Maria Magdalena
Labuszka
(Włodarczyk)
Właściciel
Temat: Czy jest sens sądzić się? KUPNO MIESZKANIA Z UKRYTYMI...
Witam serdecznie,chciałabym przedstawić mój problem i zapytać o Waszą opinię:
Kupiliśmy z mężem niecały rok temu mieszkanie na kredyt od osoby prywatnej (będącej dalszą rodziną męża). Mieszkanie miało być w dobrym stanie technicznym, jednak szybko okazało się, że instalacja elektryczna jest konieczna do wymiany (ok 10 tys zł)- przy włączeniu małego urządzenia siadały korki, a kable kruszyły się w rękach. Dodatkowo już przy końcówce remontu, całkowicie zatkany został pion z kuchni, a że mieszkamy na parterze, woda z 11 kondygnacji wylewała się nam ze zlewu na mieszkanie (ok 15l/min). Chyba nie muszę mówić, że jeśli by wówczas mnie tam nie było, cały remont wartości kilkudziesięciu tys. zł byłby zmarnowany (ścianki g-k, podłogi), a ten obrzydliwy szlam, obniżyłby wartość mieszkania - nie dało się do domyć w miejscach gdzie wyciekł.
Generalnie moje pytanie:
1. Czy jest szansa udowodnić w sądzie jakieś zatajanie stanu technicznego i narażenie na koszty? Czy pod co to prawnie podpiąć, aby odzyskać włożone niepotrzebnie pieniądze?
2. Ile trwałby proces? ewentualnie kosztu?
3. Jakie dowody należałoby przedstawić sądowi? (tu dodam, że pracownicy, którzy robili remont mogliby potwierdzić stan instalacji elektr.; pracownicy pogotowia technicznego, które uratowało nas przed zalaniem - mogliby potwierdzić stan rur - do tego powiedzieli, że nasze mieszkanie 'jest najbardziej awaryjne na osiedlu' + oczywiście odpowiednie dokumenty).
4. Czy osoba, która sprzedała nam mieszkanie może udowodnić swoją niewiedzę na powyższy temat? (Dodam, że prywatnie wypiera się wszystkiego).
5. Jakie prawdopodobieństwo wygrania sprawy? Spotkał się już może ktoś z podobną???
I ostatnia sprawa (pytam na końcu, bo wydaje mi się, że w tym wypadku sprawa byłaby przegrana??) - sprzedawca lokum powiedział nam, że opaty z czynszem wyniosą nas ok 500 zł/mc. Okazało się, że sam czynsz bez opłat to 700 zł + reszta podstawowych opłat. Zatem zakładając, że mieszkalibyśmy tu jeszcze np 40 lat, różnica między opłatami realnymi a tymi obiecanymi wyniosłaby ponad ćwierć mln zł. Wiem, że niby mogliśmy o to wszystko zapytać w spółdzielni, pod którą podlega budynek, ale stwierdziliśmy, że to niepotrzebne-bo z osobą, która nam sprzedała mieszkanie, łączyły nas bardzo zażyłe i b. dobre stosunki. Czy tu też jest jakaś szansa?
Z góry bardzo dziękuję za opinie, bardzo zależy nam na odpowiedzi.