Temat: operacja w prywatnym szpitalu
Tak, oczywiście, ze podpisywałam papier przed samą operacją, po łyknięciu już głupiego jasia, ale to nie ma akurat znaczenia, wpadłam do szpitala o 14, o 15.30 podano mi jasia, o 15.40 dano papier do podpisania, o 15.50 byłam już na sali operacyjnej.
Jak to w prywatnym szpitalu. Szczerze? Nie wiem co jest w tym papierze, nie pamiętam, może to co piszesz.
Nie było mowy o dwóch operacjach przed operacją, była mowa o jednym tylko zabiegu i to miało pomóc i miał być pozytywny efekt, tak mi mówiła pani doktor, która bardzo optymistycznie do tego podchodziła. Kilkukrotnie się widziałyśmy, kilkukrotnie mnie o tym zapewniała i dlatego zdecydowałam się to szybko zrobić.
Na wizycie kontrolnej po operacji sama pani doktor powiedziała, że nie jest dobrze, że może się poprawi, ale nie musi i ze moze będzie potrzeba ponownego zabiegu. Nie rozmawiałam wtedy za ile itd, bo rzeczywiście jeszcze ufałam i myślałam, ze może będzie poprawa. Na wizytach u niej zawsze było mowa tylko o jednym zabiegu. To samo mówi innym swoim pacjentom. W tej chwili ammy już do siebie kontakt i wymieniamy się informacjami na jej temat. Aha, podaje wszystkim dokładnie te same leki, jest ta sama procedura.
Jak mówię, w międzyczasie poznałam osoby, które się leczą u tej samej pani doktor. Jedna z tych osób miała mieć zabiegi na NFZ, okazało się, że pani doktor nawet nie wprowadziła jej nazwisko do planów operacji mimo podawania wcześniej odpowiednich leków przygotowujących do operacji. Osoba ta z żalem, ale odpuściła i czekała na kolejny termin, a tera już na kolejny, bo znowu została nabita w butelkę i znowu jej nie było w planie operacji. Wszystko było ustalane w jej prywatnym gabinecie.
Mi również to proponowała, ale zależało mi na czasie i dlatego zdecydowałam się na prywatną klinikę i szybką operację, a nie półroczny termin.
Okazało się również, że wspaniała pani doktor w delikatny sposób podpytywała nas o to co robimy, czym się zajmujemy itd, tak jakby chciała wiedzieć czy nas stać na prywatne zabiegi. Ok, mnie było stać i nie zastanawiałam się pieniądze czy czas, ale liczyłam na to, ze będę płacić raz, będę miała wszystko ok z oczami po jednym zabiegu (taka była wcześniej mowa na wizytach). No cholera ufałam jej. Ale teraz zaczynam mieć coraz większe wątpliwości.
No i te kolejne blizny, już w innych miejscach, przeraża mnie to i chcę to jakoś normalnie załatwić z panią doktor, polubownie, a nie naskakiwaniem na nią, ze źle robi zabiegi. Wiedziałam, ze po tym jednym zabiegu blizny zejdą z czasem, ale wiem już, że po drugim nie zejdą. Najgorsze jest to, ze jest jedyna w swoim rodzaju, nie ma konkurencji w Polsce, nie ma gdzie iść na skonsultowanie tego co ona robi, na ocenę stanu zdrowia. Mogę to zrobić, ale nie w Polsce.
Mam jakieś szanse na darmowy drugi zabieg czy nie? Jak z nią rozmawiać, zeby było spokojnie i grzecznie, ale konkretnie. Nie chodzi mi o jakieś odszkodowanie za ubytki na ciele, pal sześć, oczy są dla mnie ważniejsze.
Beata B. edytował(a) ten post dnia 19.12.08 o godzinie 20:45