Temat: czy pod wpływem "nieskutecznej" terapii/zle prowadzonej
Marianna Frelek:
Gośka J.:
Marianno ja widzę, że Ty nie ufasz terapeucie. I obojętnie do jakiego pójdziesz skończy się tak samo, jeśli nie zaufasz i nie przyjmiesz tego, co terapeuta do Ciebie mówi. Na terapię trzeba być gotowym. Czy naprawdę byłaś kiedykolwiek na nią gotowa?
Z zaufaniem to zawsze miałam problem, ale były chwile, gdzie te zaufanie udało mi się odzyskać. Na terapii trudno było mi się poczuć bezpiecznie, a teraz fakt, mam wrazenie ze nie ufam nikomu (z soba włącznie). i to takie błędne koło, nie potrafię przyjąć własnych uczuć, bo się boje, ani innych słów
Widzisz. Bo terapia to relacja oparta na obustronnym kontrakcie. Jeśli terapeuta widzi, że z drugiej strony nie ma chęci współpracy to gdyby nie wiem co nie dojdzie do cudu. Po tym, co piszesz nie trzeba mi filozofować jak, po co i dlaczego tak się dzieje. Odpowiedź jest prosta: NIE UFASZ ANI TERAPEUCIE ANI TERAPII i tyle, więc obojętnie, co kto Ci tutaj napisze za elaboraty nic do Ciebie nie trafi póki nie otworzysz swojego umysłu na inną rzeczywistość.
Za wszelką cenę chcesz kontrolować przebieg terapii narzucając jej swoje ramy wyobrażeniowe. Nie podoba Ci się inne podejście, więc pakujesz swoje zabawki i odchodzisz. Tak się zachowują dzieci w piaskownicy. Nie pasuje im zabawa to zabierają wiaderko i łopatkę i idą gdzie indziej.
Ty jesteś dorosła a dorosłość to taki okres, w którym zamiast zabierać zabawki, myśli się nad obupólnym kompromisem i umową tak, by obie strony miały jakieś zyski. Za bardzo skupiałaś się na własnej wizji, by dać dojść do głosu terapeucie czy terapeutce.
Kolejna rzecz jest prosta jak sikanie: terapia czasem boli. Terapia czasem wkurza. Terapeuta czasem jest dla pacjenta bogiem z czasem wrogiem numer 1, bo mówi i odkrywa prawdę, którą druga strona przez wiele lat starannie grzebała w grobie.
Piszesz: 'ja od razu poszlam do dawnego terapeuty - to mnie zbył słowamy - ja tak mam, trudno mi się rozstać, bla bla bla. Zadna mi nowość, bo włąsnie z tym problemem przyszłam!!! '. To zdanie jasno pokazuje jaki masz stosunek do terapii i terapeuty. Stosunek leżący. Powszechnie wiadomo i logiczne jest, że skoro terapeuta mówi Ci o tym, jakie masz problemy to nie jest nic odkrywczego, bo skoro są Twoje te problemy no to terapeuta nie musiał ich wyciągać z kapelusza.
'Na terapii trudno było mi się poczuć bezpiecznie' - no fakt, bo jeśli z mety założyłaś, że terapeuta jest Twoim wrogiem i tylko taki obraz pielęgnowałaś przez resztę terapii no to logiczne, że nie czułaś się bezpiecznie.
'Byłam u ter. kilka razy i powiedziałam, ze chce zakonczyć to co zaczęłam, aby nie musiec powracać do niej, ani do kolgokolwiek innego. ale ter. stwierdziła, ze tak mam i że trzeba odczekać 8 m-cy!!!! Chwila moment! czyli ter. stwierdził,ze dla mnie to koniec, a ja to co? mebel? '- nie!!! Sęk w tym, że czasem jest tak, że terapeuta uznaje, iż nie jest to dobry czas, że pacjent nie jest gotowy na dalszy etap itd...Wtedy raczej pacjent powinien się zastanowić poważnie nad swoim stosunkiem do terapii, i czy aby nie ma w tym swojego udziału, że terapeuta tak decyduje. Idziesz na terapię po to, by podważać decyzje i pomoc terapeuty i mówić mu jak powinien prowadzić terapię, czy idziesz tam po to, by zaufać i skorzystać z jego pomocy?
