Temat: nadwrażliwy
Jan Kowalski:
Po prostu bardzo źle to znoszę. Krótko mówiąc jest mi przykro. Nie chcę się rozczulać nad sobą, ale każdą najmniejszą wzmiankę o tym, że coś jest nie tak, nawet głupie zwrócenie uwagi, że mam zagięty kołnierzyk w koszuli, za dużo mleka wlałem do kawy, czy źle zaparkowałem samochód. Takie błahostki, ale one rujnują moje życie.
To nie są wcale błahostki. Ale mogę sobie wyobrazić, iż z zewnątrz tak to może wyglądać.
Pozwalasz, aby te błahostki rujnowały Ci życie.
Reaguję różnie. Czasem chowam wszystko w sobie, po czym dramatyzuję w samotności. Innym razem krzyczę (pozornie bez powodu) na rozmówcę, wyolbrzymiając i odbiegając od tematu spornego. Nie radzę sobie z tym. Próbuję ale jak widać mało efektywnie. Toteż piszę tu.
Nie łączysz tych dwóch sytuacji? to znaczy chować w sobie to, co chcesz powiedzieć (bo nie wiesz, jak zareagować), a z drugiej wybuchasz w sytuacjach nieprzewidzianych.
Często jest tak, iż im więcej przeżytych sytuacji trzymamy w sobie, tym po jakimś czasie jak wulkan ,wybuchają. Podstawą nie jest nauka hamowania emocji, ale umiejętność reagowania w takich sytuacjach. Nie ty pierwszy i nie ostatni.
Ponadto wspomniana niska samoocena. Zgodzę się. Mam bardzo niskie mniemanie o sobie i tego też nie wiem jak zmienić.
Ja nie mówiłabym od razu o niskiej samoocenie? To, ze ktoś cię krytykuje a ty nie umiesz reagować w zdrowy sposób, nie musi od razu znaczyć, że masz niską samoocenę. Może po prostu warto nauczyć się asertywności (z jednej strony), a z drugiej nauczyć się wyrażać emocje, które siedzą w środku (pisząc wszystkie myśli, które krążą Ci po głowie, bo pewnie bez przerwy myślisz o tych sytuacjach i je analizujesz), a nie trzymać je w sobie i pozwalać, aby zjadły CIę od środka.
MOja hipoteza jest taka:
- nauczyć się reagować w powyżej opisanych sytuacjach, a samoocena wzrośnie
a nie podwyższyć samoocenę (no bo jak?), aby lepiej sobie radzić w trudnych sytuacjach.
Zdorwa samoocena jest przyczyną, czy EFEKTEM zmiany?