nie mam pomysłu, jak mogłabym jej upuscić (sugerowane przez kolegę obok spiewanie, tańczenie, wydają mi się nieadekwatne do sytuacji, bo śpiew i taniec kojarzą mi się z przyjemnością, ja tańczę, kiedy jestem szczęsliwa, a nie wściekła) i takim 'upuszczaczem energii' jest ta ręka, która - gdyby mogła - to by strzeliła piorunem, ale ponieważ nie może, to przez tą rękę, przez samo to zamachnięcie się i rzucenie czegoś z ogromną siłą trochę tej energii upuszczam. Generalnie w takiej chwili to naprawdę czuję chęć fizycznego niszczenia.
Robert G.

Robert G. Wspieram i pomagam,
skype coach

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
Robert G.:
To powiedz co sądzisz o takim zachowaniu, gdy już będzie słuchać.
I coś takiego się nazywa 'bierna agresja', możesz poczytać o tym i to też przedstawić, mechanizm tego drugiej osobie.
Zupełnie nie wiem jak mam mu to podsunąć, bo on uważa, że to "psychologiczne bzdury" i nie będzie na to tracił czasu...

A jakbyś powiedziała... "Słuchaj, rani mnie, jak ucinasz nagle rozmowę i udajesz, że mnie nie słyszysz. To jest niedojrzałe, to nie jest partnerskie i nie chcę byś tak robił. Sam pewnie też nie chciałbyś, by ktoś się zachowywał jak ściana wobec Ciebie i udawał, że Cię nie słyszy i nie reagował. Jeśli więc sam byś tego nie chciał to i mi tak nie rób. Ja Cię świadomie i specjalnie nie ranię, a Ty to robisz i to stale. Czy wg Ciebie tak powinni się traktować ludzie, którym na sobie zależy i którzy się kochają? Czy może raczej powinni traktować drugą osobę, tak jak sami chcieliby być traktowani, z szancunkiem, rozmawiając i partnersko ustalając i dogadując się? Nie podoba mi się Twoje zachowanie wobec mnie, bo jest krzywdzące i nie traktujesz mnie na równi, nie szanujesz mnie i moich uczuć."

Mogłoby coś zmienić, pomóc, jakbyś tak powiedziała?
Ustalcie zasadę, że kończycie rozmowę, gdy oboje powiedzą to co chcą i oboje się zgodzą, że jest skończona może? Ja stosowałem coś takiego, gdy moja partnerka stosowała bierną agresję.
To może zadziałać, dzięki.

:)
Napisałam, że pracuję Z domu. Mam pracę zawodową, czasem pracuję po 12 h. Czasem nie pracuję, bo to zależy od zleceń i projektów, i wtedy faktycznie poświęcam czas na swoje pasje i czasem się trochę obijam, ale uważam, że mam do tego pełne prawo, bo generalnie pracuję więcej niż on i zarabiam więcej niż on.

To tym bardziej warto byście sobie raz i pożądnie, jak to się mówi "raz na zawsze", ustalili kto za co odpowiada, co jest czyją działką i to podzielili sprawiedliwie wg tego co kto lubi też. Jeśli Ty zarabiasz więcej, nawet jeśli masz więcej czasu wolnego, to nie znaczy, że masz sama wszystko robić w domu, czy też prawie wszystko. Niech on się zadeklaruje do jakichśtam czynności, podzielcie się tak byście oboje czuli, że ten podział jest sprawiedliwy. Zrobić pranie, gdy wystarczy wrzucić rzeczy do pralki, ustawić program i wsypać proszek to naprawdę nie jest trudne i wystarczy trochę chęci by się tego nauczyć, żaden problem. Róbcie to na zmianę, albo niech on weźmie na siebie gotowanie czy zakupy, albo coś innego.
Pomijając już zupełnie kwestię, że - brutalnie to ujmując - zainwestowałam w niego sporo kasy, potem zdecydowaliśmy się wyjechać z Polski, zainwestowaliśmy wszystkie moje pieniądze plus pożyczone od mojej rodziny. On przez ostatnie 8 miesięcy nie pracował, chodził co prawda na kurs specjalizacyjny i językowy, ale to 2-3h dziennie. A mimo tego, nie mogłam się doprosić o cokolwiek w domu, bo on siedzi przy komputerze i ciągle ma coś do zrobienia.

