Temat: Czy można pozwać prawnika lub adwokata za przegraną...
Adam Bulandra:
Magdalena Sośniak:
Najwięcej do powiedzenia w sprawie:
a) odpowiedzialności prawnika za skutek,
b) wynagrodzenia, które powinno być wypłacone wyłącznie "od wygranej sprawy"
mają do powiedzenia ci, którzy nigdy nie wykonywali tego zawodu i nie wiedzą ile czasu trzeba poświęcić na osiągnięcie rezultatu przynajmniej zbliżonego do zakładanego. Nie zrozumiem już chyba nigdy, dlaczego prawnik jest jedynym chyba zawodem, w odniesieniu do którego większość społeczeństwa oczekiwałaby pracy za darmo i najlepiej z gwarancją zbliżoną do gwarancji za zakupywany towar.
Oj jakze mi zal Pani...
Wypowiedź miała charakter opinii a nie żalu do całego świata dlatego też współczucie jest ostatnim uczuciem jakie chciałabym kiedykolwiek w kimkolwiek wywołać.Byłoby mi naprawdę niezmiernie przykro, gdyby rzeczywiście mi Pan współczuł. Na szczęście traktuję to jako zbędny cynizm :-)
Ciekawe, ze prowadzac firme codziennie
ponosi sie odpowiedzialnosc za podejmowane decyzje, ktore w weikszosci maja wymiar prawny. majac zatrudnionych pracownikow ponosi sie odpowiedzialnosc takze za ich los, bo miesiac w miesiac trzeba wytwarzac zysk by miec za co zaplacic osobom zatrudnionym.
Prowadziłam firmę (produkcyjną) sporo czasu i nadal dość aktywnie się tym zajmuję. Większość kancelarii to także firmy, który powołane przez Pana problemy raczej nie są obce. Na pewno ich problemów z wypłatami dla pracowników (na których nie składają się wyłącznie prawnicy) nie rozwiąże zasada wypłaty wynagrodzenia wyłącznie za sukces.
Dlaczego zatem adwokat czy radca boi sie odpowiedzialnosc wzgledem jednego klienta??
Nigdy nie bałam i nie boję się odpowiedzialności wobec klienta. Prawo to jednak dziedzina humanistyczna i pozwala na różne interpretacje. Jestem w stanie ponosić odpowiedzialność za błędy, za braki formalne, niechlujstwo, niedbałość. Jestem w stanie ponosić odpowiedzialność za brak zakładanego skutku - jest nią utrata dobrej opini i brak wynagrodzenia - tzw. succes fee.
Porównując do Pana Mariusza i bines planu: gwarantuje Pan że bank udzieli kredytu, ale czy gwarantuje Pan również, że przedsiębiorstwo Pana Klienta rzeczywiście osiągnie zakładane parametry? Pracowałam kiedyś również w doradztwie. Byłam w stanie zagwarantować, że mój wniosek o dotację unijną przejdzie badanie formalne i z wysokim prawdopodobieństwem określić otrzymanie dotacji. Dlatego za sporządzenie prawidłowego formalnie wniosku powinnam pobrać część wynagrodzenia. Jeżeli wniosek "odpadłby" formalnie, oczywiście ponoszę pełną odpowiedzialność, zwracam pieniądze i ponoszę odpowiedzialność odszkodowawczą. Ale jeżeli prawidłowy wniosek z wysoką punktacją nie otrzyma dotacji, to karą dla mnie będzie brak wynagrodzenia za sukces, ale nie ponoszę winy za taką a nie inną ocenę inwestycji. Bo ocena pozostanie oceną, nawet jeżeli ma bardzo ściśle określone kryteria (jak w przypadku wniosku unijnego). Takiej ocenie podlega także sprawa w sądzie, z tą różnicą, że kryteria są znacznie mniej przewidywalne a Sąd ocenia wiarygodność i moc dowodów według własnego przekonania.
Strach przed odpowiedzialnoscia jest przyczyna
zapasci wymiaru sprawiedliwosci.
