Temat: [PILNE] Poważny problem ze sprzedażą mieszkania.
Sytuacja jest cholernie ciężka, lecz niestety prawdziwa, dlatego bardzo proszę o poważne jej potraktowanie i liczę na porady życzliwych osób. W dniu 18-07-2008 roku zmarła moja ciocia. W spadku po niej, miałem dostać mieszkanie. Otwarcie testamentu było w dniu 23-12-2008 roku. Okazało się, że mieszkanie zostało zapisane na mnie i mojego brata po 50% na każdego z nas. W związku z tym, że byliśmy II grupą pokrewieństwa musieliśmy zapłacić podatek w kwocie 6210 zł (po 3105 zł na każdego z nas). Ja swoją połowę zapłaciłem, brat nie, ponieważ nie miał pieniędzy. Zapłaciła za niego matka. Podjęliśmy decyzję, że mieszkanie sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi po 50% na każdego z nas. Z bratem umówiłem się, że będę płacił czynsz, dopóki mieszkanie się nie sprzeda a on odda mi połowę należności za czynsz, które powinien płacić - po sprzedaży mieszkania. Minęło 2 lata i rzeczywistość brutalnie zweryfikowała plany. Mieszkania na własną rękę nie udało się sprzedać. Przez pośredników również (próbowały 4 firmy). Nie udało się również go wynająć, ponieważ wymaga ono większego remontu. Mieszkała w nim starsza osoba i dopóki żyła – nie godziła się na żaden remont. W łazience przecieka wanna, przecieka też muszla klozetowa. Plan mam taki: chcę to mieszkanie wyremontować i następnie sprzedać. Mam już osobę, która tylko czeka na sygnał, kiedy ma wchodzić i zaczynać prace. Mój brat (21 lat pracujący, mieszkający w wynajmowanym mieszkaniu), nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. Od momentu otrzymania spadku, nie położył ani grosza w utrzymanie tego mieszkania, mimo, ze prawnie jest właścicielem połowy. Jego obecne długi wynoszą:- 3105 zł matce - za podatek, którego nie uiścił na początku,
- 2900 zł mi – połowa opłat za samo użytkowanie lokalu (100% czynszu od momentu otrzymania spadku płacę ja),
- opłaty za gaz, prąd itd.
Mieszkanie jest położone w małym mieście (Grudziądz) i jest warte w obecnym stanie ok. 65 tysięcy zł. Aby znaleźć klienta i sprzedać je za w miarę uczciwe pieniądze, muszę podnieść jak najtańszym kosztem jego standard. Za grosze nie chcę się go pozbywać. Brat godzi się tylko i wyłącznie na wynajem mieszkania w obecnym stanie. Niestety przez 2 lata nikt się nie zdecydował z powodów jakie opisałem powyżej (konieczny remont łazienki i kuchni), ale do brata to nie dociera. Wczoraj spotkałem się z osobą, która by podjęła się remontu. Wstępna wycena to ok. 5 tysięcy razem z robocizną. Poinformowałem brata, że ma dać 2500 zł na remont i przedstawiłem mu swój plan. Powiedział, że nie da tych pieniędzy na remont i się na niego nie zgadza. Poprosiłem go więc o uregulowanie należności w stosunku do mnie i matki za koszty, jakie do tej pory ponieśliśmy. Odpowiedział, że nie ma pieniędzy. Zaproponowałem mu ugodę – aby przepisał na mnie notarialnie swoją połowę. Koszty notariusza i remontu pokryję ja. Po sprzedaży mieszkania – kwotę podzielę na pół i od jego połowy, odejmę 50% kosztów, które poniosłem do tej pory (remont, czynsz płacony przez 2 lata, oraz opłaty jakie robię za gaz i prąd + kwota dla matki za podatek od otrzymania spadku). Resztę, która zostanie – przeleję mu na konto. Brat się nie zgodził. A mieszkanie dalej stoi i nie pięknieje a czynsz wciąż trzeba płacić, a brat swojej połowy nie przynosi. W spółdzielni mieszkaniowej, pełnomocnikiem jestem ja. W gazowni i zakładzie energetycznym umowy na liczniki są spisane również na mnie. Wszelkiego rodzaju formalności związane z przepisaniem mieszkania ze zmarłej cioci na mnie załatwiałem ja. Z pośrednikami w sprawie sprzedaży spotykałem się również tylko ja. Wszelkie koszty dojazdów z tym związanych ponosiłem ja. Jeździłem również do Grudziądza biorąc wolne dni od pracy rozwieszać ogłoszenia na mieście, próbując sprzedać to mieszkanie na własną rękę. Brat absolutnie nie ułatwia mi życia, wręcz wbija nóż w plecy i nie wykazuje minimum zainteresowania sprawą. Nigdy nie miał czasu, prowadziłem z nim już wiele rozmów lecz na żaden logiczny plan się nie zgadza. Jedynie godzi się na wynajem tego mieszkania w obecnym stanie.
Reasumując: W lutym 2011 chcę wziąć kredyt na mieszkanie w Toruniu, dlatego zależy mi na szybkiej sprzedaży tego mieszkania, bo potrzebuję pieniędzy na wkład własny do kredytu. Sytuacja jest cholernie ciężka jak widzicie. Niestety – tak mnie załatwił mój brat. Jest to tragiczne, dlatego proszę wszystkich o wyrozumiałość i nie robienie sobie w tym wątku jaj. W pewnym momencie przyszedł mi do głowy pomysł, aby zrobić po prostu remont, sprzedać to mieszkanie i przelać na jego konto tyle pieniędzy ile zostanie po potrąceniu wszystkich jego długów. Jednak przy sprzedaży będzie konieczna jego obecność u notariusza i złożenie podpisu jako prawnego współwłaściciela. Niestety w zaistniałej sytuacji, może odmówić złożenia podpisu. Pierwsze racjonalne rozwiązanie jakie przychodzi do głowy to dogadać się, ale wiele już rozmów przeprowadziłem i NIE DA SIĘ z nim dogadać. Mógłbym mu wytoczyć sprawę w sądzie, jednak czy mam jakiekolwiek szanse na to, aby sąd przyznał mi jego połowę? Poza tym ile to czasu będzie trwało zanim zapadnie wyrok. Wiadomo, że założenie sprawy w sądzie bratu to ostateczność… Nie chcę go oszukać, bo nawet jak sąd przyzna mi jego połowę – zrobię ten remont, sprzedam mieszkanie, potrącę wszystkie koszty jakie ja i matka ponieśliśmy z jego połowy – i to co zostanie i tak mu przeleję na konto. Chcę po prostu ruszyć z miejsca, bo nie będzie mnie stać w nieskończoność utrzymywać mieszkania, którego w obecnym stanie i tak nikt nie kupi ani nie wynajmie.
Czy ktoś z Was widzi jakieś sensowne wyjście z sytuacji? Błagam – pomóżcie, bo zabrakło mi już sił