Jeśli Ci się to nie podoba, a mam wrażenie, że Ci się nie podoba to obgadajcie to, postaw sprawę jasno, partnersko, jeśli chcesz mieć partnerską relację i partnerskie stosunki z nim, zamiast stosunków "usługiwania" w robieniu wszystkiego w domu.

Każdy sobie może siedzieć na kompie i robić co mu się tam podoba, oglądać śmieszne rzeczy, czytać, gadać, grać, słuchac muzyki czy oglądać filmiki i każdy pewnie chciałby mieć na to czas, zamiast zmywać gary, podłogę, czy prasować albo robić zakupy, ale w partnerskiej relacji jedna osoba nie powinna wykorzystywać drugiej. Jeśli wchodzisz w rolę mamy, która wszystko za niego robiła i teraz Ty wszystko za niego robisz i się na to zgadzasz, to dla niego jest wygodnie by tak było dalej, by to trwało, byś tyrała a on by sobie robił w czasie wolnym co chce. To Ty musisz ten temat poruszyć, to Ty musisz się postawić, uargumentować i dać twarde warunki. Niech sobie sam pierze, prasuje czy gotuje, jeśli nie będzie chciał partycypować w tym. Nie jesteś jego służącą, no chyba, że chcesz być.

To trudne zmienić nawyki i podejście do kogoś kto się przyzwyczaił i będzie chciał bronić swoich "przywilejów" i swojej wygodnej pozycji, ale jeśli Ty sobie nie wywalczysz równego traktowania, to on raczej sam z siebie nie zaproponuje tego, że będzie robił więcej.
"Bo jak mam czas, to powinnam to zrobić za niego, to w końcu dla dobra obojga są wszystkie czynności domowe".

A Ty co na to?
Chce Ci się?
Chcesz niańczyć dorosłego faceta?
Chcesz równego podziału ról?
Chcesz partnerskich relacji?

Jeśli tak to powiedz to. Nie ma prawa Cię do niczego zmuszać.
Jeśli zapracowujesz na siebie zarabiasz to nie masz obowiązku robić czegoś za niego, bo też masz prawo do tego by wypocząć, zrelaksować się, zająć się tym na co masz ochotę, wyjść gdzieś, zamiast robić w domu to co on powinien swoim wkładem robić. Jak jest dla dobra obojga to czemu on tego nie zrobi? Niech zrobi dla dobra obojga, skoro jest taki cwany i wygodnicki. Niech da coś od siebie, a nie tylko bierze, żąda i oczekuje i ma pretensje jak coś nie jest zrobione.

Albo postawisz mu twarde warunki, że chcesz zmian, albo będzie jak było i jak będzie miał pretensje o to, że coś nie jest zrobione to wytykaj to co on zrobił to ile on czasu i pracy poświęcił dla domu i jakim prawem ma pretensje skoro się leni i nie pomaga? Prosto z mostu, aż zrozumie, że życie razem nie polega na wykorzystywaniu drugiej osoby.

wyszła pyszna, co pochwalił przy pierwszym kęsie, po czym zaraz dodał: byłoby cudownie, gdybyś tak gotowała codziennie. No i mnie coś takiego podcina skrzydła, bo dla mnie są to oczekiwania, których nawet nie mam ochoty spełniać...

Powiedziałaś mu to? To po pierwsze.

A po drugie obiektywnie byłoby cudownie jadać takie rzeczy codziennie, prawda? Nie chciałabyś? Więc może zbyt bierzesz do siebie. To mógł być intencjonalny komplement wręcz, że to gdy tak gotujesz to mógłby jadać codziennie.

Czemu mu nie powiesz, że "gdybym widziała, że się starasz, pomagasz też, nie zostawiasz mnie samej z ogarnianiem domu i gdybyś nie miał tylu pretensji to miałabym dużo więcej ochoty by pichcić tak dobrze dla nas i w naszym domu byłoby więcej pozytywnych uczuć i miłości, a gdy Ty oczekujesz, a mało dajesz od siebie to mi się odechciewa harować i starać, bo nie widzę wkładu w dom z Twojej strony".

