Temat: Czy można pozwać prawnika lub adwokata za przegraną...
Nigdy nie twierdziłem, że "success fee" powinno być jedyną formą wynagradzania prawników za ich pracę. Jest jedną z form.
Zgadzam się, że ta dyskusja przybrała formę wylewania żalów na bliżej nie skonkretyzowany krąg osób - prawników i w tejże formie nie powinna być kontynuowana.
Nie rozumiem takich uogólnień - palestra jest negatywnie odbierana przez społeczeństwo. Success fee jest podstawowym sposobem rozliczania w USA. Na jakiej podstawie oparte są te twierdzenia? Prowadziłeś kolego jakieś badania, albo korzystałeś z nich stawiając taką tezę? Jakoś społeczeństwo korzysta mimo woli z usług prawników, gdyby było negatywnie nastawione, nie miałbym pracy, a tak dzięki Bogu, jakoś jest z czego żyć. Nie odwoływałbym się również do anglosaskiego systemu prawa, jako że wygląda zupełnie inaczej niż nasz, rządzi się innymi prawami i zasadami. I tutaj dochodzimy do pewnego sedna problemu. Praca adwokata czy radcy prawnego jest źródłem jego utrzymania, tak samo jak praca hydraulika, mechanika, lekarza, sprzedawcy w sklepie, czy każdego innego człowieka. Jeżeli kupuję w sklepie kilogram ziemniaków, to nie mówię - zapłacę jeśli mi będą smakowały. Tak samo jest z naszą pracą. Płaci się za wykonywaną pracę, a nie osiągane efekty. Temu, czy je można osiągnąć służy postępowanie, o którym mowa wcześniej. Jeżeli ktoś źle ocenił sprawę, przyjął ją pomimo braku stosownej wiedzy, popełnił oczywiste błędy, czy obiecał pozytywny efekt, pomimo, iż z góry wiadomym było, że sprawy nie da się wygrać - podlega odpowiedzialności - cywilnej i dyscyplinarnej. Jeżeli natrafiasz na takich prawników Marcinie, to dochodź od nich swoich roszczeń przed sądami, w postępowaniu dyscyplinarnym, a nie wylewaj żali na forum, tym bardziej, że przypisujesz sobie prawo do uogólnień, kreujesz się na vox populi, którym nikt Cię nie uczynił.
Wybacz, ale wykonuję ten zawód już od jakiegoś czasu i mam skrystalizowane poglądy, które wcale nie brzmią - zachować status quo. Niestety, jest też tak, że nie jesteś w stanie ocenić do końca rzeczywistości wykonywania zawodu adwokata i radcy prawnego, dopóki choć chwilę w tym zawodzie nie popracujesz. Nie oznacza to, że odmawiam komuś prawa do krytyki, jednakże nie zobaczywszy jak wygląda ta praca od wewnątrz, jakie ilości wiedzy trzeba sobie przyswoić, ile czasu należy poświęcić na wypracowanie koncepcji, dzięki której ze sprawy beznadziejnej, skazanej na niepowodzenia, udaje się wyjść obronną ręką. Nie wiesz, jaki stres towarzyszy na każdym kroku tej działalności, kiedy Twój klient powierza Ci, nierzadko cały swój majątek, a Ty będąc pewnym swojej wiedzy i umiejętności, cały czas zadajesz sobie pytanie - a może jest jeszcze coś, o czym nie wiem? A może o czymś zapomniałem? Mówisz odważnie, że mamy przecież lexa, wystarczy kliknąć i się wszystko znajdzie. Po pierwsze - zdajesz sobie sprawę jakie są koszty zakupu i użytkowania lexa? Jeśli nie, to podpowiem - znaczne, a to podstawowe w tej chwili narzędzie pracy.
Poza tym, a może przede wszystkim, mam wrażenie, że Twoje posty odbiegają od tematu wątku. Miało być o pozywaniu adwokatów za przegraną sprawę, a tym czasem Ty starasz się wmówić wszystkim, że zasadą jest przyjmowanie spraw bez szans na ich wygranie i pobieranie za to wysokiego wynagrodzenia z góry. Prowokujesz zatem do spychania sprawy na poboczne, jakże drażliwe wątki. Ktoś może uznać, że jako prawnicy nie jesteśmy obiektywni w tej dyskusji. Być może, chociaż staram się zachowywać maksimum obiektywizmu. Niejednokrotnie zdarza nam się poprawiać pewne sprawy po nierzetelnych wcześniejszych pełnomocnikach, więc zdaję sobie sprawę, iż takowi istnieją. Z drugiej strony, takie uogólnienia, jakie stosujesz, sprowadzanie naszej pracy do kliknięcia w lexie jest po pierwsze dalece niesprawiedliwe, po drugie odbiega dalece od rzeczywistości.
Matematyki nie ma, bo i nie ma już egzaminów na prawo. Liczą się punkty ze świadectwa maturalnego. Za to na pierwszym roku jest logika, wstęp do prawoznawstwa a później teoria prawa. I zapewniam Cię, że te przedmioty uczą logicznego myślenia. Spór sądowy to nie równanie matematyczne. Skoro masz na tym polu sukcesy i bywasz w sądzie powinieneś wiedzieć. Wiele sporów sądowych bierze się też stąd, że ludzie przeceniają swoje zdolności logicznego rozumowania, sporządzania umów (bo przecież można z internetu ściągnąć), itd. Później się okazuje, ze jest problem i trzeba biec z nim do prawnika. O wtedy robią się koszty. A można było ich uniknąć prosząc o konsultację takiej umowy przy jej tworzeniu. I to wcale nie kosztuje niebotycznych pieniędzy. Przekonywanie jednakże, tak jak to robisz, że prawnicy w zasadzie nic nie robią, wyolbrzymiają trudności i kasują niebotyczne wynagrodzenia, nie zachęca do korzystania z uch usług. I kółko się zamyka. Prędzej czy później i tak przyjdą, ale z problemem, którego pewnie dałoby się uniknąć, gdyby poprosili wcześniej o poradę. Jeżeli wiec radzisz sobie zatem sam w sądzie - gratuluję. Ale nie zniechęcaj innym, bo wyrządzasz im krzywdę.
Piotr Dobrowolski edytował(a) ten post dnia 29.06.09 o godzinie 14:06