Ania
Kogut
referent, Urząd
Miasta Krakowa
Temat: Jak żyć po rozstaniu?
Mam 25 lat. Po prawie 7 latach narzeczony zadzwonił do mnie po pracy. Długo i miło rozmawialiśmy. Po chwili zapytałam się go "Mija powoli żałoba po babci, może pójdziemy wkrótce znaleźć dla nas sale?" A on na to "nie wiem czy chce" JA: "czego?" ON: "ślubu z Tobą, nie kocham Cię". Serce mi pękło. W ciągu jednej chwili zawalił się cały mój świat ;( Prosiłam go kilka dni o spotkanie i rozmowę- bezskutecznie. Diametralnie się zmienił! Stał się zimny, bezuczuciowy...Codziennie od miesiąca zasypiam z myślą- od jutra koniec łez. Czas wziąć się w garść i żyć dalej. Niestety rano (ok 4-5) budzę się z krzykiem i bijącym sercem! Budzę się, wołam go... a Jego nie ma! Po chwili uświadamiam sobie że już nie będzie!
Niestety nie zauważyłam kiedy zaczęło być źle, bo nawet dzień przed felernym telefonem był taki miły, dużo się uśmiechaliśmy, żartowaliśmy, przytulaliśmy... Tak kłóciliśmy się, ale to trwało chwilę, max 1 dzień- dłużej nie potrafiliśmy złościć się na siebie. Więc dlaczego? Mówi: "Nie wiem, ale jak mnie kochasz tak jak mówisz to pozwól mi odejść."
Nie wiem jak to przetrwać! Siostra jest szczęśliwą, młodą mężatką (dwa miesiące temu bawiłam się z narzeczonym na jej weselu). Przyjaciółki planują ślub. A ja Cierpię bo mojego ślubu nie będzie, cierpię bo one mają kogo przytulić, a ja?
A ja zaczynam się zastanawiać czy warto żyć.