Mów co myślisz i czujesz, bo gdy tłamsisz to w sobie, to on po pierwsze może tego nie wiedziec, a pod drugie nie do końca jest sie z samym sobą fair. Jeśli uważasz, że podział obowiązków domowych jest niesprawiedliwy to mów o tym i powiedz, że chcesz zmian w tym zakresie.
Robert G.

Robert G. Wspieram i pomagam,
skype coach

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:
"czym skorupka za młodu nasiąknie..." i mam wrażenie, że jest to tak głęboko we mnie 'wprasowane' że to już na całe życie... :(

Nic nie jest na całe życie.

Przed samym wybuchem złości jest tak, że widzę, czuję, kiedy sprzeczka osiąga ten punkt, że wiem, że zostanę na przegranej pozycji, przegranej w mojej ocenie, bo jego zawsze musi być na wierzchu, nie jest w stanie przyznać się do błędu, a nawet jeśli nie chodzi o błąd, to nie jestem w stanie go przekonać

Widzisz, w tym ostatnim stwierdzeniu tkwi przyczyna.

Wmawiasz sobie, wymuszasz, uznajesz, nazwij to jak chcesz, ale uznajesz, że on jest wyrocznią, że on musi być przekonany, że jego zdanie jest ostateczne, że on osądza, że gdy to nie przekonasz to Ty przegrałaś.

Bzdu ra. Bzdura.

Nawet jeśli on sobie udaje, że nie słyszy, stanowczo i pewnie powiedz co Ty uważasz i dlaczego, po tym gdy on już się przestanie odzywać. Powiedz to czemu się z nim nie zgadzasz, powiedz co sądzisz o jego postawie typu "udaję, że Cię nie słyszę", powiedz dlaczego uważasz, że masz rację.

I jeśli chcesz, albo widzisz ku temu potrzebę powiedz co z tego wynika, np. "będę robiła pranie, kiedy ja będę miała na to ochotę i kiedy mi się uzbiera tyle rzeczy, że będę chciała zrobić pranie, a nie dbając o to by Tobie czegoś do ubrania nie zabrakło, bo jak chcesz to możesz sam robić pranie, mogę Ci pokazać, jak i sam sobie je rób" itp.

Wtedy nie będzie wcale, że Ty przegrywasz. Zostajesz przy swoim zdaniu, uważasz, że masz rację i uwypuklasz czemu on się myli i na tym się kończy dyskusja, więc nie ma wcale tego, że przegrywasz. W ogóle nie ma potrzeby byś to rozpatrywała jako przegrana albo nie.

Wygrana jest gdy pozostajesz spójna z sobą, z tym co myślisz i czujesz, nie musisz sobie wmawiać, że musisz wygrywać jakąś kłótnię. Rób co chcesz, nie dawaj się zmuszać do tego czego nie chcesz i tyle. Nie zmuszaj siebie do tego by uzyskać jego aprobatę, bo tym samym oddajesz mu władzę nad swoim samopoczuciem, uzależniasz się od jego "wyroku"
czuję się zdominowana i bezwolna, bez prawa głosu, bez prawa do decydowania. Czuję, że z nim walczę, walczę o swoją pozycję w tym związku

To nie walcz o pozycję w związku, tylko walcz o to byś robiła to co chcesz i nie robiła tego czego nie chcesz i już.
lubi powtarzać, że mam kompleks niższości zaprogramowany z domu

To sobie to odprogramuj, przeprogramuj :) tak jak wyżej sugeruję. Zacznij po prostu robić inaczej.
mówi także, że on nie jest nie jest żadnym z moich rodziców i nie może mi nic nakazać, a jednocześnie to robi, bo ma wobec mnie wymagania i oczekiwania, tak jak kiedyś matka, których ja nie mam ochoty spełniać).

Bo to Ty sobie narzucasz obowiązek by jego wymagania i oczekiwania spełniać!