"Zgoda buduje niezgoda rujnuje!"
Dla mnie to demagogia.
"Jezeli dana osoba upieralaby sie wbrew opinii przy swoim to winna to robic na wlasne ryzyko bez profesjonalnej pomocy. Prowadzenie sprawy, ktora uznalo sie za rokujaca niskie powodzenie jest zwyklym naciagactwem." Fajnie jakby prawo było czarno-białe.
Nie rozmawiamy tu o przypadkach skrajnych, o krtorych Pani pisze nizej, ale stosunkowo prostych sprawach ktore zadza sie takim samym brakiem odpowiedzialnosci za wynik. Rozumiem sytuacje w ktorej prawnik mowi ze szanse sa takie i takie, jak to Pani ujela. Jezeli klient na to przystanie i ma pelna tego swiadomosc to wszytko jest ok. Niestety istnieje gros przypadkow w ktorych adwokat czy radca powie ze wszystko jest swietnie, a pozniej okazuje sie ze jednak swietnie nie jest.
Ale wtedy adwokaci (radcy) mowia: no wie Pani/pan takie sady w Polsce, taki wymiar sprawiedliwosci, takie prawo... wieczna mantra w jakim okropnym kraju zyjemy.
Cóż, tak jak powiedziałam, nie spotkałam się z tym zjawiskiem. Może otaczają mnie prawnicy, którzy potrafią ponosić odpowiedzialność za własne błędy (i wykupić w tym celu odpowiedniej wysokości polisę :-)
W zargonie biurokratycznym nazywa
sie to spychologia. W genialny sposob ta technike rrozmywania odpowiedzialnosci opisala Hanah Arendt w traktacie o przemocy. Tak prosze Pani brak odpowiedzialnosci za wlasne dzialania to przemoc.
Nie wiem, skąd przypuszczenie, że odkrywa Pan Amerykę i dlaczego stałam się szczególnym adresatem tego odkrycia, ale czuję się zaszczycona :-)Dla mnie przemocą z ktorą zawsze będę walczyć i która stała się przyczyną zabierania głosu w dyskusji, jest agresywna demagogia i uogólnienia oparte o wyjątki (Prawnicy to uład, Nieodpowiedzialni krwiopijcy żerujący na naiwności społeczeństwa, lekarze to łapówkowicze i mordercy).
Wzajemne psioczenie na siebie: sedziow na adwokatow, adwokatow na sedziow i wszystkich na zle prawo i urzednikow psuje wymiar sprawiedliwosci w najgorszy sposob.
A Pan nie psioczy i ten wymiar sprawiedliwości właśnie na tutejszym forum naprawia...A z drugiej strony niezmiernie przeszkadza Panu zasada nie pozwalająca na personalne przepychanki słowne pełnomocników procesowych. Ech, źdźbło w oku...
Prosze mi nie mowic o odpowiedzialnosci dyscyplinarnej bo to fikcja... bardziej sluzy zabiegom politycznym wewnatrz srodowiskka niz poszkodowanym obywatelom.
Muszę przyznać, że istotnie mam niewielkie doświadczenie w tym zakresie.
sądy na przestrzeni lat mają zmienną praktykę orzeczniczą. Nie wchodząc w zbędne szczegóły - mogę powiedzieć Klientowi (i dlatego odbyłam 5 lat studiów i 3 pół roku aplikacji że TO WIEM, albo WIEM GDZIE SZUKAĆ): W latach 90 orzecznictwo było takie a takie, mieli Państwo szansę, w latach takich a takich
To jedno z najbardziej kuriozalnych i zabawnych spostrzezen, jakie slyszalem - po osmiu latach studiow Pani juz wie gdzie szukac??
Cieszę się że Pan się uśmiechnął, bo miało być z przymrużeniem oka.
Nie takiego argumantu sie spodziewalem. Raczej takiego, ze osiem lat nauczylo mnie myslec, szanowac zasady ogolne i znac podstawowe zasady wykladni.
