Temat: jak się odkochać...
Piotr Jaczewski:
To w czym problem?
Problem okazał się nie w odkochaniu, ani w czasie, jaki ma ono trwać. Po namyśle wyszło mi, że przekonania są silniejsze chyba nawet niż natura.
Bo w odkochaniu (a i innych tematach psychologiczno-życiowo-duchowych) rzeczywiście nie chodzi o to "co oni nam robią" i "dlaczego tak", ani nie też "ile to potrwa"..., bo z pełnym przekonaniem dziś dopiero twierdzić mogę, że to nie "oni nam robią", ale my sami sobie robimy. Zgodnie z tymi przekonaniami, które w danym momencie uważamy za prawdziwe. To my sami się "nakręcamy" np. na ból, bo przecież rozstanie MUSI boleć. Przedłużamy pozytywne myślenie o minonym, bo potrzebne są nam do czegoś stany psychiczne, które wywołuje wymyślanie wspomnień i budowanie scenariuszy na zaś. I te de i te pe.
A moja prawda okazała się taka, że czas pozwalania sobie na to aby mój toksyczny miał na mnie wpływ mógł być znacznie krótszy, gdybym po pierwsze przyjęła do wiadomości, że mogę być tą "świnią", która stawia w sposób kategoryczny granice (jako ta "dobra", czyli "ofiara" uważałam, że nie mam takich praw!!! Zamiast walnąć słuchawką wysłuchiwałam pretensji i na dodatek ładowałam się w poczucie winy, bo ja coś "muszę", skoro On ma te żale, kiedy dawno wszystko już skończone!!!...A Bozia to widziała i nie grzmiała...:)))
Po drugie, gdybym znała tą technikę, którą zastosowałam teraz, czyli użycie wyobraźni...wyobrażenie dorosłego faceta w pampersie i z koronkowym czepeczkiem niemowlaka wokół nieogolonej twarzy spowodowało CUDA!!! ;)))
Po trzecie nie ma po trzecie! Jesteśmy za siebie odpowiedzialni i możemy z tego korzystać nie tylko cierpiąc, skoro popiera to nauka, ale i nie cierpiąc wcale w nienaukowy sposób. Tylko sobie na to pozwolić. Tzn. na wykorzystywanie własnego potencjału zamiast wyuczonych gdzieś po drodze "prawd".