Nie spełniaj ich :) proste. Gdy czujesz, że są nieuzasadnione nie spełniaj, olej, niech sam je sobie spełnia.
I jeszcze bo jak tak o tym myślę, już trochę poza tym co się dzieje tuż przed, to w samym momencie wybuchu złości moje uczucie jest takie, że na zewnątrz jest cisza i spokój (bo jestem sama), a we mnie wrze, ta energia jest tak silna, że nawet nie mam pomysłu, jak mogłabym jej upuscić (sugerowane przez kolegę obok spiewanie, tańczenie, wydają mi się nieadekwatne do sytuacji, bo śpiew i taniec kojarzą mi się z przyjemnością, ja tańczę, kiedy jestem szczęsliwa, a nie wściekła)

To wyuczony nawyk to co robisz w momencie złości. Niektórzy trzaskają drzwiami i wychodzą, inni siedzą i tłumią w sobie nic nie mówiąc, inni rzucają przedmiotami, inni wrzeszczą, inni fizycznie atakują i dochodzi do rękoczynów, inni wyzywają, inni naigrywają sie z drugiej osoby. To nawyki, wyuczone nawyki.

A nawyki można tworzyć nowe, zastępując te obecne. Te przykłady były dziwne, ale jeśli byś się nauczyła pojawiającą się złość rozładowywać zanim urośnie w jakiś sposób, innym zachowaniem, to byś potrafiła sobie lepiej z tym radzić. No tylko to jest wtedy forma ucieczki, która wpływa na skutek a nie na przyczynę, a lepiej przyczynę zmienić, bo to jest wtedy trwalsze, trwalszy efekt daje.

Albo innym dobrym sposobem jest mówienie o uczuciach. Np. "wkurza mnie, gdy tak robisz, zaczyna we mnie wzbierać złość, gdy słyszę pretensje itp. itd." samym mówieniem można wtedy, nie dość, że wyrazić, co drugą osobę informuje jak jej słowa i zachownaie wpływają na nas, to jeszcze pomaga wyładować te emocje na bieżąco i przez to jest szansa, że aż tak nie urosną.
Marta Witan

Marta Witan Follow your
instincts. That's
where true wisdom
manifests...

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Hej!
Czytając to co napisałaś pomyślałam sobie, że z dwojga złego może lepiej, że tłuczesz szklanki, a nie kumulujesz całej złości w sobie. Takie kumulowanie może prowadzić do autoagresji i poważnych chorób. Masz prawo wyrażać swoje emocje, ba nawet powinnaś dla swojego zdrowia psychicznego. Mimo, że pisałaś, że powinnaś się zmienić to mam wrażenie, że problem nie tkwi tylko w Tobie. A co z Twoim partnerem? Mówiąc o Twoim zachowaniu jako telenoweli nie okazuje Ci chyba wsparcia czy zrozumienia? Może nawet w jakiś sposób próbować Tobą manipulować na zasadzie, Ty jesteś zła bo nie panujesz nad emocjami, a ja mam rację. Choć to są moje luźne spekulacje.
Warto jest też żebyś dokładniej się przyjrzała jakie mechanizmy kierują Tobą w momencie złości (może być to jakiś drobny gest, który łączy się z przeszłością). W miarę możliwości staraj obesrować siebie i wsłuchać w to co czujesz w takim momencie. Może zobaczysz jakieś wzór?
Warto by było, żebyś też otwarcie porozmawiała ze swoim mężem o tym co Cię boli i poszukała może jakiegoś innego źródła rozładowywania emocji. Ty będziesz wiedzieć, który będzie dla Ciebie najlepszy.
Pozdrawiam,
M.
Rafał Winnicki

Rafał Winnicki PKO BP Departament
Restrukturyzacji i
Windykacji Klienta
...

Temat: Okazywanie złości, granice i szacunek w związku

Patrycja K.:

Masz prawo walczyć o swoje dobro z każdym, kto chce Ci je zabrać:
- ze swoim mężem (który narzuca Ci jak sie zachowywać)
- ze swoja złością (która narzuca Ci jak się zachowywać)
- z wszczepionymi Ci poglądami i przyzwyczajeniami (które narzucają Ci jak masz się zachowywać)
- ze społecznym zwyczajem (który narzuca Ci jak masz się zachowywać)
- z religią (która narzuca Ci jak masz się zachowywać)

Ta walka to nic innego jak "Stawanie sie Człowiekiem"
RaV



Wyślij zaproszenie do