Temat: Wezwanie do zapłaty, bez umowy
Mariusz G.:
Ewa Dolińska:
Na potwierdzenie argumentu o przepisie z k.c. - Art. 72. § 1. "Jeżeli strony prowadzą negocjacje w celu zawarcia oznaczonej umowy, umowa zostaje zawarta, gdy strony dojdą do porozumienia co do wszystkich jej postanowień, które były przedmiotem negocjacji."
No i o czym ta dyskusja?
Przecież nie zostały ustalone wszystkie postanowienia - miały być dyskutowane w trakcie spotkania do którego nie doszło.
Jeszcze raz - na odległość mi to wyłudzeniem i oszustwem śmierdzi.
Ciekawe, czy panowie mają maila gov.pl czy też na jakiejś darmowej skrzynce?
Mariuszu - jeszcze raz. To, czy umowa została zawarta w drodze elektronicznej czy nie, to kwestia dyskusyjna, ale jak napisałam - ryzyko jest i w mojej ocenie całkiem wysokie. Ale najważniejszą kwestią jest, że Michał POTWIERDZIŁ zawarcie umowy uznając istnienie długu. Więc kwestia, czy negocjacje e-mailowe czy telefoniczne doprowadziły do zawarcia umowy, tak naprawdę nie ma znaczenia...
@Darek - zbiorczo i bez cytowania.
Po pierwsze - argument, o którym piszę powyżej Mariuszowi odnosi się też do Ciebie. Ale napiszę raz jeszcze - dyskusja o tym, czy umowa została zawarta czy nie, jest w dużej mierze bezprzedmiotowa, bo próba podważenia zawarcia umowy, gdy dłużnik (tj. Michał) uznał swój dług jest zajęciem dosyć karkołomnym.
Po drugie - odszkodowanie za prowadzenie negocjacji w złej wierze jest niezwykle trudne do uzyskania. A w tej sytuacji, to powołanie się na taki argument zaszkodziłoby bardziej Michałowi niż jego kontrahentom. Dlaczego? Otóż jest tak: kontrahenci prowadzili rozmowy i nawet bilet kupili - obalenie argumentu, że nie chcieli zawrzeć umowy jest delikatnie mówiąc mało prawdopodobne. Natomiast co zrobił Michał? Prowadził negocjacje, a na końcu nie przyszedł na umówione spotkanie, na którym umowa ta miała być podpisana. Kto zatem prowadził negocjacje w złej wierze? (pytanie jest retoryczne). <- żeby było jasne, stanowisko to nie jest zgodne z moimi prywatnymi odczuciami, ale jest tak logiczne i proste do udowodnienia, że każdy prawnik cieszyłby się mając takie sprawy na co dzień.
A co do obrażania - napisałam, że wykazujesz w tej dyskusji brak umiejętności czytania ze zrozumieniem i to podtrzymuję. Wnioski, jakie wysnuwasz, nie wskazują, że przytoczone argumenty wywołują proces myślowy adekwatny do doświadczenia, jakim się szczycisz (bo rozumiem, że ten coach to nie w siłowni...). Biorąc również pod uwagę, że każde podsumowanie tego procesu, czytaj: zdanie ze słowem "dom" w jednym z poprzednich postów, kończy się wiele mówiącym stwierdzeniem "hahahahahaha" pozwalam sobie ujawnić publicznie moje odczucia, zgodnie z którymi Twoje zachowanie zbieżne jest w mojej ocenie z zachowaniem rechoczącego głupka. W żadnej mierze moim zamiarem nie jest jednak ocena niczego więcej niż Twojego zachowania w tej konkretnej sytuacji bo: 1) nie mam potrzeby śledzenia Cię po forach i komentowania Twojego zachowania, 2) nie oceniam osób, których nie znam, pozwalam sobie jedynie skomentować ich zachowanie w zaistniałej sytuacji. jak więc możesz łatwo zauważyć - nie obrażam Ciebie, bo mój komentarz nie dotyczył Twojej osoby jako takiej, ale Twojej rechoczącej reakcji na moje rzeczowe argumenty. Niemniej jeśli chcesz uważać, że jest inaczej - nie krępuj się.
Btw - biorąc pod uwagę, że na GL wypowiadam się sporadycznie, fakt, że spośród tej niewielkiej liczby postów, jakie udało mi się spłodzić, wyłowiłeś te, w których kogoś obrażam (if any), pozwala mi przypuszczać, że Twoje działanie wywiadowcze zakrojone jest na naprawdę szeroką skalę. Aż mnie zawstydza takie zainteresowanie moją osobą. W razie czego, to autografy rozdaję po pracy ;)
Michale - wybacz, że na końcu, ale w końcu ad rem.
W moim prywatnym odczuciu zwyczajnie dałeś się wkręcić. Najpierw korespondując z ludźmi, których nie zweryfikowałeś, potem (a nawet zwłaszcza) uznając dług. Nie wiemy tak naprawdę jakie były intencje drugiej strony, więc trudno jest ocenić, czy zamiarem "Panów" było wyciągnięcie od Ciebie kasy licząc na Twój brak doświadczenia czy też zamiar był jak najbardziej "moralny". W obrocie gospodarczym zalecana jest ogromna ostrożność i "na gębę" nie daje się wiary. Po prostu. Ale skoro sytuacja już zaistniała...
Nie mogę powiedzieć Ci, co powinieneś czy czego nie powinieneś robić, bo wiąże mnie zakaz prowadzenia działalności konkurencyjnej. Poza tym - udzielanie porady prawnej w sytuacji, w której nie znam wszystkich szczegółów sprawy, nie jest moim zamiarem. Stąd moja rada, żebyś poszukał wśród znajomych lub znajomych znajomych prawnika, który pomógłby Ci przejrzeć wszystkie "ślady" i zorientować się, na czym tak naprawdę stoisz.
W mojej ocenie tak naprawdę można by próbować czterech rzeczy:
1) podważyć istnienie umowy, więc jednocześnie długu - ale jak pisałam, to będzie bardzo trudne i jeśli sprawa wyjdzie poza negocjacje e-mailowe to najprawdopodobniej będzie Cię to więcej kosztowało niż spłata długu,
2) powołać się na błąd przy uznaniu długu - też trudne, ale do oceny szans powodzenia potrzebna byłaby analiza wszystkich okoliczności związanych zarówno z negocjacjami jak i z powiadomieniem Cię o istnieniu długu,
3) metodą "na cwaniaka" - czekać aż panowie przyślą listem poleconym wezwanie do zapłaty, ewentualnie wcześniej wysłać mailowo argumenty prawne opracowane przez kolegę / koleżankę prawnika, nawet jeśli byłyby "na wyrost". Zawsze istnieje jakaś szansa, że Ci panowie to naciągacze i nie zaryzykują ponaglania Cię do zapłaty w bardziej wyrafinowanej formie i/lub ciągania się po sądach dla 1300 zł. Od nakazu zapłaty możesz wnieść sprzeciw lub zarzuty (w zależności od postępowania) i uprzedzenie Panów, że czeka ich spór sądowy, może (ale nie musi) ostudzić ich zapędy
4) oczywiście możesz też zapłacić ;)
Jedno jest pewne - nie rób teraz nic bez zastanowienia i konsultacji z prawnikiem. W szczególności, nie rób nic sam.