'sęk w tym, że byłam u innych terapeutów i jakoś nie ptorafię się zwiążać. jest to dla mnie mega trudne i mam wrazenie, ze bez sensu'-bingo. Masz wrażenie, że jest to bez sensu. TY masz wrażenie. Uważasz, że zadaniem terapeuty jest zmieniać Twoje wrażenia i nastawienie, czy raczej Ty jesteś za nie odpowiedzialna?.
'straciłam matkę w wieku 10 lat - rozgrzebała mi matkę ta terapeutka (która w gruncie rzeczy bytła pochowana na innej terapii, ale ta terapeutka odnosiła się do postaci matki, wiec i ja sie przyczepilam i ja odkopałam). Koniec terapii utożsamiłam jak ze smiercią. zreszta to chyba 2-ga powtórzona trauma. ' - i w tych zdaniach potwierdziłaś swój totalny brak przygotowania do terapii. Nowa terapeutka jak sobie to wyobrażasz, że od czego ma zacząć terapię jak nie od źródła problemu, jakim jest śmierć Twojej matki?. Co z tego, że przerabiałaś to na poprzedniej terapii. Gdybyś ten wątek zamknęła i pochowała matkę nie musiałabyś rozpoczynać kolejnej terapii. To, że ją zaczęłaś dowodzi tego, że nie do końca Tobie udało się pochować matkę. To po pierwsze. Po drugie terapeutka sama określa, co jest źródłem problemu i ma prawo się do tego odnosić. Nie możesz jej powiedzieć: 'wie pani co...ale w sumie to niech pani ominie pierwsze 20 lat mojego życia, bo przerabiałam to na innej terapii...'. Widzisz absurd swojego postępowania?.
Jest to nie tylko absurdalne ale mało dojrzałe. Żadny terapeuta nie może godzić się na takie warunki terapii, jakie Ty mu narzucisz, bo PROBLEMEM JEST ŚMIERĆ TWOJEJ MATKI i obojętnie gdzie pójdziesz od nowa będziesz ten temat przerabiała. Każdy terapeuta musi zacząć od początku.
Na terapii Marianno często są łzy, wściekłość, żal, smutek, euforia, itd...Często niestety trzeba rozgrzebać stare dawne sprawy. To jest bolesne, ale konieczne.
Na pocieszenie powiem Ci, że kilka lat temu zmarli moi dziadkowie, którzy mnie wychowali. Do dzisiaj nie do końca pogodziłam się z ich śmiercią i też przeszłam już jedną terapię, ale nie byłam gotowa, by ich pogrzebać dlatego odeszłam z terapii i kiedy będę gotowa, by ich pochować, wtedy wrócę na terapię. Jestem w stanie naprawdę wczuć się w to, co przeżywasz, choć każdy troszkę inaczej przeżywa stratę, to jednak rozumiem Twój żal i emocje. Dobrze, że się do nich przyznajesz. Ale bez zaufania nie pójdziesz dalej i to, że drepczesz w miejscu to nie jest wina terapeuty ale Twojego braku zaufania Marianno.
'Tyle, że to mje życiE!!!! ' - owszem, ale jeśli powierza się jego część terapeucie, zawierza się jemu swoje problemy, to nie ma innego wyjścia jak zaufać i wpuścić go do kawałka tego WŁASNEGO TWOJEGO ŻYCIA, aby pomógł Ci powkładać różne jego elementy do właściwych szufladek.
'Problem jest też w tym, że ja się boje emcoji. boję się przezywać (teraz). chciałam przezyć załobę z kimś, a znów zostałam sama i jeszcze dokopana' - Ja też się boję emocji i je okazywać. Wiem jak to jest ubrać się w pancerz ze strachu przed przeżywaniem emocji, przed tym, co one z Tobą mogą zrobić, czy dasz radę to przeżyć, czy się załamiesz, czy raczej będą one Cię dalej motywowały, czy pogrzebią Cię żywcem. Ale życie to jest ryzyko. Nikt nie da nam ostatecznych odpowiedzi na egzystencjalne pytanie. Nie ma takiego filozofa i mędrca, który zna odpowiedź na każde pytanie i jest pewien tego, że to co mówi jest absolutną prawdą.
'i sie zapadam' - i będziesz się zapadać do grobu Twojej matki dopóki nie zaufasz terapii i nie powiesz: 'przyjmuję cię taką, jaką jesteś ze wszystkimi zaletami i wadami'.
AMEN