Temat: Jak uwolnić sie od toksycznych rodziców?
Angeliko, jeśli czujesz, ze chcesz się wyprowadzić, bezcelowym jest pytanie się innych o opinie. W tym rodziców. Nie licz na ich pomoc, bo jej nie potrzebujesz, nie potrzebujesz niczego z ich strony, a kolejna rozmowa z nimi na ten temat do niczego nie doprowadzi, poza próbami przekonania Cię do ich słusznej drogi i decyzji (a nie Twojej). Przechodziłaś już przez to, z tego co czytam, co pewnie jedynie wzbudziło Twoje wątpliwości czy to co chcesz zrobić jest słuszne, do tego wyrzuty sumienia, bo nie spełniasz ich oczekiwań nie dając się kontrolować i żal (to rodzice, spodziewałaś się po nich zapewne wsparcia, a nie czegoś takiego).
A później pytają Cię skąd się bierze Twoje złe samopoczucie.
Każdy by się wkurzył w takiej sytuacji, w ogóle Ci się nie dziwię, bo sam przez to przechodziłem.
Rób to co jest zgodne z Tobą, nie z Twoimi rodzicami, ani z nikim innym. Nikogo nie pytaj o zdanie, gdy chodzi o Twoje życie.
Na pewno obawiasz się tego, że wyprowadzka może zakończyć się porażką i będziesz musiała wrócić do domu, przepraszając ich wszystkich, patrząc na złośliwe uśmiechy mówiące "masz co chciałaś", połączone z pytaniami "jak się czujesz?".
Nie chcę Cię zniechęcić, chcę być szczery. To możliwe. Podejmujesz ryzyko.
Co najważniejsze, okazujesz odwagę, działając zgodnie z sobą.
Potraktuj to jako przygodę, która zastąpi dramat w Twoim rodzinnym domu. Dramat może się też przerodzić w horror, ponieważ negatywne emocje, wywoływane przez Twoich rodziców, jak sama piszesz, doprowadzą w końcu do eksplozji,, a konsekwencje tego mogą być ciężkie i zmienić Twoją dalszą przyszłość lub zabierając Ci mnóstwo lat z życia.
Weź też pod uwagę, że ewentualny powrót do domu, nie przekreśla Twojej dalszej, dobrej przyszłości. Sama ją możesz jedynie zmienić na coś gorszego, działając niezgodnie z sobą, pozwalając innym zagłuszyć Twój wewnętrzny głos.
Wiem o czym piszę, bylem w bardzo podobnej sytuacji.
Dziewczyna, obce miasto, niemal pełen spontan, zero przygotowania, wszyscy i wszystko mówiło "nie", tylko serce mówiło "tak". Po 7 miesiącach musiałem wrócić.
Wyjazd kosztował mnie tony nerwów i stresu, ale dzięki niemu znalazłem pasję, cel w życiu stał się znacznie wyraźniejszy. spotkałem mnóstwo bardzo ciekawych osób (nie będę kłamał, że wyłącznie życzliwych), odwiedziłem wiele miejsc, bardzo wzmocniłem się psychicznie i przeżyłem wspaniałą przygodę, którą nie zamieniłbym na nic innego.
Planuje kolejny wyjazd, tym razem znacznie dalej i zapewne na stałe co wiąże się z lepszym przygotowaniem, (do Wrocka mogłem dojechać za 70zł, z Nowym Jorkiem problem jest większy, do tego wiza, której nie dostaje się od tak) jednocześnie uczę się i robię to co kocham. Nikt mi nie może tego zabronić ani mnie powstrzymać, poza mną samym.
Nie wiem jak będzie w Twoim przypadku, każdy pisze własną, oddzielną historię.
Piszę o tym, abyś wiedziała, że ewentualna porażka to tak naprawdę błogosławieństwo, tylko nie widoczne od razu, mogące ujawnić, pojawić się później.
Praca, zarobek w tamtym miejscu, pozwoli Ci poczuć się pewniej, miej na uwadze, jednak, że życie potrafi zaskakiwać. "Oczekuj nieoczekiwanego".
Nie chodzi o to, aby gdy dzwoni dzwonek, podskakiwać ze strachu, biec do drzwi i patrzeć przez wizjer aby sprawdzić czy odwiedzić Cię chce wróg czy przyjaciel. Przez wizjer i tak tego nie rozpoznasz, kostiumy są teraz tanie i łatwo dostępne, a "wdzianko" człowieka ma każdy.
Wyjdź z "mieszkania" i sama dzwoń do drzwi innych, w międzyczasie zwiedzaj, podziwiaj widoki, baw się tym. Zaufaj sobie i innym.
Działaj zgodnie z sobą. Nic innego nie ma znaczenia.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 11.04.16 o godzinie 19:57