Temat: Jak pozbyć się koszmarów nocnych?
Magdalena Bartoszewska:
Gośka J.:
Każdy z nas inaczej przeżywa tą sytuację. Zdaję sobie sprawę z tego, że ojciec nie musi myśleć tak jak ja, ale wydawało nam się, że gdy mu wytłumaczymy nasze emocje to postara się to zrozumieć i da nam czas, ale on tego nie zrobił.
Jakie masz możliwości manewru?
Jakie mam możliwości?Mogę tylko to zaakceptować, co nie znaczy, że się z tym godzę. Staram się pracować 7dni w tygodniu, by nie myśleć i udaje mi się to, ale za to te emocje mi się śnią.
Poza tym żyję jak potrafię najlepiej, tak jak żyłam, gdy dziadkowie żyli, robię te same rzeczy, chodzę tymi samymi ulicami:)
Nie musisz akceptować. To czy zaakceptujesz czy nie i jak się w związku z tyn zachowasz, zależy tylko od Ciebie.
Co udało się uratować po dziadkach?
Na pewno pamięć.Każdy dzień jest dniem wspomnień. Robię wszystko tak, jak robili to oni-gotuję jak babcia, korzystam z jej sprzętu kuchennego; śpię na łóżku babci, które kazałam ojcu mi przywieźć do mojego mieszkania; korzystam z radia dziadka, w torebce mam obrazek babci, a na stoliku ramki z ich zdjęciami, chodzę z siostrami na cmentarz, sadzę kwiaty, zmieniam wodę w wazonie na grobie, gdy podejmuję jakieś decyzje najpierw myślę, co by zrobił dziadek na moim miejscu, a co babcia. Po babci uratowałam podejście i troskę o rodzinę najbliższą-rodziców, siostry, dzieci, poświęcenie siebie; po dziadku uratowałam siebie jako jednostkę indywidualną-trzeźwe decyzje, rozwijanie się, swoich pasji, kontrolowanie emocji, oraz od lat piszę wiersze, co robił również dziadek i to po nim odziedziczyłam.Wszystkie emocje, które mam w środku, a których nie okazuję na zewnątrz zapisuję w postaci wierszy. Po dziadku zabrałam książki wspólnie z siostrami - Łysiaka, o wojnie, władzy itp...
W sumie to uważam, że udało mi się uratować wszystko, co najcenniejsze.
W jaki sposób pożegnałaś dziadków?
Towarzyszyłam im w ich ostatniej drodze. 10miesięcy na zmianę z siostrami opiekowałyśmy się babcią dzień i noc, karmiłyśmy, myłyśmy, zmieniałyśmy pampersy. Babcia była pogodzona ze śmiercią, o co prosiła nas, dopóki mogła mówić-byśmy pozwoliły jej odejść.
Pamiętam, gdy moja najmłodsza siostra 20letnia śmiała się wtedy i mówiła jej, że ma sobie nie robić żartów.Powtarzała jej-nie umrzesz i koniec tematu. Średnia siostra stale płakała, lub milczała, ja jak ja robiłam to, co powinnam, przynajmniej wtedy wydawało mi się to odpowiednie-nie uroniłam łzy, rozmawiałam z babcią o wszystkim, co się dookoła działo, śmiałam się,a gdy trzeba było słuchałam jej i nie próbowałam zaprzeczać, gdy mówiła o śmierci. Chciałam być po prostu przy niej tak, jak ona tego chciała. Wracałam do domu, ugotowałam jej kompot, lub jakiś obiad i wracałam, by ją nakarmić itp...Całe 10miesięcy uporządkowane wg schematu ustalonego wspólnie. Dzień przed śmiercią babci pani doktor przyszła na wizytę i powiedziała nam, że to są ostatnie godziny, gdyż babcia była prawie dwa tygodnie nieprzytomna,siedziałyśmy przy niej do późna. Wtedy rozmawiałam z nią, opowiadałam różne rzeczy, głaskałam ją po ręce, mówiłam, że kocham ją najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni. Siostry płakały przy łóżku. W końcu postanowiłam, że pora się pożegnać i do tego skłoniłam siostry. Pocałowałam ją, przytuliłam i powiedziałam do zobaczenia kiedyś, czy coś w tym stylu i poszłam do domu.Babcia o 4rano zmarła.Przyszłyśmy rano i do godziny 17 siedziałyśmy zamknięte w pokoju z siostrami i robiłyśmy babci makijaż, ubierałyśmy itd.
Z dziadkiem było inaczej.Były długie rozmowy o mnie samej.Dziadek rozmawiał ze mną nie o śmierci, lecz o tym, co ja chcę robić w przyszłości, o czym marzę itd...Czytaliśmy książki Łysiaka, śmialiśmy się, urządzaliśmy przyjęcia, ja to nazwałam poetycko "obiadami czwartkowymi", kiedy to zapraszałam dziadka kolegów i wspólnie omawialiśmy jedną książkę.Moim zadaniem było zatroszczenie się o to, by dziadek miał ciepłe obiady i posiłki przygotowane świeże każdego dnia. Moje siostry robiły zakupy i sprzątały. Ja byłam "od rozrywki"-książki, wiersze, pogadanki, spacerki.Bardzo lubiłam swoją rolę, szczególnie, gdy wywoływało to uśmiech na twarzy dziadka. dziadek nie mówił o śmierci, a raczej o planach, o życiu, o zainteresowaniach.Chciał nawet otworzyć pensjonat:)Był silny i taką siłę przekazywał mimo choroby.Nie pokazywał złości, smutku.Był śmiech. Takie było żegnanie się, które upływało radośnie. Jednak sama śmierć dziadka spowodowała u mnie duży kryzys, o wiele większy niż po babci śmierci.Płakałam i płaczę do dziś na ulicach, oglądając telewizję.
Po śmierci dziadka powstała pustka kompletna. Straciłam nawet ochotę na jakiekolwiek relacje z mężczyznami.
Jednak ostateczny etap pożegnania w krematorium nigdy nie nastąpił, choć bardzo tego chciałyśmy. Ojciec nie zgodził się, byśmy patrzyły na kremację babci i dziadka. Nie wiedziałyśmy gdzie, w jaki dzień. Nigdy mu tego nie wybaczyłyśmy. Tak jakoś mamy takie emocje i żal, choć sama kremacja niczego i tak nie zmienia to dla nas miała znaczenie.