konto usunięte
Temat: Jak znaleźć w sobie siłę?
Witam,Domyślam się, że podobne wątki już się tutaj pewnie znalazły, ale i tak mam zamiar opisać również mój.. Jestem ze swoim facetem już prawie 5 lat, praktycznie od razu zaczęliśmy ze sobą mieszkać, po 2,5 roku związku pojawiła się najcudowniejsza osóbka na świecie - Nasz Synek :)) . Okres sprzed ciąży wspominam jak najbardziej pozytywnie, owszem - pojawiały się kłótnie raz większe, raz mniejsze, ale przecież to normalne, prawda? Ale potrafił ze mną wychodzić na spacery, mówić, że jestem śliczna, że ma na mnie ochotę, potrafiliśmy cały dzień spędzić w łóżku wychodząc z niego tylko za potrzebą, albo żeby coś zjeść... a teraz? :(( od zajścia w ciąże nasz związek cały czas upada... i własnie z tym sobie nie radzę.. :( Wspomnę jeszcze, że wylecieliśmy razem do UK i już tak pozostało.. w czasie mojej ciąży, przylecieli do Nas moi rodzice na święta, i tak się niestety złożylo, że zmarł tutaj mój ojciec... :(( nie czułam oparcia od osoby z którą jestem, ale raczej chyba normalne, że tego oczekiwałam od ukochanej osoby? przytyłam 25 kg, z czego 10 już zrzuciłam, ze resztą trochę trudniej mi już idzie, ale się staram, już teraz dla samej siebie.. Nieraz mówił, że jestem gruba, że jestem głupia.. itd., itd.. Pracuję w fabryce, nie jest to rozwijająca praca, ale jest.. z angielskim tak sobie, bo pracuję wśród samych Polaków i szczerze mówiąc, nie miałam się "okazji" nauczyć.. Chcę coś osiągnąć w życiu, chciałabym pójść tutaj do szkoły, nauczyć się w końcu tego języka, znaleźć lepszą pracę.. , jeśli chodzi o figurę, to codziennie ćwiczę, staram się dbać o siebie.., ale przy każdej jednej kłótni słyszę, że jestem do niczego, że jestem śmieciem, że jestem ku*** :(( Moje życie wygląda tak, że wracam z pracy do pracy, bo w domu pomocy od niego nie mam .. On twierdzi, że nic nie robię, ale zawsze jest posprzątane, obiad zrobiony, dzieckiem też zajmuję się sama, na palcach jednej ręki zliczę ile razy był z nami na spacerze.. zawsze wszędzie chodzę sama.. :(( jak staram się zmotywować i coś osiągnąć, to przez właśnie teksty, że jestem śmieciem, jestem do niczego, ja po prostu tracę siły... Nieraz w czasie kłótni powiedziałam mu, że ma się wyprowadzić jak najwcześniej, ale jak miało do tego dojść, to ja go zatrzymywałam i właśnie tego nie ogarniam... Mam mętlik w głowie.. Nie jestem już pewna swoich uczuć, odsunął mnie od siebie, ale mimo to nie chcę, żeby odszedł.. Nie jestem uzależniona od niego finansowo, On jestem typem faceta, co od dziecka się nie odwróci pod kątem opieki czy dawania pieniędzy.. Zdarzyło się, że podczas kłótni mnie uderzył, nazwał ku*** (zresztą to dosyć często robi), wspomnę, że nigdy Go nie zdradziłam i nie mam tego zamiaru zrobić.. Za innymi dziewczynami potrafi się rozglądać, przesiadywać na "sex-czatach", co znalazłam.. i przez to wszystko moja samoocena strasznie spada.. wydaje mi się, że ja naprawdę jestem tą najgorszą i najbrzydszą.. Od roku gdzieś zaczęłam sama wychodzić z koleżanką na imprezy, i nie ukrywam, że trochę mnie to dowartościowało.., ponieważ widzę spojrzenia innych mężczyzn, czuję się atrakcyjna, zdarzyło się nawet parę razy, że jakaś dziewczyna podeszła mówiąc, że jestem ładna.. Jak nie ma Go przy mnie, to ja żyję.. naprawdę żyję, mam ochotę się śmiać, mam w sobie tą siłę by wszystko zmienić.., a jak tylko On sie pojawia - ja gasnę, nie mam sił, nic mi się już nie chce, nie wierzę w siebie... Już nawet najlepsza przyjaciółka mi dała do zrozumienia, że nasz związek nie ma sensu, że zmarnuję sobie życie, i że jak tego teraz nie zmienię, to będę kiedyś żałować.. Ja sama mam coraz częściej takie myśli..., ale to jest dużo łatwiejsze od zrobienia tego.. Zauważyłam, że coraz bardziej również mnie zaczynają pociągać inni... , którzy okazują mi zainteresowanie i nie mam na myśli tylko imprez...., ale mam taką naturę, że nie zrobię niczego, póki z kimś jestem.. Brakuje mi czułości, intymności nawet, bo w sferach łóżkowych również jest nieciekawie.. :( Rozmawiać ze sobą nie potrafimy.. nie pamiętam kiedy ostatni raz odbyla się między nami taka szczera rozmowa dotycząca Nas, Naszego życia czy syna.. widząc inne pary, rodziny wychodzące ze sobą chociażby na głupie spacery, a ja z moim Maluchem wiecznie sama, to aż mi łzy podchodzą do oczu... Nie wiem czy Go kocham czy to jest do tego stopnia tak mocne przyzwyczajenie, że nie mam siły odejść? On też tego nie robi..., tak jesteśmy, bo jesteśmy.. każde ma swoje drogi, rzeczy.. na spotkaniach ze znajomymi jak się robi jakieś zdjęcia, On nigdy nie chce ze mną, również mnie unika, nie rozmawia, jak zaczynam cokolwiek, to od razu mnie gasi, że my nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.. na pytanie po co ze mną jest nie odpowiada, zakłada słuchawki na uszy i gra... nie mam sił już na to.. mam 25 lat i to jest moj pierwszy napisany post w życiu, ponieważ wiem, że MUSZĘ w końcu coś zrobić... :( ale jak mam znaleźć na to siłę i w końcu się odważyć? :( pomóżcie.. :(