Hmmm. Tu także się różnimy, bo uważam, że aby myśleć nie trzeba tych 8 lat, no ale rzeczywiście to może być kwestia indywidualna.
Co do pozostałej części - żałuję, ale nie potrafię mówić w tym stylu- te lata nie pozbawiły mnie dystansu do siebie i świata więc niestety nie potrafię używać wzniosłych słów do zupełnie nie wzniosłej sytuacji.
Ale nie dzis liczy sie wyszukanie szczegolowego
przepisu jako recepty na wszytko - chocby byl najbardziej idiotyczny i sprzeczny z regulami jeszcze ustalonymi w Rzymie.
Uwielbiam reguły ustalone w Rzymie, Prawo rzymskie było na początku studiów moją prawdziwą pasją. Moje uwielbienie ogranicza się jednak do prawa cywilnego. Sądząc po ilości cykuty spływającej mi z monitora, Pana zamiłowanie jest szersze :-)
Taka praktyka tez psuje prawo i zycie spoleczne w ogolnosci, a niestety zaczyna zwyciezac rowniez w orzecznistwie sadowym (np. ETSu). Premiuje to wlasnie spryciarstwo i wyszukiwactwo.
Tymczasem najwybitniejsi prawnicy zawsze charakteryzowali sie zdolnoscia do abstrakcyjnego myslenia i konfrontowania partykularyzmow z fundamentalizmami.
Odnosząc się merytorycznie, jeżeli jest Pan w stanie przeciwstawić obowiązującemu (nawet głupiemu) przepisowi zasadę prawa rzymskiego, wygrać w oparciu o to proces i jeszcze z góry zagwarantować ten efekt Klientowi - Chapeau bas!
Dla jednych coś jest "spryciarstwem i wyszukiwarstwem" a dla innych profesjonalizmem, dlatego też niektórzy prawnicy muszą poświęcić na osiągnięcie określonego celu te jakże wywołujące współczucie długie godziny, podczas gdy inni uważają, że robić tego nie muszą, bo wystarczy odwołanie się do "zasad ogólnych".
To już kwestia metody pracy.
Wykladnia w porzadku prawnym szanujacym zasady ogolna i nie fetyszyzujacuym przepisow rzadko sie zmienia. Jesli rzeczywistosc polska odbiega od tych idsalow to jest to wina wylacznie prawnikow - po spolce adwokataow, radcow, sedziow, ale takze tych ktorzy decyduja o tym by studia prawnicze prowadzic w warunkach masowych spedow i upychania studentow na sile w salach z czasow wczesnonowozytnych.
Pozwolę sobie zacytować:
"Wzajemne psioczenie na siebie: sedziow na adwokatow, adwokatow na
sedziow i wszystkich na zle prawo i urzednikow psuje wymiar sprawiedliwosci w najgorszy sposob."
Czy w rezultacie (abstrachując od zasad etyki, które na to nie pozwalają) miałabym zgodnie z Państwa systemem wartości zostawić tych ludzi samych sobie, oszczędzając czasu naszemu wymiarowi sprawiedliwości, ze świadomością moją i Klienta - że bez mojej wiedzy i tych właśnie 9 lat nauki i kilku lat praktyki nie mają już żadnych szans na pewno?
Tu wlasnie wychodzi jak na dloni podstawowy blad myslenia wychodzacy z wlasnego ego i wlasnych korzysci a nie korzysci klienta. Tak rola prawnika nie jest branie i prowadzenie sprawy za wszelka cene - na stracenie lecz wytlumaczenie klientowi ze w takich i takich warunkach brak jest praktycznie szans na powodzenie i nie warto trwonic poieniedzy na wpisy, koszty, eksperyzy, etc.
Rozróżniam wydumane ego od realnej oceny sytuacji. Nawiasem mówiąc, Państwo o którym myślałam w rezultacie wygrali. Gdzie jest więc ta granica "wszelkiej ceny"?Wytlumaczenie klientowi ze w
takich i takich warunkach brak jest praktycznie szans na powodzenie i nie warto trwonic poieniedzy na wpisy, koszty, eksperyzy, etc to dla mnie podstawowy (minimalny) standard.
Jeżeli jednak klient i tak jest zdecydowany walczyć w oparciu o ten 1% szans, bo sprawa ma dla niego wymiar emocjonalny, to nie widzę powodu, dla którego nie mam mu pomóc. Właśnie dlatego, że dla mnie oprócz wygranej liczy się zaufanie Klienta. Są sprawy w których klient wie, że prawo nie zawsze oznacza sprawiedliwość i może przegrać, a nawet na 90% przegra, ale chce próbować i chce mieć świadomość, że zrobił wszystko żeby wygrać. Uważam natomiast, że dla takich "przegranych" spraw powinny obowiązywać indywidualnie ustalone stawki wynagrodzenia.
Nie rozumiem dlaczego oczekują Państwo, że nawet po 9 latach nauki będę mieć zdolność przewidywania orzeczenia, gdzie nawet Sąd Najwyższy w składzie złożonym z prawników o wiele większej wiedzy, stażu i stopniach naukowych niż ja może po prostu ZMIENIĆ KIERUNEK WYKŁADNI.
I znow te same bzdury. Sad Najwyzszy zmienia kierunek wykladni bardzo rzadko i zazwyczaj nie ot tak sobie, tylko w obliczu glebokich przeksztalcen spolecznych lub radyklanych zmian prawa, ktore tez mozna przewidziec.
Zasadniczo żeby Sąd Najwyższy w ogóle zajął się sprawą:
1)w sprawie występuje musi występować istotne zagadnienie prawne,
2) istnieje potrzeba wykładni przepisów prawnych budzących poważne wątpliwości lub wywołujących rozbieżności w orzecznictwie sądów,
Ile orzeczeń rocznie wydaje SN?
To bzdura naruszająca dobre imię tego zawodu. Jak w każdym zawodzie wykonywanym przez człowieka - zapewne mogą zdarzyć się patologie i temu służy m.in. odpowiedzialność dyscyplinarna (w tym zawieszenie w prawie wykonywania zawodu).
Fetyszyzacja etosu zawodu tez jest jednym z istotniejszych problemow korporacji. Adwokaci i radcy nie sa Bogami, ich zawod w moim przekonaniu jest zawodem nizszego zaufania spolecznego od zawodow o znacznie nizszym ETOSIE takich jak chociazby nauczyciele, ktorzy decyduja o faktycznym ksztalcie prezebiegu socjalizacji w ramach drugiej najwazniejszej insytucji spolecznej odpowiedzialnej za to jacy jestesmy.
Szacunek do własnej pracy i ludzi których w tej pracy się poznaje się nie ma nic wspólnego z fetyszyzacją zawodu. Jeżeli usłyszę uogólniające zdanie na temat kelnerek, także będę mówiła o dobrym imieniu zawodu, który z powodzeniem wykonywałam. Tylko kelnerki to taki niemedialny zawód...
Tak przy okazji, proszę mi się tu odstosunkować od fotografów :-)
Natomiast nie chodzi tu o romiar patologii ale o to, ze system sprtzyja jej istnieniu, i to system wzmacniany rekami nawet tych, ktorzy zachowuuja sie etycznie nienagannie.
Jest taka fundamentalna prawda o spoleczenstwie: cale zlo swiata bierze sie z biernosci dobrych ludzi. Zlo sie rozpanasza z niezwykla latwoscia, natomiast heroizm jest wyjatkiem. Pani wypowiedz najlepiej o tym swiadczy.
System, układ, dobrzy nauczyciele i źli prawnicy, fetyszyzacja zawodu, panoszące się zło...Dlaczego przypomina mi to 2005 rok?
Magdalena Sośniak edytował(a) ten post dnia 30.06.09 o godzinie 19:57